Węgrzy znów wyszli na ulicę. To reakcja na podpisanie przez prezydenta zmian w kodeksie pracy
Tysiące ludzi kolejny raz protestuje na Węgrzech przeciwko nowym przepisom kodeksu pracy, które zwiększają limit godzin nadliczbowych. Niezadowoleni Węgrzy maszerują przed biuro prezydenta Janosa Adera, który w czwartek podpisał ustawę, mimo wielu zastrzeżeń opozycji oraz wcześniejszych akcji protestacyjnych.
Szef państwa poinformował w oświadczeniu, że podpisana przez niego w czwartek ustawa nie zmniejszy ochrony prawnej pracowników, ponieważ nadgodziny nie są obowiązkowe.
Premier Victor Orban dodał z kolei, że dzięki nowym przepisom rząd pozbywa się "głupich zasad", aby ci, którzy chcą zarabiać więcej, mogli więcej pracować. Natomiast odnośnie obaw o ewentualne przymuszanie pracowników do nadgodzin zauważył, że na Węgrzech brakuje siły roboczej i pracownik ma do wyboru różne oferty pracy.
W myśl nowych przepisów limit ten zwiększy się z 250 do 400 godzin rocznie, przy czym ich rozliczanie w formie dodatkowego wynagrodzenia bądź dni wolnych będzie następować w ciągu trzech lat, a nie tak jak obecnie w ciągu jednego roku.
Członkowie partii Orbana zasugerowali, że protesty te są dziełem zagranicznych najemników opłacanych przez urodzonego na Węgrzech amerykańskiego miliardera George'a Sorosa.
Piątkowy marsz został poprowadzony przez partię Kétfarkú Kutya Párt, która powstała ponad dekadę temu jako żart. Dopiero w 2014 roku. została zarejestrowana jako oficjalna partia polityczna, a jej główną działalnością jest sztuka uliczna - graffiti, szablony i różne plakaty - parodiujące elitę polityczną.
Czytaj więcej
Komentarze