Była pracownica IMGW: dyrektor kazał zawieźć alkohol Gawłowskiemu

Polska
Była pracownica IMGW: dyrektor kazał zawieźć alkohol Gawłowskiemu
Polsat News/Zdj. ilustracyjne

W czwartek w Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się kolejna rozprawa w procesie byłego dyrektora IMGW. Była pracownica instytutu zeznała m.in., że polecił jej zawieźć alkohol do Zakopanego w prezencie dla ówczesnego sekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska Stanisława Gawłowskiego.

Proces w sprawie nieprawidłowości i korupcji w IMGW toczy się od czerwca 2018 roku. Mieczysław O. usłyszał w nim 94 zarzuty, o korupcję, przekroczenie uprawnień, nakłanianie do składania fałszywych zeznań, podżeganie do podrabiania dokumentów, oszustwo, pracę za seks. Były dyrektor miał stworzyć korupcyjny mechanizm zatrudnienia, w którym pracownicy oddawali mu część pensji.

 

W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał kolejnych świadków w tej sprawie, m.in. byłą pracownicę działu administracji i inwestycji. Kobieta zeznała, że na przełomie 2013 i 2014 roku miała pojechać z delegacją do Zakopanego, by skontrolować prace modernizacyjne stacji IMGW. Jak wynika z jej zeznań, wcześniej została wezwana przez Mieczysława O. do gabinetu, gdzie ten miał jej wręczyć karton z 12-letnią whisky.

 

- O. podpisał się na kartce imieniem Mietek. Powiedział, że mam to zawieźć do Zakopanego, gdyż w okresie świątecznym na tej stacji ma przebywać minister Stanisław Gawłowski. Dostałam polecenie, by wejść do pomieszczenia, w którym pan Stanisław Gawłowski przebywał, i postawić karton na stole. To miał być prezent dla pana ministra - zeznała.

 

Dodała, że podejrzewa, iż zakupu alkoholi dokonał Instytut, ale nie wie, w jaki sposób pokój w Zakopanem był opłacony przez ówczesnego sekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska w rządzie PO-PSL.

 

Za premie mieli opłacić prawnika dla znajomego dyrektora

 

- Pan Gawłowski nie zajmował najlepszego apartamentu (...) Ten był przeznaczony do dyspozycji O. i jego gości (...) Nie pamiętam, jak długo minister Gawłowski przebywał w apartamencie. Był, że tak to określę, "zadomowiony" na tej stacji. Pamiętam, że na nogach miał niebieskie klapki i białe skarpetki. Był ubrany w koszulkę z krótkim rękawkiem (...) charakterystyczną dla amerykańskiego turysty - zeznawała.

 

Mówiła też, że "alkohol był dawany w prezencie osobom, które piastują wysokie stanowiska, a które mogą wesprzeć jakieś działania (...) Te osoby pełniły różne stanowiska, jak np. pan Gawłowski, który nadzorował Instytut".

 

Mieczysław O. jest również oskarżony o to, że w 2014 r. "w związku z pełnioną funkcją publiczną" żądał od zeznającej w czwartek byłej pracownicy Instytutu i zatrudnionego w nim jej męża łapówek po 4 tys. zł.

 

Na sali rozpraw kobieta potwierdziła, że zostali z mężem wezwani przez O., który poinformował ją, że otrzymają premie po 4 tys. zł i mają je przekazać na opłacenie prawnika dla jego znajomego.

 

"Podejrzewałam, że w kopertach są pieniądze"

 

Chodzi o Łukasza L., który w tamtym okresie był zastępcą Mieczysława O. Podobnie jak O. miał on zarzuty korupcyjne za zatrudnianie "słupów" w IMGW i w zakończonym postępowaniu dobrowolnie poddał się karze.

 

- Pan O. poinformował, że ma dobrego prawnika dla pana L. Miał ze sobą kartkę i długopis. Mieliśmy po 4 tys. oddać na poczet adwokata dla pana L., który kosztował 8 tys. - zeznała pracowniczka. Podkreśliła, że oboje odmówili.


Kobieta powiedziała, że Łukasz L. był jej przełożonym i wydawał polecenia dotyczące zatrudnienia tzw. słupów w Instytucie.

 

Przyznała, że przygotowywała tym osobom zakres obowiązków, ale nie zlecała żadnej pracy. Za to "miała powiedziane, że wykonują ją na rzecz pana Łukasza L.". Podpisywała też listy obecności tych pracowników, ale nie widywała ich w Instytucie; przekazano jej, że wykonują tzw. telepracę.

 

- Nigdy nie widziałam efektów tej pracy, chociażby w postaci wytworzonych dokumentów - stwierdziła na sali rozpraw.

 

Zeznała również, że jeździła do Legionowa, by przekazywać Łukaszowi L. koperty. - Często jeździłam do Legionowa z dokumentacją (...) Koperty były zamknięte, zaklejone. Miałam podejrzenie, że są tam pieniądze - opowiadała. Podejrzewała, że chodzi o jakieś interesy "niemające nic wspólnego z instytutem".

 

Mieczysławowi O. grozi do 15 lat więzienia. Według prokuratury miał doprowadzić Instytut do niekorzystnego rozporządzenia mieniem na 2 mln zł. Na ławie oskarżonych zasiada także jego córka Estera i podwładna Edyta W.-D. Pozostałe 17 osób, wobec których w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie toczyło się śledztwo, poddały się karze bez procesu.

 

prz/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie