Obrońcy policjanta oskarżonego o zabicie żony chcą jego uniewinnienia. "W tej sprawie nie ma nic"

Polska
Obrońcy policjanta oskarżonego o zabicie żony chcą jego uniewinnienia. "W tej sprawie nie ma nic"
Polsat News
Zdjęcie ilustracyjne

O uniewinnienie wnieśli w środę obrońcy Marka G. - byłego policjanta z komendy w Sosnowcu, oskarżonego o zabicie żony Anny. Ciała kobiety nie odnaleziono. W opinii obrony prokuratura nie przedstawiła dowodów przemawiających za winą G. Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony w piątek 7 września.

Proces toczy się od października 2016 r. przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Na poprzedniej rozprawie prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych wnieśli o wymierzenie Markowi G. kary 25 lat więzienia. Ich zdaniem wina G. nie budzi wątpliwości. Były policjant nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że żona po kłótni opuściła dom i zerwała kontakt.

 

- Nie opinia publiczna wyda w tej sprawie wyrok, lecz niezawisły sąd - powiedziała przed sądem mecenas Jadwiga Klaus, odnosząc się do relacji prasowych na temat tej sprawy. Podkreśliła, że naczelną zasadą procesu karnego jest domniemanie niewinności i rozstrzyganie wątpliwości na korzyść oskarżonego. Według niej w tej sprawie jest wiele wątpliwości, a wina nie została udowodniona.

 

"Każda z poszlak w tej sprawie może być obalona"

 

Adwokat przekonywała, że Anna G. nie była idealną matką, nie utrzymywała też bliskich kontaktów z rodziną. Miała za to skłonność do zachowań teatralnych, spektakularnych. W jej opinii możliwe, że po kłótni z mężem spakowała się i postanowiła rozpocząć nowe życie. - Może później padła ofiarą przestępstwa - mówiła mec. Klaus.

 

- Jakie są dowody w tej sprawie? Czy jest jakikolwiek świadek? Materiał DNA? W tej sprawie nie ma nic - powiedział inny obrońca mecenas Piotr Kruszyński. Przypomniał, że aby skazać kogoś w procesie poszlakowym, musi istnieć logiczny, nierozerwalny łańcuch poszlak. W jego opinii w tej sprawie każda z poszlak może być obalona i nie została wykluczona inna wersja wydarzeń niż ta, którą przedstawia prokurator. Anna G. mogła wyjechać, może jest za granicą, może trafiła do sekty - wyliczał Kruszyński.

 

Adwokat odniósł się też do badań oskarżonego wariografem. Podkreślił, że może ono być jedynie narzędziem pracy biegłego i wydawanie na takiej podstawie decyzji o winie lub niewinności jest obarczone błędem. Ocenił, że sąd, który wkrótce ogłosi wyrok, stoi przed bardzo trudnym zadaniem.

 

Marek G. powtórzył w ostatnim słowie, że nie zabił żony. Podkreślał, że jest spokojnym człowiekiem, nie ma skłonności do agresji i nigdy nie użył przemocy, także wobec małżonki. Podkreślił, że bardzo kocha swoją córkę i nigdy nie pozbawiłby jej kontaktu z matką, a tym bardziej - utraty obojga rodziców.

 

Kłótnia małżonków

 

Według ustaleń śledztwa do zbrodni doszło 7 lipca 2012 roku w Czeladzi. Marek G. w obszernych wyjaśnieniach przyznawał, że tego dnia doszło do kilku spięć z żoną. Po kłótni żona miała powiedzieć, że ma wszystkiego dość i odchodzi, po czym spakowała się i wyszła z domu. Oskarżony utrzymuje, że po wyjściu żony jeździł samochodem po okolicy, próbując ją odnaleźć. Miał też do niej dzwonić, ale włączała się poczta głosowa.

 

Oskarżony w wyjaśnieniach przyznawał, że swoją przyszłą żonę Annę poznał w 2001 lub 2002 r. przez internet. Ich małżeństwo po pewnym czasie zaczęło przeżywać poważny kryzys, oboje mówili o rozwodzie. W 2011 r. policjant nawiązał bliską relację z koleżanką z pracy. Trzecia obrończyni Marka G. Katarzyna Górny-Salwarowska podkreśliła, że romans, który miał G. nie mógł być powodem do zabicia żony.

 

Według oskarżenia Marek G. po zabiciu żony wysłał paczkę z włączonym telefonem żony, by przez logowania zasugerować, że wyjechała ona za granicę. G. twierdzi, że nie wie, co było w kopercie, a wysłał ją na prośbę żony.

 

Po tym jak 9 lipca 2012 r. Marek G. zgłosił zaginięcie żony, kobiety szukali policjanci z Czeladzi i Będzina. Śledztwo w tej sprawie prokuratura wszczęła 3 grudnia 2012 r. We wrześniu 2015 r. na polecenie prokuratora zatrzymano męża poszukiwanej. Usłyszał zarzut zabójstwa.

 

Ciała kobiety nie odnaleziono

 

Choć nie odnaleziono ciała pokrzywdzonej, prokuratura jest przekonana, że zebrane dowody wskazują jednoznacznie, iż Annę G. zabił jej mąż w ich wspólnym domu, a jej ciało gdzieś wywiózł. Mecenas Klaus przekonywała, że wbrew oskarżeniu G. - który cierpi na dolegliwości kręgosłupa - nie byłby w stanie przenosić walizki ze zwłokami w środku i włożyć ją do bagażnika.

 

Mężczyzna został też oskarżony o przestępstwa związane z przekroczeniem uprawnień funkcjonariusza policji przez sprawdzanie w policyjnych rejestrach bez podstawy prawnej danych o różnych osobach. Wedłu prokuratury czyny te nie mają związku z zarzutem zabójstwa.

 

Ze względu na "ważny interes służby" komendant wojewódzki policji 6 listopada 2015 r. zwolnił Marka G. ze służby. Od czasu przedstawienia zarzutów jest aresztowany. Grozi mu dożywocie.

 

Przed śląskimi sądami zapadały już wyroki skazujące za zabójstwo mimo nieodnalezienia ciał ofiar. Na przykład w 2011 r. były pracownik magistratu w Świętochłowicach Adam Ł. został w poszlakowym procesie skazany na 25 lat więzienia za zabicie w 2007 r. byłej żony Alicji C.

 

Kilka lat później ten sam mężczyzna dostał 25 lat więzienia za zamordowanie w 1991 r. swojej dziewczyny. Jej zwłoki odnaleziono w studzience kanalizacyjnej w miejscowości Klucze w Małopolsce. Śledztwo, początkowo umorzone z uwagi nie niewykrycie sprawcy, zostało podjęte po informacjach, które wypłynęły w postępowaniu dotyczącym zabójstwa Alicji C.

 

PAP

bas/dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie