Ekspert lotniczy: w sprawie katastrofy smoleńskiej nie ma żadnych nowych dowodów
– W prawie lotniczym jasno napisane jest, że wznowienie prac komisji może nastąpić tylko wtedy, kiedy pojawią się nowe fakty. Do dziś takie fakty nie zostały ujawnione - powiedział w "Gościu Wydarzeń" w Polsat News Piotr Lipiec, ekspert państwowej komisji badań wypadków lotniczych. Dodał, że "spotykamy się cały czas z hipotezami, na potwierdzenie których nie wskazano dowodów".
Szef MON podpisał w czwartek rozporządzenia ws. organizacji i działania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Wznowienie badania wypadku lotniczego jest możliwe tylko wówczas, gdy ujawnione zostaną nowe okoliczności lub dowody. Według ministra, "są takie okoliczności".
– Jest to zaskakujące – komentował Lipiec. - W 2011 roku komisja Millera opublikowała raport, w którym bardzo szczegółowo opisała wszystkie przyczyny katastrofy – dodał.
Nad raportem przez 15 miesięcy pracowało 34 specjalistów z dziedzin lotnictwa. Ekspert ocenił, że w temacie katastrofy smoleńskiej "już nic więcej nie można dodać".
"Twierdzenia o wybuchu na pokładzie Tupolewa są całkowicie nieuprawnione"
Jedna z postawionych przez szefa MON hipotez mówi, że samolot został zniszczony przez kilka wybuchów. - Na miejsce wypadku lotniczego, jak również później do wraku samolotu często jeździli członkowie komisji Millera jak również biegli prokuratury wojskowej, którzy także pracowali nad przyczynami tej katastrofy. Żaden z tych zespołów nie znalazł faktów i śladów potwierdzających możliwość wybuchu na pokładzie – komentował Lipiec.
Ekspert dodał, że twierdzenia o wybuchach są "nieuprawnione tym bardziej, że nie znaleziono tych informacji w zapisach rejestratorów, które były na pokładzie i pracowały do momentu zderzenia z ziemią."
"Rozbieżności zapisu nie stwierdziliśmy"
Na pokładzie Tu-154M były cztery rejestratory. - Jednego z nich nie udało się znaleźć na miejscu wypadku. Dwa pozostałe jak również polska czarna skrzynka zostały odnalezione i tylko ta polska została odczytana – wyjaśniał ekspert. Dodał, że dostęp do czarnych skrzynek komisja Millera miała od początku zdarzenia.
- Rozbieżności zapisu nie stwierdziliśmy poza drobnymi zakłóceniami, dlatego że na rosyjskim rejestratorze była taśma magnetyczna. Dodatkowo polski rejestrator przerwał swój zapis dwie sekundy przed zderzeniem z ziemią. Ten zapis mieliśmy z rejestratora rosyjskiego i wiedzieliśmy dokładnie, co się stało - tłumaczył ekspert.
Polsat News
Czytaj więcej
Komentarze