Po wszystkim "normalność“ może nas zaskoczyć. Tarcza "nie dla gastronomii"

Polska
Po wszystkim "normalność“ może nas zaskoczyć. Tarcza "nie dla gastronomii"
sgo/polsatnews.pl
Food truck "Bimbo Wars i Sawa" na placu Nowego Teatru

Każdy ma swoje ulubione miejsca, do których chętnie wraca. Na obiad, kawę, ciasto lub po prostu posiedzieć z przyjaciółmi. Lokale gastronomiczne są w tragicznej sytuacji, każdego dnia tracą tysiące złotych, a od tego, czy przetrwają, zależą miejsca pracy całych zespołów i dostawców. Dlatego właściciele robią, co mogą, by nie zniknąć z kulinarnej mapy.

- Współczuję lokalom, które nie miały nigdy dowozów bądź ich profil kompletnie nie pasuje do tego typu działań, a takich jest bardzo dużo, a może i większość. Na pewno pozytywnym efektem obecnego kryzysu jest kreatywność. Bardzo wiele lokali zmienia swój profil, dostosowuje się, by przetrwać - mówi polsatnews.pl Maks Krzywkowski, właściciel "Mąki i Kawy". Dwa lokale musiał zamknąć, bo są w galeriach handlowych. Trzeci funkcjonuje w trybie "na wynos/dowóz”.

 

A kiedy przyjdzie koniec…

 

Obecną sytuację traktujemy jak poczekalnię, z której w końcu zabierze nas pociąg do normalności. Tylko co, jeśli zamiast wygodnych, tapicerowanych kanap zastaniemy twarde deski? Będziemy cieszyć, się, że w ogóle przyjechał, ale przynajmniej połowa pasażerów zada sobie pytanie, czy można było zrobić, coś, by ta podróż była choć trochę wygodniejsza.

 

Najważniejsze jest zdrowie i wszystkie wprowadzone obostrzenia, jeśli są skuteczne, mają sens. To nie podlega dyskusji, tak jak to, że powinniśmy zostać w domach. W końcu jednak będziemy wracać do naszego dawnego życia, w tym przyjemności i przyzwyczajeń. Niektórzy wiedzą nawet jak uczczą pierwsze godziny wolności – np. w ulubionej, wreszcie otwartej, restauracji. I wtedy może przyjść rozczarowanie w postaci kłódki na drzwiach i smutnej kartki z informacją "lokal zamknięty“.

 

ZOBACZ: Dzieci się nie bawią. "To będzie cały sezon straty"

 

Oczywiście do tragedii daleko – przykro, ale pewnie za jakiś czas znajdzie się zamiennik. Prawdziwy dramat będzie rozgrywał się po drugiej stronie tych drzwi. Przecież o to, żebyśmy polubili jakieś miejsce, zadbali ludzie, dla których taki lokal był realizacją marzeń, nierzadko ogromną inwestycją, poświęceniem i wielką pracą.

 

Bez Was nie ma nas

 

Wars i Sawa, czyli Marcin i Iga, którzy od lat na mapie Warszawy tworzą lubiane miejscówki, doskonale wiedzą, jak boli konieczność zamknięcia "swojego dziecka". Nikt nie chce takiej powtórki, dlatego robią wszystko, by utrzymać się na powierzchni. Nigdy nie działali z dowozem, w więc walka o przetrwanie stąpaniem po nowym terytorium.

 

W ich przypadku to o tyle trudne, że obok pysznego jedzenia, klienci kochali ich za niezastąpiony klimat. Podczas coniedzielnych brunchy na terenie mokotowskiego Nowego Teatru można jeść godzinami i budować relacje międzyludzkie, czemu sprzyjają wielkie stoły i odpowiednia przestrzeń. Dzieci są zaopiekowanie np. lepiąc z gliny podczas zajęć z "Moja Siostra Alchemicus", a rodzice mają szansę wypić spokojnie ciepłą kawę.

 

 

Tego zastąpić się w obecnej sytuacji nie da, ale w oczekiwaniu na następną "normalną" niedzielę, można zamawiać jedzenie – codziennie są inne lunche. To nie wszystko – przed Nowym Teatrem stoi "Bimbo Wars i Sawa", czyli food truck z piecem do pizzy opalanym drewnem.

 

- Nasz "FoodTruck Bimbo" jest dodatkowym wsparciem, musiał wcześniej niż zwykle wyjechać z garażu, aby nam pomoc. Są dni, gdy mu się udaje, ale są takie, że nie. Czekamy z nim na lepsze czasy, ale wątpimy, że pojedzie w trasę po festiwalach jak zawsze. Jeśli tak będzie - znajdziemy mu jakieś miłe miejsce, może wrośnie w plac Nowego Teatru. - obiecuje Sawa (Iga).

