Strażacy w Szczyrku cały czas pracują ręcznie, ale prace przyspieszyły

Polska
Strażacy w Szczyrku cały czas pracują ręcznie, ale prace przyspieszyły
PAP/Andrzej Grygiel
Strażacy ciągle przeszukują gruzy, by odnaleźć poszkodowanych

Prace w miejscu wybuchu gazu w Szczyrku postępują coraz szybciej; w świetle dziennym jest nam łatwiej spostrzec wiele rzeczy - poinformował w czwartek szef śląskich strażaków nadbryg. Jacek Kleszczewski. Dodał, że strażacy cały czas pracują ręcznie.

- Te prace szybciej postępują, jest po prostu bezpieczniej. Natomiast ta praca ciągle jest żmudna, element po elemencie musimy wszystko usuwać. Jesteśmy na pewno już po połowie prac. Myślę, że będzie coraz szybciej - ocenił w czwartek śląski komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej Jacek Kleszczewski.

 

ZOBACZ: Osiem ofiar wybuchu gazu w Szczyrku

 

Kleszczewski dodał, że strażacy ciągle nie mogą na gruzowisko wprowadzić psów. W dalszym ciągu również pracują ręcznie.

 

Pytany o to, na której kondygnacji już pracują strażacy zaznaczył, że można oszacować że obecnie poszukiwania są prowadzone na poziomie zero.

 

- Jesteśmy już bardzo nisko, ale to jest sprasowany materiał, a więc ilość materiałów jest jeszcze z dwóch kondygnacji - powiedział.

Dodał, że na miejscu pracuje około 100 strażaków, ale w sumie włącznie ze zmianami pracowało ich na gruzowisku już ponad 200.

 

Osiem odnalezionych ciał

 

W zawalonym budynku przy ul. Leszczynowej w Szczyrku mogło znajdować się osiem osób. Straż pożarna otrzymała zgłoszenie o wybuchu w środę o godz. 18:26. Jak informowali świadkowie, huk wybuchu słychać było w promieniu kilku kilometrów. Spod gruzów wydobyto ciała ośmiu osób, w tym czworga dzieci.

 

ZOBACZ: Wybuch gazu w domu w Szczyrku. Budynek, w którym mogło być osiem osób, zawalił się [ZDJĘCIA]

 

Służby ratunkowe od początku akcji ratowniczej ręcznie odgruzowują pogorzelisko. W poszukiwaniu ofiar mogą pomóc też psy ratownicze, jednak ich udział uniemożliwiają warunki. 

 

Wojewoda: akcja niekiedy w ekstremalnych warunkach

 

- Pierwsze dwie ofiary znaleziono około godz. 1 w nocy, kolejne dwie zaraz po godz. 4:30. Liczymy na to, że to będą ostatnie osoby, które tak tragicznie zakończyły życie - powiedział w czwartek rano Jarosław Wieczorek, wojewoda śląski. 

 

Cztery godziny później poinformował o zlokalizowaniu ciała piątej ofiary tragedii - to także dziecko.

 

- Naszym celem jest jej kontynuacja. Przebiega ona momentami w ekstremalnych warunkach. Pogoda jest bardzo trudna, a na miejscu panuje wysokie zadymienie - mówił rano wojewoda.

 

ZOBACZ: "Niemal codziennie mamy zgłoszenia o uszkodzeniu gazociągu"

 

W Szczyrku o godz. 7 rano było minus 12 stopni Celsjusza. Była to 13 godzina akcji ratunkowej.

 

Największa tragedia w historii miasta

 

W akcji ratunkowej bierze udział kilkaset osób. - Tę fundamentalną pracę wykonuje Państwowa Straż Pożarna, ale prócz tego pracuje kilkudziesięciu policjantów, służby zarządzania kryzysowego, lekarze, prokuratorzy, ratownicy medyczni - stwierdził wojewoda.

 

Dodał, że "wszystkie siły i środki muszą być w dyspozycji", aby w każdej chwili pomóc ewentualnym odnalezionym ludziom.

 

Burmistrz Szczyrku nazwał wybuch największą tragedią w historii miasta. - Ten dom zamieszkiwała wielopokoleniowa, znana rodzina. To też byli moi sąsiedzi, znam ich bardzo dobrze. Chcę mówić o nich w czasie teraźniejszym. - dodał. 

 

Duża część Szczyrku jest pozbawiona prądu i gazu. - Prawdopodobnym powodem wybuchu było przewiercenie gazociągu. Nasze stacje zanotowały bardzo duże momentalne uchodzenie gazu, a tak się dzieje, kiedy w gazociągu powstaje dziura - powiedział Artur Michniewicz, rzecznik Polskiej Spółki Gazownictwa. 

 

ml/ PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie