Usunęli kilkadziesiąt drzew. Wszystko z powodu przystanku

Polska

Urzędnicy wycięli kilkadziesiąt drzew, by wyremontować drogę i zbudować przystanek niedaleko Lublina. Inwestycja zrujnowała wjazd na posesję oraz ogrodzenie Ewie i Maciejowi Byciom. Małżeństwo jest poruszone zwłaszcza decyzją o wycince. Twierdzi, że wystarczyło przesunąć przystanek o 30 metrów, by jej uniknąć. Materiał "Interwencji".

Kobieta o blond włosach patrzy w bok z zamyślonym wyrazem twarzy, na tle wyciętych drzew i terenu budowy.
"Interwencja"/Polsat News
Właścicielka działki Ewa Być rozgoryczona wycinką drzew pod budowę przystanku

Do niedawna mieli działkę rekreacyjną. Pani Ewa i pan Maciej spędzali na niej każdą wolną chwilę. Rozbudowa drogi i budowa zatoki przystankowej zrujnowała jednak wjazd na posesję i ogrodzenie. Wycięto też kilkadziesiąt drzew.

 

- To miejsce to moje dzieciństwo, patrzyłam na te drzewa, które sadził mój ojciec. O tym, że przystanek zostanie zbudowany na naszym terenie, dowiedziałam się w sierpniu ubiegłego roku, kiedy dostaliśmy decyzje ZRiD. Wtedy stało się jasne, że planują przede wszystkim wyciąć te kilkudziesięcioletnie drzewa i na ich miejscu utworzyć zatokę przystankową. Przeszliśmy przez cały proces odwołania, począwszy od starosty do wojewody - opowiada Ewa Być.

 

- Tutaj przyjechali ludzie, cała ekipa z piłami i my mówimy: chwileczkę, nie macie drzew zainwentaryzowanych, a oni mówią, że dostali hasło: ciąć wszystko – wspomina Maciej Być.

Wycięto stare drzewa pod budowę. Małżeństwo jest rozgoryczone

Właściciele nie mogą pogodzić się z tym, że pod inwestycję wycięto kilkadziesiąt starych drzew. Twierdzą, że wystarczyło przesunąć w projekcie przystanek o około 30 metrów, a drzewa można byłoby ocalić.

 

- To przeniesienie mieści się w granicach pasa drogowego, w granicach inwestycji. To byłaby bardzo uproszczona sprawa, zmiana lokalizacji, nie wymagałoby to zmiany całego projektu. Walczyliśmy, ale usłyszeliśmy, że jest za późno, bo nie braliśmy udziału w konsultacjach społecznych. Przepraszam bardzo, ale czy ktoś codziennie czyta obwieszczenia na stronie gminy? Jeździ do urzędu i pyta, czy przypadkiem nam czegoś nie wybudują? – pyta Maciej Być.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Milionowe długi prezesa. Pracowników zostawił z niczym

 

- Próbowałam wytłumaczyć, że przecież ja przychodzę nie w momencie wykonania, nie przywiązałam się do bramy, jeszcze ktoś może zmienić kreskę na projekcie i wiele rzeczy uratujemy, uratujemy drzewa, przyrodę. I nie sprawimy bólu ludziom. Niestety to nie pomogło – mówi Stanisława Wrona, matka pani Ewy.

 

Teraz państwu Byciom należy się odszkodowanie.

 

- Pierwszy operat szacunkowy opiewał na 89 tysięcy złotych. To są pieniądze podatników – zaznacza pani Ewa.

Starostwo Powiatowe umywa ręce. "Nie mogliśmy sobie pozwolić"

Razem z panią Ewą i panem Maciejem idziemy do Starostwa Powiatowego w Lublinie, które jest odpowiedzialne za budowę drogi. Tam słyszymy, że przesunięcie przystanku nic by nie dało, bo drzewa i tak trzeba było wyciąć.

 

- Nie uwzględniliśmy uwag państwa Byciów i uważam, że to jest adekwatne, znaczy podejście państwa jest indywidualne. Na konsultacjach społecznych ustalaliśmy z mieszkańcami lokalizację zatoki. A druga rzecz, to tych drzew i tak byśmy nie oszczędzili, w związku z tym, że należało wykonać odwodnienie tej drogi, jak również dojścia do przystanku, więc i tak, i tak musielibyśmy wejść w państwa działkę – mówi Konrad Banach, członek zarządu powiatu w Lublinie.

 

Reporter: Ale może przesunięcie tego przystanku spowodowałoby, że te straty, a co za tym idzie odszkodowanie, byłoby po prostu mniejsze?

 

ZOBACZ: "Interwencja". Rozstawiają w domu dziecięce baseny. Bezradność mieszkańców kamienicy

 

Konrad Banach: Nie jestem przekonany, żeby tak się stało. Nie mogliśmy pozwolić sobie na etapie rok temu na to, żeby zmieniać tę dokumentację, więc nie pozwoliłbym sobie na to, żeby stracić dofinansowanie do tej drogi, żeby stracić 15 milionów zł dofinansowania, zmianą zatoki.

 

Maciej Być: W takim razie pieniądze zaważyły na braku podjęcia decyzji zamiennej.

Małżeństwu nie zależało na odszkodowaniu. "Zmiana kreski na projekcie ocaliłaby 50 drzew"

Pani Ewa prosiła urzędników, żeby podczas rozbiórki zachowali chociaż bramę, którą zrobił jej ociec. Urzędnicy w piśmie napisali, że kobieta może sobie bramę od nich… odkupić.

 

- Składniki majątkowe, które znajdują się na nieruchomości przejętej, która stanowi własność powiatu lubelskiego, są własnością powiatu. My jesteśmy do tego zobowiązani, żeby ustalić za to odszkodowanie – tłumaczy Małgorzata Kotarska z Wydziału Inwestycji i Rozwoju w Starostwie Powiatowym w Lublinie.

 

- Ja się zobowiązuję, że ja tę sprawę wyjaśnię, żebyśmy nie przedłużali sprawy, jeżeli chodzi o tę bramę. Porozmawiam o tym z panem dyrektorem. Nikt nikomu nie będzie robił na złość, to mogę gwarantować – obiecał Konrad Banach.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Kulisy zbrodni w Starej Wsi. Tajemnice Tadeusza Dudy

 

Państwo Byciowie twierdzą, że nie zależało im na odszkodowaniu. Uważają, że gdyby urzędnicy rozważyli ich protesty bardziej wnikliwe, straty byłyby stanowczo mniejsze.

 

- Zmiana kreski na tym projekcie spowodowałaby to, że 50 drzew byłoby nadal. Niestety tak się nie stało, nikt nie chciał z nami rozmawiać - podsumowuje pani Ewa.

 

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

 

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

ps / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie