Sprzedają wraki. Psują się zaraz po wyjechaniu z komisu

Wrocławski komis sprzedaje samochody będące wrakami, które zagrażają bezpieczeństwu. Zarejestrowany jest na tzw. słupa - kobietę mieszkającą w wiosce pod Szczecinem, której odebrano dzieci. Komis skupuje uszkodzone auta po 300 zł, a sprzedaje nawet za 10 tysięcy. Samochody psują się zaraz po wyjechaniu z komisu. Ten nie uwzględnia reklamacji. Materiał "Interwencji".
Auto-Bazar z Wrocławia to kolejny komis samochodowy, przed którym ostrzegają klienci. Młode małżeństwo kupiło samochód. Po zakupie auto notorycznie gasło.
- Zdecydowaliśmy się poprosić o opinię mechanika, który stwierdził, że kable w samochodzie są w takim stanie, że mogły się zapalić. Jest też butla, mogło dojść do wybuchu. Kilometry, jakie tym samochodem przechlaliśmy, to jest pięciominutowa droga do domu. Od tamtego czasu auto stoi. Mechanik stwierdził wady silnika, naprawa to 5-7 tysięcy, a za auto zapłaciliśmy 5 tysięcy - mówi jeden z poszkodowanych.
- Oszukali nas, sprzedali nam trefny samochód. Nie można było wsiąść samemu, żeby zrobić jazdę próbną. Tłumaczyli, że jedna z osób kupujących zrobiła wypadek. Dokumentów nie można było zobaczyć wcześniej, dopiero po zapłaceniu pieniędzy. Wyjechaliśmy, auto przejechało 50 metrów, temperatura skoczyła na maksa, dym spod maski. Pieniędzy nie chcieli nam zwrócić - mówi Marcin Kazimierowski.
Sprzedają wraki. Oszukanych jest wielu
Pan Aleksander po samochód przyjechał do Wrocławia aż ze Świnoujścia. Twierdzi, że sprzedawca gwarantował bardzo dobry stan techniczny. Po wyjechaniu z komisu mężczyzna przejechał zaledwie 20 kilometrów i nagle auto zatrzymało się na środku autostrady.
- Zepchnąłem na pobocze, udało nam się za ostatnie pieniądze ściągnąć lawetę. Przewieźliśmy go pod bramę komisu, ale komis był zamknięty - mówi.
Pan Aleksander i jego narzeczona spędzili noc w samochodzie przed komisem. Nie mieli już pieniędzy na nocleg. Za lawetę zapłacili tysiąc złotych. Komis nie chciał przyjąć reklamacji, ale zgodził się za 2 tysiące odkupić samochód, za który kilka godzin wcześniej mężczyzna zapłacił 4200 zł.
- Byłem zdesperowany, byłem bez pieniędzy, zdecydowałem się sprzedać. Znaleźliśmy poprzedniego właściciela samochodu i okazało się, że sprzedał go dzień wcześniej za 300 złotych mechanikowi, który poinformował go, że ma uszkodzony silnik - dodaje.
Pani Kamila z Czarnkowa pod Poznaniem kupiła samochód, aby móc wozić nim niepełnosprawnego męża. Mężczyzna po udarze jest sparaliżowany. Samochód okazał wrakiem. Stoi w warsztacie od kilku miesięcy. Problemy z elektryką i hamulcami to tylko część problemów.
- Tam z jednej i drugiej strony przy progach jest wgniecenie. Jak się wejdzie pod samochód to makabra, zgnita podłoga, zgnite elementy nośne konstrukcji, wycięty katalizator - opowiada.
Wrocław. Komis Auto-Bazar i niesprawne auta
Kiedy pojawiliśmy się przed wrocławskim autokomisem, pracownicy uciekli. Nikt nie pilnował aut. Na placu z samochodami byli jedynie zdezorientowani potencjalni klienci. Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła.
- Wcześniej jak rozmawiałam z menadżerem, to on mówił, że nikogo się nie boją, oni są legalni, nie zajmują się oszustwami, że mogą udostępnić reklamacje, ale nie ma nikogo. Przestraszyli się telewizji - mówi jedna z poszkodowanych.
Na umowach kupna-sprzedaży widnieje pieczątka Marty K. Oficjalnie to ona jest właścicielką wrocławskiego autokomisu. I to ona odpowiada za transakcje. Podany w dokumentach adres jako siedziba firmy to wieś pod Szczecinem. Pojechaliśmy tam.
- Jakby pan chciał z nią porozmawiać, to nie ma szans, bo jej półtora tygodnia temu zabrali dzieci za alkohol, zaniedbania. To jest słup. Ona ma firmę i kasę dostaje, żeby firma była na nią. Tutaj byli tajniacy, było przeszukanie, ale nic nie znaleźli, bo jest słupem - mówią sąsiedzi kobiety.
- Komisy powinny być pod nadzorem. Zwłaszcza ten komis, gdzie mamy informacje o takiej skali naruszeń i oszustw. Nie wyobrażam sobie, żeby urząd skarbowy i prokuratura nie zbadały tego komisu - mówi Wojciech Kasprzyk, prawnik.
- Oszustwo, jedno wielkie oszustwo. W języku ludzi kulturalnych nie ma słów, żeby określić, co tu się wyprawia. Jesteśmy tutaj wszyscy bezradni. Auto stoi tu, ja mieszkam 200 kilometrów dalej. I nie wiemy, co zrobić: zabrać auto na lawecie, czy go naprawiać, czy zezłomować? - zastanawiają się poszkodowani.
Materiał wideo dostępny TUTAJ.
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni
Czytaj więcej