"Powiedziała, że zadzwoni po kolegę i to załatwi". Zeznania świadków ws. śmierci Vasyla

Polska
"Powiedziała, że zadzwoni po kolegę i to załatwi". Zeznania świadków ws. śmierci Vasyla
Policja Wielkopolska
Prokuratura oskarżyła Grażynę F. o nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci Vasyla C.

- Mówiliśmy, żeby kierowniczka zadzwoniła po pogotowie, ale ona powiedziała, że zadzwoni po kolegę i tę sprawę załatwi – mówił w poniedziałek w sądzie Oleksandr Z., świadek w procesie ws. śmierci ukraińskiego pracownika firmy stolarskiej.

Przed Sądem Rejonowym w Nowym Tomyślu (Wielkopolskie) kontynuowany był - rozpoczęty na początku stycznia - proces kierowniczki zakładu stolarskiego Grażyny F. oskarżonej o nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci Vasyla C.

 

"Był przytomny, ale miał drgawki"

 

W poniedziałek sąd przesłuchał kolejnych świadków, w tym jednego z pracowników zakładu Oleksandra Z. Świadek mówił, że w dniu, kiedy doszło do zdarzenia pracował przy maszynie ok. 20 metrów od Vasyla C. Tłumaczył, że nie widział momentu, kiedy kolega się przewrócił, ale kiedy już leżał na ziemi, podszedł, żeby zobaczyć, co się z nim dzieje.

 

- Kiedy go zobaczyłem, to on leżał ok. 1 metra od maszyny. Był przytomny, ale miał drgawki. Nie byłem przy nim cały czas. Poinformowałem kierowniczkę zakładu o tych drgawkach, a ona poszła zobaczyć Vasyla. Kiedy przyszła, ten atak drgawek jeszcze nie ustał – mówił.

 

Oleksandr Z. dodał, że Grażyna F. nie chciała, żeby pracownicy dzwonili na pogotowie. - Powiedziała nam, że nie mamy nigdzie dzwonić, że zadzwoni po kolegę i ona to załatwi - podkreślił.

 

- Nie wiem, co się działo z Vasylem później. Kiedy odjeżdżaliśmy, Vasyl jeszcze tam leżał. W czasie, kiedy to wszystko się działo Serhii H. pracował; ale przyszedł, popatrzył i poszedł dalej. Po 5-10 minutach, jak przyszła kierowniczka, to zaproponowała, żeby go zabrać. Nie pamiętam, czy mówiła, gdzie mamy go zabrać. Ja powiedziałem wtedy, żeby zadzwoniła po pogotowie, bo wiedziałem, że nie będę w stanie okazać Vasylowi należytej pomocy. Tam powinien udzielić pomocy lekarz, ja nie jestem lekarzem – mówił świadek.

 

Oleksandr Z. wrócił do pracy dopiero po kilku dniach.

 

- Kiedy zapytałem, co z Vasylem, usłyszałem od kolegi, że Serhii powiedział mu, że Vasyl lepiej się poczuł i poszli razem - zeznał świadek. Dodał, że w zakładzie stolarskim pod Nowym Tomyślem pracował przez ponad rok. Nie miał umowy o pracę; wypłatę dostawał od kierowniczki w gotówce.

 

Maszyny zagrażały zdrowiu i życiu pracowników

 

W sądzie zeznawała też Jadwiga Ł., rencistka, która dorabiała w stolarni. O tym, co się wydarzyło, kobieta dowiedziała się dopiero po kilku dniach, kiedy przyjechały służby.

 

- Jeden z panów zapytał, czy pracował tutaj ten i ten - i wymienił nazwisko. Ale my przecież nie znamy tu imion i nazwisk, a ten pan pracował dwa czy trzy dni – mówiła.

 

Zeznania składał także Rafał L. z Państwowej Inspekcji Pracy, który przeprowadzał kontrolę w zakładzie. W sądzie mówił, że maszyny zagrażały zdrowiu i życiu pracowników. "Nie posiadały zabezpieczeń elementów niebezpiecznych, które mogły uczynić pracownikowi krzywdę lub nawet pozbawić go życia. Pomijam już kwestie formalne, związane z prowadzeniem zakładu. Generalnie większość maszyn, które były w tym dniu na hali, została zatrzymana decyzją administracyjną" – zeznał Rafał L.

 

Na kolejnej rozprawie sąd zamierza przesłuchać m.in. biegłą z zakresu medycyny sądowej.

 

Szefowa zakazała wzywania pomocy

 

Według ustaleń prokuratury, Vasyl C. zasłabł w połowie czerwca ubiegłego roku podczas pracy w zakładzie stolarskim w okolicach Nowego Tomyśla. Pracujący tam inni obywatele Ukrainy poprosili kierowniczkę zakładu Grażynę F. o wezwanie pogotowia. Kobieta miała jednak oświadczyć, że "nigdzie nie zadzwoni, jak również zakazała im wzywania pomocy".

 

W pewnym momencie jeden z pracowników - Serhii H. rozpoczął akcję reanimacyjną - lecz nie przyniosła ona rezultatu; Vasyl C. nie dawał już żadnych oznak życia. Wówczas – jak wskazała prokuratura - Grażyna F. nakazała zakończenie pracy i wydała wszystkim pracownikom polecenie opuszczenia hali produkcyjnej. Następnie kobieta miała zamknąć zakład pozostawiając w nim ciało zmarłego.

 

Prokuratura ustaliła, że Grażyna F. udała się do Poznania, gdzie wynajęła samochód. Po powrocie oświadczyła, iż Serhii H. ma jej pomóc w załadowaniu zwłok do pojazdu, którym przyjechała. Ten odmówił, lecz Grażyna F. zagroziła, że nie wypłaci mu pensji. Serhii H. bał się zgłosić zdarzenie na policję, gdyż znajdował się w obcym kraju, nie znal języka, jak również nie miał umowy o pracę. Ostatecznie przeniósł zwłoki do samochodu, którym Grażyna F. pojechała na teren powiatu wągrowieckiego, gdzie porzuciła ciało w lesie.

 

ZOBACZ: Awantura w hotelu robotniczym. 24-letni Ukrainiec zmarł ugodzony nożem

 

Zwłoki Vasyla C. odnalazł leśniczy w kompleksie leśnym niedaleko Skoków – ok. 120 kilometrów od Nowego Tomyśla. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł poprzedniego dnia na skutek niewydolności oddechowo-krążeniowej.

 

Prokuratura oskarżyła Grażynę F. o nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci Vasyla C.

 

Za czyny te grozi jej kara do 5 lat pozbawienia wolności. W tej sprawie oskarżony został także Serhii H., któremu prokuratura zarzuciła utrudnianie postępowania karnego "poprzez pomoc Grażynie F. w zatarciu śladów przestępstwa, przy czym czynu tego dopuścił się z obawy przed grożącą mu odpowiedzialnością karną". Grozi mu za to kara do 5 lat więzienia. 

las/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie