Koszmarny poród w Bydgoszczy. "Błagałam przez łzy o cesarkę"

Polska

Ewa Kaługa z Bydgoszczy błagała lekarzy o cesarskie cięcie, bo czuła, że jej ciąża jest zagrożona. Potwornie bolał ją brzuch, ale medycy mieli powtarzać, że urodzi siłami natury. Niestety, Aleksander zaklinował się podczas porodu i rozpoczęła się dramatyczna walka lekarzy o życie jego i pani Ewy. Dziś chłopiec jest niepełnosprawny. Materiał "Interwencji".

Dłonie kobiety trzymające dłoń dziecka.
"Interwencja"
Rodzice Aleksandra walczą o sprawiedliwość

Ewa i Rafał Kaługowie mieszkają w Bydgoszczy. Trzy lata temu małżeństwo oczekiwało piątego dziecka. Radość z narodzin zmieniła się w koszmar, który trwa do dziś.

 

- Ich zgubiła rutyna. Zero zrozumienia, zero empatii, małego zabrali, stało nade mną ze 20 osób, dookoła mnie wszyscy się na mnie patrzyli... Nikt się nie odzywał... Pytałam, gdzie jest moje dziecko. Wszyscy się na mnie patrzyli, nikt nic nie mówili - rozpacza Ewa Kaługa, mama Aleksandra.

Bydgoszcz. Błagała o cesarskie cięcie

Ciąża 38-letniej wówczas pani Ewy przebiegała prawidłowo. Kiedy zbliżał się już termin porodu, czuła się bardzo źle. Prosiła o cesarskie cięcie, bo czuła ogromny ból w brzuchu. Niestety nikt nie reagował.

 

- Czułam "ogień" w brzuchu, jakby mi ktoś ognisko w nim rozpalił.  Bolała mnie prawa strona, zgłaszałam to położnej. Mówiła, że to piąte dziecko, damy radę, rodzi pani naturalnie… Co jakiś czas podawano mi oksytocynę, położna przychodziła i odpowiadała mi tylko, że rodzimy naturalnie. Ja błagałam o cesarkę, bo wiedziałam, że jest coś nie tak. Błagałam przez łzy – podkreśla Ewa Kaługa.

 

Pani Ewa czuła się coraz gorzej, a ból brzucha nie ustępował. Mimo to po raz kolejny spróbowano wywołać poród na siłę. Na błagania o pomoc i cięcie cesarskie nikt nie zareagował. 

 

ZOBACZ: Twierdzi, że partnerka go truła. "W każdej kapsułce była połówka jakiejś tabletki"

 

- W końcu główka się pojawiła, ale okazało się, że mały zblokował się barkiem. Ja krzyczałam z bólu, tego cierpienia nie da się opisać. Próbowali go wyciskać z brzucha – wspomina pani Ewa.

 

Kiedy zorientowano się, że sytuacja jest dramatyczna, było już za późno. Aleksander urodził się niedotleniony, chłopca reanimowano.

 

- Leżał cały posiniaczony. Na przywitanie pani zapytała mnie, ile mam dzieci i dopiero opowiedziała o stanie Olka i dodała: to zostanie czwórka – wspomina Rafał Kaługa, tata Aleksandra.

 

- Ważył 4300 gramów, mierzył 63 centymetry, kawał chłopa – mówi pani Ewa.

 

- Wszyscy to zlekceważyli… Uważali, że jeśli to jest wieloródka, to ona w oka mgnieniu urodzi to dziecko. W trakcie porodu nie było lekarza położnika, była tylko położna. Jak zaczął się poród, to w opisie świadków każdy mówi co innego, jest jeden wielki dramat – opowiada mecenas Janusz Mazur, pełnomocnik rodziny.

"Interwencja". Dramat na sali porodowej

O życie walczyła także pani Ewa. Dramatyczny poród spowodował krwotok wewnętrzny. 

       

- Po wszystkim przyszedł ordynator powiedział: jeszcze godzina i byśmy pani nie uratowali – relacjonuje Ewa Kaługa.

 

Chłopca po kilku miesiącach wypisano ze szpitala. Niestety jest niepełnosprawny. Sprawą zajęła się prokuratura, ale postępowanie umorzyła.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Oferuje meble i znika z zaliczkami. Tropem stolarza Pawła P.

 

- Prokuratura otrzymała opinię biegłych, jest ona bardzo pobieżna. Prokuratura okręgowa umorzyła sprawę w wyniku nieuczciwej opinii, złożyłem zawiadomienie o złożenie przez biegłych nieprawdziwej opinii – informuje mecenas Janusz Mazur, pełnomocnik rodziny.

 

- Jak zobaczyłam przesłuchania świadków, to się poczułam, jakbym się zderzyła ze ścianą, nie spodziewałam się, że wszyscy będą kłamać. To, co mówią, nie jest spójne ze sobą. Lekarz, którego w ogóle nie było na sali, twierdzi, że tam był – komentuje pani Ewa.

"Interwencja". Rodzina walczy o ukaranie winnych

O ukaranie winnych tego makabrycznego porodu wciąż walczy rodzina. Trwa też postepowanie sądowe. A Szpital Uniwersytecki nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy sprawy nie chce komentować przed kamerą tłumacząc: "Z uwagi na toczące się postępowanie sądowe nie ujawniamy szczegółów ani nie komentujemy sprawy. Naszym priorytetem jest poszanowanie praw wszystkich stron oraz zapewnienie rzetelnego i niezależnego przebiegu procesu".

 

- Postępowanie zostało wszczęte w kwietniu tego roku, do tej pory jest na etapie wstępnym, nie rozpoczęło się jeszcze postępowanie dowodowe. Powodowie domagają się zapłaty i zadośćuczynienia, odszkodowania, a także zaległej i bieżącej renty na rzecz małoletniego syna. Na  wniosek powodów sąd zasądził od pozwanych rentę na czas trwania procesu w wysokości 7 tys. zł na rzecz małoletniego syna – informuje Karolina Halagiera z Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.

 

Chłopiec w kwietniu skończy cztery lata. Każdego dnia o jego sprawność walczy rodzina, rehabilitanci, neurologopedzi oraz znajomi. Ale walka o zdrowie Aleksandra jest bardzo kosztowna i trudna.

 

- Olek ma całe spektrum problemów logopedycznych, wśród nich najważniejszym problemem jest dysfagia, czyli problemy połykania. Uczymy Olusia, jak to robić. W Polsce nie ma procedur terapii dysfagii w NFZ, tzn. szpitale nie mają płacone za takie terapie – tłumaczy neurologopeda Alina Szukała.

 

- Tu pomoc jest konieczna dla całej rodziny, jak i dla Olka – dodaje pani Małgorzata, która pomaga państwu Kaługom.

 

WIDEO na stronie "Interwencji"

 

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

red. / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie