Ogromne odleżyny po powrocie z oddziału. Winią szpital

Polska

Aleksander Markiewicz z Żyrardowa na Mazowszu zmarł w wieku 75 lat. Mimo że z racji wieku miał liczne schorzenia, rodzina nie może pogodzić się z okolicznościami jego odejścia. Mężczyzna na dziesięć dni trafił do szpitala. Wrócił do domu z ogromnymi odleżynami. Gdy zobaczył go lekarz rodzinny, natychmiast wezwał karetkę. Niestety, pan Aleksander zmarł. Materiał "Interwencji".

Kobieta dotykająca dłonią szpitalnego łóżka.
arch. prywatne / "Interwencja"
Pan Aleksander wrócił ze szpitala z odleżynami

- Był osobą chodzącą, wychodził z pieskiem na drobne spacery blisko bloku, wyrzucał śmieci, robił sobie sam jedzenie, kanapki. Do szpitala trafił 30 września, na oddział wewnętrzny. Spędził tam dziesięć dni. Kontakt z dziadkiem był dość utrudniony, dostał przykurczu lewej ręki i nogi - wspomina pani Angelika, wnuczka pana Aleksandra.

 

- Ja odniosłam takie wrażenie, że ci ludzie bardzo chorzy, którzy nie są w stanie nic zrobić, to im nawet przeszkadzają – mówi Aniela Włodara, krewna pana Aleksandra.

 

- Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, jak on się męczył, ja nie wytrzymywałam - dodaje Cecylia Markiewicz, żona pana Aleksandra.

Żyrardów. Mężczyzna wypisany ze szpitala z ogromnymi odleżynami

Najbliżsi seniora są zszokowani tym, w jakim stanie wypisano go z oddziału wewnętrznego w żyrardowskim szpitalu. Twierdzą, nikt nie poinformował ich o tym, że mężczyzna ma odleżyny. Ich zdaniem nabawił się ich w szpitalu.

 

- O odleżynach dowiedziałam się 11 października, kiedy dziadkowi trzeba było pomóc przy potrzebach fizjologicznych, kiedy próbowaliśmy go przewinąć i przekręciliśmy go na bok - relacjonuje pani Angelika.

 

- Żeby nas uprzedzili, żeby w tym opisie było napisane, że są odleżyny, to byśmy się od razu w piątek przygotowali i byśmy wiedzieli, co tam jest. Nawet wzmianki o tym nie było - tłumaczy Cecylia Markiewicz, żona pana Aleksandra.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Oferuje meble i znika z zaliczkami. Tropem stolarza Pawła P.

 

- Miałam umówioną wizytę pierwszego kontaktu, pojechałam i pokazałam panu doktorowi zdjęcie odleżyn. Pan doktor się przeraził, przyjechał na wizytę domową i jak zobaczył to z bliska, to powiedział, że dziadek z powrotem musi trafić do szpitala, załatwił karetkę - opisuje pani Angelika.

 

Pan Aleksander po krótkim pobycie w domu znowu trafił do żyrardowskiego szpitala, znowu na ten sam na oddział wewnętrzny. Po jednym dniu trafił na oddział paliatywny. Tam zmarł.

"Odleżyny są normalne"

- Pan ordynator powiedział mi wprost, że powinnam się cieszyć, że dziadek żyje, bo trafił w ciężkim stanie, a odleżyny są normalne. Wyciągnęłam więc telefon i zapytałam, czy uważa taką odleżynę za normalną, która powstała w osiemnaście godzin w domu? Odparł, że nie mogła powstać w takim czasie - zaznacza pani Angelika.

 

Najbliżsi nagrali jednego z lekarzy, który zapewniał, że pan Aleksander nie cierpi tak mocno, jak sądzą: "Tak głębokie odleżyny to uszkadzają nerwy i to już nie ma takiego bólu".

 

O komentarz w sprawie hospitalizacji dziadka pani Angeliki dziennikarze "Interwencji" poprosili szpital w Żyrardowie. Odpowiedzi nie otrzymali.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Milionowe długi prezesa. Pracowników zostawił z niczym

 

Bliscy postanowili sprawę nagłośnić. Nie mogą pogodzić się z tym, jak traktowane są osoby starsze w szpitalach.

 

- Uważam, że w pewnym momencie życia podejście do pacjenta bardzo mocno się zmienia. Przechodzimy w pewien wiek, kiedy nie jesteśmy już potrzebni dla systemu i system nas wypycha. Uznano, że nie ma co wydawać na pacjentów, którzy nie rokują. Chciałabym, żeby ten temat choć odrobinę poruszył Rzecznik Praw Pacjenta, nasz szpital, żeby nie spotykało to pacjentów - uważa pani Angelika.

 

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

 

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

Interwencja / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie