Prawnik bez uprawnień. Sprawy nie trafiają do sądu
Mieczysław L. to prawnik bez uprawnień adwokackich, który już co najmniej pięć razy zmieniał adres swojego biura w Warszawie. Grupa osób, które czują się przez niego poszkodowane, rośnie. Jedną z nich jest pani Matylda. Seniorka zapłaciła 6000 zł, a prawnik nawet nie złożył jej sprawy do sądu. Materiał "Interwencji".

73-letnia pani Matylda spod Warszawy w lutym 2024 roku skorzystała z usług prawniczych Mieczysława L., który za swoje usługi wziął sześć tysięcy złotych. Po pół roku pani Matylda zorientowała się, że jej sprawa nie jest złożona w sądzie, prawnik natomiast zniknął.
Znikający prawnik i obietnice bez pokrycia
- Zadzwoniłam z obcego numeru telefonu, a on mówi, że prowadzi samochód, nie może rozmawiać i że zadzwoni wieczorem bądź następnego dnia wieczorem. Nie zadzwonił. Pojechałam na Żelazną. Kancelaria została jednak przeniesiona na Okopową. W obecności policjantów napisał takie zobowiązanie, że 30 września zwróci mi pieniądze. Ostatecznie nie oddał ani grosza - mówi pani Matylda.
ZOBACZ: "Interwencja". Milionowe długi prezesa. Pracowników zostawił z niczym
72-letniego Alfreda Piwowarskiego z warszawskiego Targówka spotkało to samo. Mieczysław L., prawnik tylko po studiach, pięć lat temu za swoje usługi wziął od niego siedem tysięcy złotych. Żadnej umowy nie spisał, w sprawie nic nie zrobił, pieniędzy nie oddawał.
- Wziąłem pożyczkę z banku i za dwa dni mu przyniosłem pieniążki w gotówce. Nic nie podpisaliśmy, na słowo honoru, dałem się tak oszukać, bo nie myślałem... Troszkę trwało i co się okazuje: on mi przysłał list o dopłacie 1200 zł. Poszedłem na policję, ale mnie zbyli. Poszedłem do niego i mówi, będzie oddawał na raty. Wyjąłem od niego już 4000 zł, ale jeszcze trzy pozostały - opowiada Alfred Piwowarski.
Piąta siedziba i brak odpowiedzi
Ekipa "Interwencji" wybrała się do obecnej kancelarii prawnej Mieczysława L. z pytaniem o zwrot długu pani Matyldy. Z ustaleń wynika, że jest to już piąta siedziba. Prawnik nie chciał wypowiadać się oficjalnie.
Prawnik: Dobrze, czy możemy się umówić na jakieś miesięczne raty?
Pani Matylda: Nie, jednorazowo, pan miał czas przez półtora roku dać mi po dwa tysiące, ja bym wtedy poszła panu na rękę, a pan mnie po prostu olał, zlekceważył, sponiewierał, odebrał mi pan zdrowie. Ja przez pana nie śpię nocami i nerwicy się nabawiłam. Jeszcze pan śmie dzisiaj kłamać, wszystko odwracać do góry nogami. Pan jest oszustem, nie zawaham się tego nigdzie powiedzieć.
Prawnik: Do widzenia pani, nie będzie mnie pani tu obrażać. Ja chcę się rozliczyć z panią, oddać...
Reporter: A ile pan już zapłacił, ile pan zwrócił?
Prawnik: Jeszcze nic.
Reporter: A tutaj wynajmuje pan to miejsce, jakiś czynsz trzeba płacić, na to pan ma?
Prawnik: Tak.
Reporter: To nie tylko pani Matylda, ale są jeszcze inni, którym pan jest pan winien pieniądze....
Prawnik: Nie ma więcej.
Reporter: Nie ma nikogo więcej?
Prawnik: Nie.
Reporter: Na pewno?
Prawnik: Na pewno.
Reporter: Można pójść wziąć pożyczkę, chwilówkę, cokolwiek.
Prawnik: Nie mam zdolności kredytowej, żeby wziąć pożyczkę.
Reporter: Pan jest prawnikiem, prowadzi pan kancelarię i nie ma pan zdolności kredytowej?
Prawnik: Nie mam. I muszę...
Reporter: Ma pan komornika?
Prawnik: No tak, tak, wielu.
"Bierze od ludzi zaliczki, a później ludzie go szukają"
"Interwencja" odwiedziła byłą siedzibę kancelarii przy ulicy Żelaznej:
Reporter: Przychodzą ludzie?