 

Choć jedzenie jest pyszne, strach, że sam smak może nie wystarczyć, jest uzasadniony, w przypadku lokalu, którego popularność opiera się na atmosferze i przyjemności przebywania "na miejscu".

 

Wars i Sawa przyznają, że nie mają doświadczenia w dowozach, w końcu zawsze z otwartymi rękami witali gości u siebie. - Łapiemy się wielu pomysłów, aby przetrwać. Współpraca z dostawcami jedzenia do domów to dla nas nowość, nigdy tego nie robiliśmy - mówią.

 

Tarcza, której "brak"

 

- Czekaliśmy dwa tygodnie na propozycje wsparcia przedsiębiorców przez rząd. Niestety, obecny kształt tak zwanej tarczy kryzysowej jest nie dla nas. Nie łapiemy się praktycznie na nic. Dumnie brzmiące hasła mają ukryte wiele gwiazdek z wykluczeniami i my niestety nie spełniamy warunków. Czujemy, że zostaliśmy pozostawieni sami sobie - Sawa nie ukrywa rozczarowania.

 

- Przez to musieliśmy wyraźnie zredukować skład naszej drużyny licząc, że jak przetrwamy to będziemy mogli dalej zapewnić im miejsca pracy. Zostaliśmy zmuszeni zostawić najważniejszych pracowników z kadry zarządzającej plus najlepszych pracowników kuchennych. Mamy nadzieję, że z tym składem będziemy mogli wrócić i ponownie odbudować Warsa i Sawę - podsumowują.

 

ZOBACZ: Tarcza antykryzysowa. Niebawem podręcznik dla przedsiębiorców

 

Jeśli nie państwo, pomóc mogą ludzie. "Wars i Sawa", tak jak wiele innych lokali w podobnej sytuacji, szukają różnych rozwiązań. 

 

- Zorganizowaliśmy zrzutkę, gdzie przyjaciele "Warsa i Sawy" mogą nas wspierać, dodatkowo można kupić voucher na przyszłość, a ostatni pomysł z racji czasu, to przygotowanie oferty świątecznej. Zdajemy sobie sprawę, że w tym roku święta będą wyjątkowo trudne. Dlatego postanowiliśmy przygotować ofertę. Można uniknąć stania w długich kolejkach i jednocześnie wesprzeć swoje ulubione miejsce. - wyjaśnia Wars (Marcin).

 

 

Dom pachnący chlebem

 

Właściciele innego, równie klimatycznego miejsca potrzebowali odrobiny czasu, by przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. W końcu jako specjaliści w wypiekach, postanowili podzielić się chlebem. Czy w "Tłoku" rozchodzi się jak ciepłe bułeczki?

 

Nazwę  oficjalnie przekształcili w T.Ł.O.K. -  "Tryb Łagodzący Okoliczności Kryzysowych". Wydaje się, że chrupiący, pachnący i świeżutki i bochenek chleba jest dokładnie tym, przy czym na chwilę można zapomnieć o całym świecie.

 

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Tak pięknie wyglądają Wasze poranki. Dziękujemy, że nas wspieracie i możemy być ich częścią. To nie koniec walki, wkraczamy w kolejny tydzień i zapraszamy Was do składania zamówień. W tym tygodniu boxy sernik i boxy vegan można zamawiać na: czwartek, sobotę i niedzielę, co oznacza, że w te dni będziemy otwarci również z kawą na wynos. Jak tylko będzie trochę cieplej uruchomimy - TŁOKienko, czy otwarte będzie codziennie przez specjalne okienko. Chlebki można zamawiać codziennie licząc od środy do niedzieli. Dodatkowo pracujemy nad stroną internetową, przez którą będziecie mogli zamawiać wszystkie rzeczy. W tym tygodniu będzie można zgłaszać się również po listę z wypiekami na wielkanoc. Bądźmy dobrej myśli i niech nie brakuje Wam cierpliwości. Miejmy nadzieję, że jesteśmy bliżej końca tego świństwa. Dbajcie o siebie i innych, tylko razem to pokonamy. ______ #kawiarnia #coffeeshop #family #friends #breakfast #food #gdynia #trojmiasto #specialtycoffee #cake #cheesecake #sernik #kawiarniatlok #foodporn #bread

A post shared by TŁOK (@tlok.kawiarnia) on

 

Nie  trzeba czekać na niego w sklepowej kolejce – można zadzwonić i odebrać gotową paczkę, także ze znanymi w całej Gdyni słodkościami. Każdy zamówiony zestaw uprawnia do 20% zniżki na kawę do zrealizowania w przyszłości. Podobnie, jak "Wars i Sawa" - wprowadzili kupony na przyszłe, lepsze czasy.


