Walka aktywistów o konia. W pysk wrosły mu pasy
Fundacja Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt Viva! uratowała konia ze Skorzynic (woj. dolnośląskie), w którego pysk wrosły pasy. Jak dowodzą aktywiści, właściciel przetrzymał zwierzę w fatalnych warunkach, bez dostępu do wody. Mężczyzna odpiera zarzuty.
O tym, w jakich warunkach żyją zwierzęta (właściciel ma w sumie trzy konie - red.) Fundację Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt Viva!, która ratuje zwierzęta źle traktowane przez właścicieli, zaalarmowała jedna z osób mieszkających w pobliżu Skorzynic.
W czwartek przed godziną 10:00 na polanie w środku lasu, gdzie przetrzymywane były trzy konie, zjawili się pracownicy fundacji, reporter Polsat News, policja oraz lekarz weterynarii z Lwówka Śląskiego.
Przerażające nagranie
Widok, który zarejestrowała nasza kamera jest wstrząsający.
- Z rany która powstała między głową a uszami konia, wycieka ropa. Są tam stany zapalne, najprawdopodobniej wdała się martwica tkanki - relacjonowała po przyjeździe na miejsce przedstawicielka fundacji Ilona Dąbrowska. - Co najgorsze, dochodzi już do deformacji kości nosowej, za czym idzie niedrożność dróg oddechowych.
ZOBACZ: Zwierzęta padały z głodu. "Ranczo" grozy na Mazurach
Koń nie mógł swobodnie spożywać pokarmu, ponieważ uprząż uciskała na pysk, w efekcie zwierze nie jest w dobrej kondycji.
- Nie ma tutaj wody ani żadnych pojemników na żywność. Koń przez cały czas, odkąd tu stoimy, liże metalowy mosiężny palik - zauważyła kobieta.
Jak powiedziała, najbardziej porusza ją to, że w tej sytuacji naprawdę niewiele trzeba było, aby pomóc zwierzęciu. - To nie jest kwestia finansowa, że ktoś mógłby powiedzieć, że nie stać go na to, żeby odpowiednio zająć się zwierzęciem. Wystarczyło zdjąć z głowy kantar, kiedy on rósł. Niestety to nie zostało zrobione, kantar wrósł w głowę - mówi w rozmowie z Polsat News.
Wideo: Ilona Dąbrowska opowiada o stanie zwierzęcia
Zwierze zostanie odebrane właścicielowi
Właściciel konia, gdy zjawił się na miejscu, zachowywał się agresywnie wobec pracowników fundacji. Zapowiedział, że nie odda konia, bo zwierzę jest w dobrym stanie, a powstałe rany wynikają z tego, że "kiedyś koń mu uciekł i musiał użyć siły, aby go przyciągnąć".
Z pierwszych oględzin weterynarza wynikało, że koń rzeczywiście rósł z zaopatrzeniem, które miał przypięte na głowie.
Kantar został już zdjęty i odsłonił głęboką, ropiejącą ranę, z której wydobywa się intensywny, nieprzyjemny zapach.
Niezależny lekarz weterynarii ocenił, że stan konia nie pozwala, aby pozostał on przy swoim właścicielu. Po zaopatrzeniu, zaopiekują się nim pracownicy fundacji.
Sprawą zajmie się prokuratura. Jak dowiedzieliśmy się, mężczyzna posiada również stado krów, które przetrzymywane są w nieodpowiednich warunkach.
Fundacja chce odebrać mu wszystkie konie.
Czytaj więcej