Pracownik: Już teraz nie, bo to były starsze osoby, nie wiem czy one jeszcze żyją.
Reporter: Mamy poszkodowanych.
Pracownik: Tu była taka kobitka, ona gdzieś tu przy Ogrodowej mieszka, przychodziła, płakała, bo nie miała hajsu, ale jej coś tam częściowo oddawał.
ZOBACZ: "Interwencja". Rozstawiają w domu dziecięce baseny. Bezradność mieszkańców kamienicy
Podobne słowa ekipa "Interwencji" słyszy w byłej siedzibie kancelarii przy ulicy Okopowej. - "Już tyle ludzi go szuka, że ja nie wiem… Jak go znajdą, co to będzie? Bierze od ludzi zaliczki, a później ludzie go szukają".
- Nie mam dobrej wiadomości. Z informacji, które posiadam, faktycznie ten pan jest bardzo mocno zadłużony. Oceniając to tak bardzo subiektywnie, to mogę powiedzieć, że wygląda to na zwykłe oszustwo i tutaj organy ścigania należałoby zapytać o ich działania w tej kwestii, dlatego że wygląda mi to na celowe wyprowadzanie ludzi w błąd - ocenia Przemysław Małecki z Krajowej Rady Komorniczej.
Pod kancelarią "Interwencja" spotkała pana Alfreda, który już od trzech lat przychodzi po odbiór swoich pieniędzy.
- Byłem niedaleko i dlatego wpadłem. Dziś dostałem cztery stówy - tłumaczy.
Skarga bez efektu
Pan Alfred był przekonany, że Mieczysław L. ma uprawnienia, dlatego napisał skargę na jego działania do Okręgowej Izby Radców Prawnych. Jednak nic tam nie wskórał.
- I to kolejna luka i wada systemu, rzeczywiście nie mamy żadnych uprawnień. My możemy podejmować działania tylko wobec radców prawnych, którzy są wpisani na naszą listę. Nie każde czynności, nie każdy proces, nie wszystko musi być prowadzone przez profesjonalistów, może być przez samą stronę albo na tak zwaną stałą umowę zlecenie, to jest to otwarcie tej furtki właśnie dla osób, które nie posiadają tytułów zawodowych - wyjaśnia Anna Sękowska z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie.
- W sądzie występuję w roli pełnomocnika. Jak pani przeczyta dokładnie, Kodeks Postępowania Cywilnego, to tam jest podstawa do tego, żebym mógł być pełnomocnikiem, na podstawie umowy stałego zlecenia - przyznaje Mieczysław L.
Poszkodowania pani Matylda tłumaczy, że myślała, że przyszła do adwokata.
- Podstępnie dał mi do pisania umowę zlecenia, a to oznacza, że on jest zarządcą majątku, mojego majątku. Sprawy sobie nie zdawałam z tego na początku, że to jest wielki kłam i podstęp - komentuje.
ZOBACZ: Fachowiec od mebli i kłamstw. Stolarz zniknął z pieniędzmi klientów
Pani Matylda wniosła sprawę do organów ścigania. Prokuratura umorzyła ją, bo uznała wyjaśniania prawnika za wiarygodne.
- To wynikało między innymi z dokumentów, które zostały podpisane, czyli zlecenia do prowadzenia tej sprawy, gdzie nigdzie nie występuje stwierdzenie, że pan jest adwokatem, radcą prawnym, mecenasem - informuje Piotr Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Reporter: Dlaczego ci policjanci nie poszli i nie rozpytali ludzi w tych wszystkich tych pięciu czy sześciu adresach, jak ten pan działa?
Prokurator: Mamy tu do czynienia z jednym przypadkiem, to ten przypadek jest rozpoznawalny przez relację jednej osoby.
Reporter: Czyli słowo przeciwko słowu?
Prokurator: Tak można uznać. Sugerowałbym, żeby jednak zostało złożone formalnie przez tę panią ewentualne, dodatkowe pismo jakieś procesowe do prokuratury, na przykład o wznowienie. Myślę, że tutaj rzeczywiście dość istotnym argumentem byłoby wskazanie innych pokrzywdzonych.
- Najwyższa pora, żeby organy ścigania zajęły się tym panem i odzyskały wszystkim poszkodowanym ludziom pieniądze - podkreśla pani Matylda.
Całość materiału dostępna w serwisie "Interwencja".
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni
Czytaj więcej