Teraz wszystko wygląda inaczej. Ale dalej dzielą się z ludźmi tym, co mają najlepsze, i wierzą, że niedługo świat wróci do normy. A "Tłok" z "Trybu Łagodzącego Kryzysowe Okoliczności" znów zamieni się w jedno z ulubionych miejsc spotkań mieszkańców.

 

Bez konkurencji

 

O tym, jak bardzo trudności łączą, widać także na przykładzie branży gastronomicznej. Zagłębiając się w oferty lokali, mamy wrażenie, że konkurencja przestała istnieć - np. trójmiejska "Mąka i Kawa" działa teraz razem z gdyńskimi przyjaciółmi. Zamawiając do domu z przekształconego w mobilne delikatesy "NEONU", można zaopatrzyć się w produkty z palarni kawy, oliwę z oliwek, a nawet mąkę do wypieku chleba.

 

 

NEON, który jest połączeniem restauracji z barem, tak jak większość tego typu miejsc słynie z klimatu. Pomysłowość Jana Kilańskiego i Jakuba Madeja pozwoliła im jednak szybko przestawić się na tryb "NEONDELI", czyli jedzenia do samodzielnego podgrzania (albo i nie) w domu.

 

- Jak się dowiedziałem o pomyśle od razu zapytałem czy możemy nasze produkty proponować w ich sklepie. Połączyliśmy siły i wygląda to bardzo obiecująco. Takich inicjatyw teraz jest bardzo dużo - mówi Maks z "MiK".

 

 

Top Chef w naszych domach

 

Jan Kilański z Neonu to kucharz pasjonat. Widzowie Telewizji Polsat mogli się o tym przekonać, śledząc jego drogę do finału w programie Top Chef. Teraz mieszkańcy Trójmiasta mają okazję nie tylko dalej próbować jego potraw, ale i spotkać osobiście, bo w obecnej sytuacji sam dostarcza "DELIkatesowe" przysmaki.

 

Ekipa pracuje do głębokiej nocy - Dowozy naszego "DELI" realizujemy póki co sami, jest to metoda która nam pozwala na kontrolę jakości naszych paczek i tego że docierają do naszych gości w całości. No i czasem pozwala na zamienienie kilku zdań (choćby przez zamknięte drzwi) z kimś, kto od nas kupuje – mówił Jan Kilański polsatnews.pl.

 

Pomożemy jedząc

 

Hasło, które jest hitem w mediach społecznościowych - "pierwszy raz masz okazje uratować świat leżąc na kanapie” bardzo pasuje do sytuacji. Przekształcone w "pierwszy raz masz okazję uratować miejsca pracy i marzenia ludzi dobrze jedząc" w pełni oddaje potrzebę lokali gastronomicznych.

 

"Lokal Vegan Bistro" na swoim Facebooku pokazuje, jak ważne jest zamawianie jedzenia, by miejscówka miała szansę przetrwać. Przeglądając wpisy z ostatniego miesiąca, widzimy całą drogę, jaką musieli przejść, by karmić swoich klientów tak sprawnie, jak robią to dziś.

 

Ze stanu uśpienia podnieśli się gotując i dostarczając ulubione potrawy do dziesiątek domów. "Nasze „schabowe”, w formie trzypaka, do dostania w obydwu punktach" - czytamy na ich FB. Skuteczność zamawiania potraw na wynos widać w rozszerzonym menu - im więcej zamawiamy, tym z większej oferty możemy wybierać. A jeśli pomyślimy o menu świątecznym i odpuścimy sobie trudny w dzisiejszych czasach rajd po sklepach, wszyscy będą wygrani.

 

 

To wciąż kropla w morzu potrzeb, ale daje nadzieję, że właśnie takie wsparcie pozwoli za kilka tygodni otworzyć szeroko drzwi i zaprosić gości do środka.

 

Tak jak i "Lokal Vegan Bistro", tak i Maks Krzywkowski z "Mąki i Kawy" nie ukrywa swojej wdzięczności. - Teraz do każdego zamówienia delikatesowego dajemy w gratisie torebkę z włoską mąka na własne domowe wypieki. Jest szereg innych inicjatyw, w których bierzemy udział i jesteśmy z nich bardzo dumni. Dużo nauczyliśmy się o własnym biznesie w przeciągu tych trzech tygodni. Bardzo dziękujemy też społeczności lokalnej, która wspiera lokalną gastronomię. Ponadto inicjatywy wsparcia szpitali przez akcję typu #gastropomaga, w której też mieliśmy przyjemność uczestniczyć, dają nadzieje na lepsze jutro - podsumowuje.

Sonia Nałęcz/bas/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie