Szpital odesłał ciężarną do domu. Trzy dni później dziecko nie żyło. Wyroki dla lekarzy

Polska
Szpital odesłał ciężarną do domu. Trzy dni później dziecko nie żyło. Wyroki dla lekarzy
Interwencja

Sąd lekarski uznał, że trzej lekarze sosnowieckiego szpitala miejskiego dopuścili się uchybień, przez które dziecko Eweliny Bednarskiej zmarło przed porodem. Kobieta trafiła na oddział w 9. miesiącu ciąży. Lekarze nie rozpoznali w porę zagrożenia ciąży i nie wykonali sugerowanych przez lekarza prowadzącego badań. Wypisali kobietę do domu. Trzy dni później na poród był już za późno.

Pod koniec października 2012 r. Ewelina Bednarska zaczynała 9. miesiąc ciąży. Miała bardzo mocno spuchnięte nogi, dlatego pojechała do szpitala w Sosnowcu.

 

- Gdy lekarz zobaczył tę opuchliznę i podwyższone ciśnienie żony, to stwierdził, że kwalifikuje się do natychmiastowego przyjęcia do szpitala. Lekarz w karcie przy przyjęciu do szpitala wpisał długopisem "e gestosis". Jasno wynika, że szło to w kierunku zatrucia ciążowego – opowiadał w programie "Interwencja" mąż kobiety Michał Bednarski.

 

- To było dziecko wyczekiwane, utęsknione. Ciąża była "wychuchana", z najmniejszymi dolegliwościami albo dzwoniłam do lekarza, albo udawałam się na wizytę – wspominała Ewelina Bednarska. Kobieta twierdzi, że w szpitalu nie wykonano jej odpowiednich badań pod kątem zatrucia ciążowego.

 

Lekarz: brzuch boli, bo dziecko pcha się na świat

 

- Po południu zaczął mnie boleć brzuch, nie mogłam się załatwić, czułam cały czas parcie na pęcherz. Zgłosiłam to na obchodzie. Lekarz stwierdził, że brzuch mnie boli, bo dziecko pcha się na świat, to był 36. tydzień, dzień wcześniej miałam USG i dziecko ważyło 3700 gramów. Lekarz zlecił podanie leku, który powstrzymuje skurcze macicy – opowiadała pani Ewelina.

 

2 listopada została wypisana do domu. Po trzech dniach w dramatycznych okolicznościach trafiła na porodówkę.

 

- Najpierw dostałam drgawek, potem zaczęłam wymiotować, dostałam biegunki i wody mi odeszły. Zerwaliśmy się do szpitala, zrobiono mi badanie KTG, już nie czułam ruchów dziecka. Doszło do wewnątrzmacicznego obumarcia płodu. Miałam cesarskie ciecie, próba reanimacji dziecka nie udała się. Mateusz zmarł - opowiadała pani Ewelina.

 

Zawieszeni w prawach wykonywania zawodu

 

Wczoraj lekarski sąd dyscyplinarny orzekł roczny zakaz wykonywania zawodu w stosunku do jednego z lekarzy. Drugi nie może wykonywać pracy na oddziałach szpitalnych przez dwa lata, a trzeci dostał naganę i upomnienie.

 

- To orzeczenie jest potwierdzeniem naszego stanowiska i de facto przesądza o winie lekarzy. Jeśli się uprawomocni, otwiera nam to drogę do roszczeń cywilnych - powiedziała pełnomocniczka rodziny Bednarskich mec. Joanna Jagiełłowicz-Bąkiewicz.

 

Rodzina Bednarskich dotychczas nie wytoczyła powództwa cywilnego. Wysłała lekarzom natomiast tzw. zawezwania do próby ugodowej, na które żaden z adresatów nie odpowiedział.

 

- Kary mogły być oczywiście surowsze, ale wyrok nas satysfakcjonuje. Można mówić o uldze - powiedział ojciec zmarłego dziecka Michał Bednarski. Jak dodał, lekarze, których przed sądem postawił rzecznik odpowiedzialności zawodowej, nie przyznawali się do winy i kwestionowali jakąkolwiek swoją odpowiedzialność za to, co się stało.

 

Wtorkowe orzeczenie mogą oni zaskarżyć do Naczelnego Sądu Lekarskiego.

 

Lekarz i położna na ławie oskarżonych

 

Niezależnie od postępowania dyscyplinarnego sprawą zajęła się także sosnowiecka prokuratura. W połowie 2015 r. oskarżyła dwie osoby. Lekarzowi, który przyjmował pacjentkę w izbie przyjęć - gdy ta zgłosiła się do szpitala z rozpoczętą akcją porodową - zarzuciła narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Natomiast za podrobienie dokumentu dot. hospitalizacji matki dziecka odpowie położna. Ich proces ruszył we wrześniu ub. roku. Oskarżeni nie przyznają się do winy.

 

Państwo Bednarscy od początku twierdzili, że za uchybienia w szpitalu odpowiadają nie tylko te dwie osoby, ale też dwóch położnych i trzech lekarzy. Gdy prokuratura umorzyła sprawy trzech z nich, złożyli zażalenie. W listopadzie 2015 r. sąd je uwzględnił, nakazując wznowienie śledztwa.

 

Interweniował Rzecznika Praw Pacjenta

 

Jednym z najistotniejszych dowodów prokuratury jest opinia biegłych, obejmująca cały okres ciąży i kilka wizyt ciężarnej w sosnowieckiej placówce oraz kilkutygodniowy pobyt kobiety w szpitalu po cesarskim cięciu, w związku z powikłaniami, do jakich doszło. Jak podawała prokuratura, opinia wskazuje na szereg uchybień w toku hospitalizacji.

 

Po tragedii od obowiązków kierowniczych został odsunięty szef oddziału ginekologiczno-położniczego. Podstawą decyzji były wnioski sformułowane przez Rzecznika Praw Pacjenta, który zainteresował się sprawą po monitach rodziców dziecka w resorcie zdrowia.

 

Rzecznik praw pacjenta uznał, że szpital naruszył prawo pacjentki do informacji oraz do dokumentacji medycznej. Wniósł m.in. o pouczenie personelu o obowiązujących przepisach i wyciągnięcie sankcji wobec osób winnych naruszenia praw pacjenta.

 

"Fatalna" i "anachroniczna" opieka

 

Zastrzeżenia do sposobu funkcjonowania oddziału miał także ekspert z zakresu położnictwa prof. Krzysztof Preis. W konkluzji swej opinii wskazał na "szereg uchybień w nowoczesnym prowadzeniu całej ciąży i opiece perinatalnej". Opiekę nad pacjentką określił jako "fatalną” i "anachroniczną".

 

Zaznaczył zarazem, że ze względu na brak dostatecznych informacji nie sposób wskazać związku przyczynowego pomiędzy tą opieką a zgonem dziecka.

 

Reportaż Interwencji o Ewelinie Bednarskiej można zobaczyć tutaj.

 

Interwencja, PAP

ml/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie