Droga, którą... trzeba omijać. Mieszkańcy od lat proszą o pomoc

Polska

800-metrowa gminna droga jest zmorą mieszkańców niewielkiego Sątoczka na Mazurach. Gdy pada, zamienia się ona w błotnistą rzekę, w której grzęźnie nawet ciągnik. Gdy jest sucho, dziury i wystające z drogi pręty uszkadzają samochody. Mieszkańcy od lat bezskutecznie proszą urzędników o rozwiązanie problem. Gdy sami zaczęli zasypywać doły, interweniowała straż miejska.

Jednym z największych problemów mieszkańców Sątoczka jest nieremontowana od kilkudziesięciu lat droga, która po deszczu zamienia się w błotnistą breję.

 

- Jest po prostu błoto, dzieci niszczą buty, a jak mocno popada, to chodzą bokiem, polami do szkoły. Nie jednokrotnie to było zgłaszane, robiliśmy też tak, że nakładaliśmy gumiaki szliśmy od krzyża do drogi, zmienialiśmy buty i dopiero jechaliśmy do miasta - opowiada Justyna Tarnowska, mieszkanka Sątoczka.

 

Nawet ciągnik ugrzązł

 

- Samochody się po prostu zakopywały, nikt nie mógł do pracy dojechać, nawet karetka by nie przejechała - mówi w rozmowie z reporterem Interwencji Ewa Boińska, mieszkanka Sątoczka.

 

- Grzegorz ciągnikiem nie mógł w nocy wyciągnąć samochodu, bo i ciągnik grzęznął. To proszę sobie wyobrazić, jak wyglądała ta droga – dodaje inny mieszkaniec Stanisław Dadacz.

 

Od kilkunastu lat mieszkańcy proszą władze gminy o naprawienie drogi. Na ich apele odpowiedziano tylko raz: w sposób, który pozostawiał wiele do życzenia. Jak mówią mieszkańcy, pracownicy gminy nawieźli gruz, a potem obniżyli poziom drogi.

 

- Skruszyli i nawieźli jakiś tam beton z takimi drutami, że się przebija opony samochodowe, zawieszenia się naprawia. Później równarkę puścili i znowu tę drogę obniżyli, a było dobrze już. I bez przerwy jeździmy do gminy, by przywieźli nieco żwiru – mówi Mariusz Korries, mieszkaniec Sątoczka.

 

Burmistrz nie ma pieniędzy

 

- Zawsze remontując drogi musimy jakiś plan zachować i tutaj bierzemy pod uwagę, ile osób mieszka. Wiadomo, każda osoba jest ważna, każda rodzina, ale jeżeli nie ma środków, nie możemy ich przeznaczyć na drogę, to jakąś kolejność zachowujemy - tłumaczy Ryszard Ostrowski, burmistrz Korsz.

 

Mieszkańcy Sątoczka postanowili więc sami zadbać o 800-metrowy odcinek gminnej drogi. Nie spodziewali się jednak, że ich dobre chęci mogą stać się przyczyną problemów.

 

"Kazali grabkami grabić"

 

- Wziąłem szpadel i z własnej inicjatywy zasypywałem dziury piachem z rowu. To się nie spodobało urzędnikowi z gminy, pytał kto zasypał. I od tego się zaczęło. Akurat pani Justyna przejeżdżała i wzięła to na siebie, to wysłał na nią straż miejską, że nie wolno tego robić - mówi Mariusz Korries, mieszkaniec Sątoczka.

 

- Zapytał się mnie pan ze straży miejskiej, co mam zamiar z tym zrobić. Mówię, że nic. A on, żebym wzięła grabki, zagrabiła i wyrównała, gdzie są wyższe pagórki. To jest po prostu śmieszne, nie dość, że robimy drogę dla naszej wioski, bo doprosić się nie można, to ja musiałabym jeszcze iść i grabkami grabić - dodaje Justyna Tarnowska ze Sątoczka.

 

- Przecież urzędnicy są dla ludzi, a nie ludzie dla urzędników. Powinni przyjść wytłumaczyć, a nie przysłali straż miejską. Szkoda, że jeszcze policja nie przyjechała i nas nie skuli. Teraz spodziewamy się mandatu - komentuje Mariusz Korries.

ml/ Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie