"Wolne krowy" z Deszczna wciąż bez domu. "Sytuacja jest w tej chwili katastrofalna"

Polska
"Wolne krowy" z Deszczna wciąż bez domu. "Sytuacja jest w tej chwili katastrofalna"
Polsat News
"Ciąg dalszy wielkich problemów krów. Sytuacja miała być rozwiązana latem, krowy miały trafić do rezerwatu w Czarnocinie, ale tak się nie stało"

Historia 190 krów z Deszczna, które miały trafić pod nóż, zdaje się nie mieć końca. Zwierzęta zostały uratowane dzięki wielkiej akcji, w którą włączyli się m.in. aktorzy oraz politycy. Do tej pory zwierzęta nie znalazły jednak bezpiecznej przystani. - Sytuacja jest w tej chwili katastrofalna – komentuje Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze.

Stado bydła liczące w tej chwili około 190 sztuk od wielu lat żyje na wolności w woj. lubuskim, wypasając się na polach rolników. Zwierzęta bez pomocy człowieka musiały sobie radzić ze zdobywaniem pokarmu i przetrwaniem zimy.

 

Przystosowały się do tego znakomicie, ale z roku na rok stawały się coraz większym problemem dla mieszkańców gminy Deszczno.

 

ZOBACZ: Spurek tłumaczy, że "los krów jest zdeterminowany przez ich płeć". Biedroń: nie bardzo rozumiem

 

- Ciąg dalszy wielkich problemów krów. Sytuacja miała być rozwiązana latem, krowy miały trafić do rezerwatu w Czarnocinie, ale tak się nie stało – relacjonuje reporterka Polsat News Dorota Wleklik.

 

- Aktualnie krowy przebywają niedaleko Deszczna. Nie mają żadnych wiat, problem jest z ich karmieniem - dodaje reporterka.

 

Patowa sytuacja 

 

- Jeżeli chodzi o sytuację finansową i prawną to nadzór nad krowami sprawuje Biuro Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze, ale tak naprawdę ciężar opieki nad zwierzętami spadł na rolnika z Borka (pow. gorzowski), pana Grzegorza Piotrowskiego - relacjonuje Dorota Wleklik.

 

Wolontariusze z BOZ-u próbują znaleźć miejsce dla krów. Rozmawiają z rolnikami, którzy mogliby przygarnąć stado.


- Przed świętami stado miało wyjechać. My otrzymujemy cały czas wezwania od Powiatowego Lekarza Weterynaryjnego na kontrole. Wysyłane są zawiadomienia, na to, że niby znęcamy się nad stadem. Wiadomo, że to stado nie może przebywać tam gdzie jest aktualnie, bo tam nie ma możliwości postawienia wiat. Poza tym, to nie jest nasz teren. Mimo, że chcemy zabrać stado, okazuje się, że nie możemy - tłumaczy Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze.

 

W rozmowie z reporterką Polsat News przyznaje, że "sytuacja jest katastrofalna".

 

- Z kolei rolnik, który aktualnie opiekuje się zwierzętami, mówi, że zanim je wyda komukolwiek, to chciałby otrzymać pieniądze za ich dotychczasowe utrzymanie. Suma wzrosła do 340 tys. zł - przekazała Wleklik.

 

WIDEO: relacja reporterki Polsat News

  

 

Jak dowiedziała się reporterka Polsat News "niedawno pojawił się rolnik z gminy Santok, który zadeklarował przyjęcie całego stada".

 

Wójt Santoka odpowiedział jednak, że nie życzy sobie krów na terenie jego gminy. - Sytuacja wydaje się patowa - komentuje reporterka.

 

Aktywiści pilnowali krów


Jesienią zeszłego roku Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gorzowie wydał decyzję nakazującą właścicielowi stada zabicie i utylizację krów. Po tym jak decyzja ta trafiła do opinii publicznej, uaktywnili się obrońcy zwierząt, którzy apelowali o odstąpienie od tak radyklanego rozwiązania. Wskazywali, że są ludzie gotowi wziąć krowy pod opiekę. Do gminy Deszczno przyjechała nawet grupa aktywistów, by pilnować zwierząt.

Od 12 kwietnia stado znajduje się na ogrodzonym terenie, mając do dyspozycji około 60 ha łąk. Za opiekę nad nimi płaci lokalny samorząd.

las/luq/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie