Rosyjski dziennikarz Babczenko żyje. Informacja, że został zastrzelony miała udaremnić zamach
Rosyjski dziennikarz opozycyjny Arkadij Babczenko jednak żyje. Wystąpił on w transmitowanej na żywo przez telewizję konferencji prasowej ukraińskiej służby bezpieczeństwa. Szef SBU Wasyl Hrycak przekazał, że zabójstwo dziennikarza było "inscenizacją, dzięki której udaremniono operację służb specjalnych Rosji". We wtorek podano, że dziennikarza zastrzelono w jego własnym mieszkaniu.
Babczenko w pewnym momencie wszedł się na konferencję prasową, która miała dotyczyć jego zabójstwa w Kijowie.
Pojawił się wraz prokuratorem generalnym Jurijem Łucenką. Dziennikarz przyznał, że zamach na niego rzeczywiście był przygotowywany i że zgodził się na udział w operacji SBU, by ująć jego organizatorów i wykonawców.
- Tak naprawdę udało się zapobiec innym, znacznie większym atakom terrorystycznym, które były przygotowywane, i to na poważnie. I dlatego, że w Rosji w tamtym tygodniu mówiono, że w Kijowie jakiś ISIS przygotowuje ataki przed Ligą Mistrzów, wszystko wskazywało, że powinienem być to ja - powiedział Babczenko.
Ujawnił on, że organizator jego niedoszłego zabójstwa werbując ludzi do realizacji tego zadania, pokazywał zdjęcie z jego rosyjskiego paszportu. - Zgodziłem się na udział w tej operacji. Przygotowywaliśmy ją przez miesiąc - przekazał.
Podziękował on służbom za ocalenie życia i przeprosił bliskich za to, co przeszli w zw. z opublikowaniem wiadomości o jego zabójstwie.
Arkady Babchenko is actually alive, the whole death thing was actually a special operation to catch those plotting to kill him, he says at a press conference. Wow. Only in Ukraine https://t.co/hwvDfGdyJs pic.twitter.com/W1R98JQqSA
— Alec Luhn (@ASLuhn) 30 maja 2018
Hrycak ujawnił, że zatrzymano już organizatora zabójstwa, który jest obywatelem Ukrainy. Do wykonania zlecenia wynajął on innego Ukraińca, byłego żołnierza, który uczestniczył w operacji przeciwko separatystom prorosyjskim w Donbasie. Za wykonanie zadania otrzymał on od organizatora 15 tysięcy dolarów. Później miał dostać więcej pieniędzy. Prokurator Łucenko oświadczył, że wykonawca współpracował ze śledztwem i wystąpi w procesie sądowym jako świadek
- Organizator tej zbrodni mówił o konieczności usunięcia 30 osób na terytorium Ukrainy. Znane nam są niektóre nazwiska potencjalnych ofiar, jednak nie będę ich ujawniał - powiedział na konferencji prasowej.
Na środowej konferencji prasowej podkreślano, że operacja z udziałem Babczenki była ściśle tajna. Obserwatorzy już wcześniej wskazywali, że na temat rzekomej śmierci Rosjanina nie wypowiadał się prezydent Petro Poroszenko.
W godzinach wieczornych prezydent pogratulował on SBU przeprowadzonej operacji i polecił zapewnienie ochrony Babczence i członkom jego rodziny.
"Ukraińskie służby z dnia na dzień są coraz silniejsze w walce przeciwko rosyjskiej agresji i wojnie hybrydowej na Ukrainie" - napisał Poroszenko na Facebooku.
Rosyjskie MSZ: to kolejna antyrosyjska prowokacja
Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych przekazało, że cieszy się widząc dziennikarza żywego, oceniło też, że strona ukraińska wykorzystała dziennikarza do szerzenia swojej propagandy.
"Bezpośrednim skutkiem działań, jawnie obliczonych na pewien efekt propagandowy, było wprowadzenie w błąd całej społeczności międzynarodowej, żywo reagującej na informację z Ukrainy o zabójstwie pracownika mediów" - napisano w oświadczeniu.
Zdaniem resortu zainscenizowanie zabójstwa dziennikarza to "oczywiście kolejna antyrosyjska prowokacja", która zdaniem MSZ Rosji będzie kontynuowana.
Zabójstwo, którego nie było
Informację o śmierci dziennikarza podano do publicznej wiadmości we wtorek. Rzecznik policji Jarosław Trakało mówił gazecie internetowej "Ukrainska Prawda", że Babczenko został zaatakowany u siebie w domu, gdy jego żona była w łazience.
- Usłyszała strzały, wyszła i zobaczyła męża w kałuży krwi - powiedział.
Według jego relacji Babczenko miał umrzeć w drodze do szpitala.
41-letni Babczenko uczestniczył jako żołnierz w dwóch wojnach czeczeńskich. Po odejściu z armii został korespondentem wojennym rosyjskich mediów. Od 2017 roku mieszka na Ukrainie. Jak tłumaczy, opuścił Rosję ze względu na groźby, które otrzymywał w związku z krytyką rządów Władimira Putina.
Zabójstwa Woronienkowa i Szeremeta
W ostatnich latach w samym Kijowie doszło do dwóch głośnych zabójstw, których zlecenie strona ukraińska przypisuje Kremlowi. W marcu 2017 roku w centrum miasta zastrzelono byłego deputowanego rosyjskiej Dumy Państwowej Denisa Woronienkowa. Po wyjeździe z Rosji zeznawał on jako świadek w ramach śledztwa ukraińskiej Prokuratury Generalnej w sprawie przeciwko zbiegłemu do Rosji byłemu prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi. Przedstawiciele ukraińskich władz oceniali, że Woronienkow został zlikwidowany na zlecenie Kremla.
20 lipca 2016 roku w zamachu bombowym zginął dziennikarz Pawło Szeremet, Białorusin, który legitymował się rosyjskim paszportem. Pod samochodem, którym jechał do pracy, eksplodowała bomba. Doszło do tego również w centrum Kijowa.
Reuters, PAP
Czytaj więcej