Chociaż nie pije, jest pod wpływem alkoholu. Polak z podejrzeniem niezwykle rzadkiej choroby

Polska

We krwi pana Tomasza od pewnego czasu wykrywane są duże ilości alkoholu, spotykane zazwyczaj u bywalców izb wytrzeźwień. Mężczyzna twierdzi jednak, że nie pije. Lekarze podejrzewają u niego niezwykle rzadkie schorzenie nazywane "zespołem autobrowaru". Na świecie zdiagnozowano tę chorobę zaledwie u siedmiorga osób. Jej objawy, niestety, przypominają stan upojenia alkoholowego.

Wszystko zaczęło się w czerwcu ubiegłego roku. To wtedy pan Tomasz doznał ataku przypominającego padaczkę, po którym w jego organizmie samoczynnie zaczął się wytwarzać alkohol. Do dziś takich ataków było ok. 40-50.

 

- Najczęściej jest to drętwienie prawej ręki, później nogi, później całego ciała, a na końcu utrata świadomości - opisuje w Polsat News pan Tomasz przebieg ataków.

 

Organizm sam produkuje alkohol

 

Badania za każdym razem wykazywały wysokie stężenie alkoholu we krwi. Mimo, że pan Tomasz potrafi normalnie egzystować z kilkoma promilami w organizmie, mało kto wierzy mu, gdy przekonuje, że nie pije alkoholu.

 

- Wyzywają, każą przestać chlać, bo to jedyna choroba (...). Na odwyk mnie wysyłają, wiele razy grozili mi izbą wytrzeźwień - opowiada o swoim przeżyciach pan Tomasz. 

 

Po wielu miesiącach niepewności i upokorzeń jego sprawą zainteresował się jeden z neurologów ze Szpitala Bródnowskiego w Warszawie. To właśnie on postawił wstępną diagnozę, że Pan Tomasz może być pierwszy Polakiem, który cierpi na niezwykle rzadką "chorobę zespół autobrowaru", zwaną również zespołem fermentujących jelit.

 

Pacjent chory na to schorzenie doświadcza epizodów upojenia alkoholowego, bez spożycia jakiejkolwiek ilości alkoholu. Oznacza to, że organizm sam produkuje alkohol.

 

Pizza, ciasto i gazowane napoje

 

Światowe doniesienia mówią o siedmiu zdiagnozowanych przypadkach "zespołu autobrowaru", każdy jest inny, ale u żadnego z pacjentów nie wykryto tak wysokiego poziom alkoholu jak u 25-latka z Polski.

 

Przez nawracające ataki, pan Tomasz kilka razy stracił już pracę. - Ani nie możemy zmierzyć się z tą chorobą, ani nie możemy jej uleczyć, ani Tomek nie zostanie nigdzie przyjęty do pracy - mówi Polsat News Bogna Tatarska narzeczona mężczyzny.

 

Aby potwierdzić wstępną diagnozę pacjent poddany został prowokacjom na oddziale neurologicznym. Polegały one na jedzeniu pizzy, piciu napoju gazowanego i jedzeniu ciasta.

 

- Po pierwszej prowokacji dostałem ataku wieczorem, pani doktor nagrywała to komórką. Na drugi dzień przyszedł lekarz ordynator i powiedział że to nie był atak, że ktoś mi alkohol z zewnątrz przynosi - opowiada pan Tomasz.

 

Stanowisko szpital jest takie, że dotychczasowe badania nie potwierdziły "zespołu autobrowaru", ale też go nie wykluczyły.

 

Nie ma pracy i ubezpieczenia 

 

Lekarze są jednak przekonani, że panu Tomaszowie faktycznie "coś" dolega. Dlatego powołano zespół specjalistów,  którzy chcą bliżej przyjrzeć się temu przypadkowi.

 

- Lekarze zaproponowali, w oparciu o te światowe przypadki zestaw badań nieinwazyjnych, nieobciążających pacjenta, które pozwolą jednoznacznie określić, z jaką sytuacją mamy do czynienia - powiedział Polsat News Piotr Gołaszewski z Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego.

 

Tomasz i  jego najbliżsi mają jednak obawy, dotyczą one również rachunków za leczenie.

 

- Tomek nie ma ubezpieczenia, został zwolniony z pracy przez ataki, przez alkohol, który był w jego organizmie – powiedziała narzeczona 25-latka.

 

Szpital zapewnia jednak, że będzie się starał pomóc panu Tomaszowi. - Jeżeli pacjent nie jest ubezpieczony, to mogą się z tym wiązać pewnego rodzaju koszty, ale jest to sytuacja nadzwyczajna i będziemy się starali pomóc także w tym aspekcie - deklaruje Gołaszewski.

 

Diagnostykę pacjenta zaplanowano na 19 marca.

 

Polsat News, polsatnews.pl

dk/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie