Chiński botoks i bezwartościowe certyfikaty. Ciemna strona branży beauty

Polska
Chiński botoks i bezwartościowe certyfikaty. Ciemna strona branży beauty
Polsat News
Reportaż "Cena piękna". Ujawniamy ciemną stronę branży beauty

Chińskie preparaty z niewiadomym składem, bezwartościowe certyfikaty w gabinetach, a wszystko poza kontrolą państwa. W cyklu Polsat News Ujawnia przedstawimy ciemną stronę branży beauty - biznesu wartego miliardy. Pokazujemy, jak kosmetyczki świadomie łamią prawo oraz narażają zdrowie i życie klientek. Docieramy również do osób, które sprzedają niebezpieczne preparaty.

Reportaż "Cena piękna" Moniki Gawrońskiej obnaża metody działań osób, które w branży beauty łamią prawo, działając na pozór legalnie. Wciąż pozostaje niejasne, kto i jak odpowiada w Polsce za ich kontrolę. Sprawdziliśmy, jak w kilka minut można kupić coś, co jest w stanie wyrządzić krzywdę na całe życie.

Ile jesteś w stanie zapłacić za "bycie piękną"?

Polska branża beauty to wielomiliardowy biznes. Obecnie w kraju funkcjonuje ponad 31 tysięcy salonów kosmetycznych, w których można skorzystać z wątpliwych zabiegów medycyny estetycznej. Zabiegów, jakie wykonywać powinien wyłącznie lekarz.

 

- To nie jest kwestia legendarnego "przerwania skóry". Chodzi o preparaty, których się używa. Implanty, kwas hialuronowy czy środki do mezoterapii są rejestrowane jako wybory medyczne i w instrukcji jest dokładnie napisane, kto może to robić. Na pewno nie kosmetyczka, która leku, czyli toksyny botulinowej nie może nawet posiadać, no bo niby skąd? - mówi dr Waldemar Jankowiak, lekarz medycyny estetycznej.

 

Pytanie o posiadanie substancji w rzeczywistości nie brzmi "skąd", a "za ile". Tu właśnie pojawia się problem. Zabiegi medycyny estetycznej w Polsce można wykonać niemal w każdym salonie kosmetycznym - z użyciem toksyny botulinowej, wypełnianiem bruzd kwasem hialuronowym czy wstrzykiwaniem pod skórę stymulatorów tkankowych.

 

- Takie osoby narażają klientów na utratę zdrowia, nawet życia. A to już reguluje kodeks karny. Niespecjalnie ktokolwiek się tym jednak przejmuje - dodaje Jankowiak.

Wizyta w salonie urody z ukrytą kamerą

Umówiliśmy się na zabieg wstrzyknięcia toksyny botulinowej, która jest lekiem, a taki zabieg może wykonać jedynie lekarz. W rozmowie nagranej przez ukrytą kamerę, dziennikarka Polsat News pytała jedną z kosmetyczek o ewentualne skutki uboczne.

 

- Ja jestem tu szósty rok, robię masowo, codziennie praktycznie, nigdy nikomu nic się nie stało, wszystko w porządku. Mam sprawdzone preparaty, oryginalne, nie jakieś a’la chińskie, czy nie wiadomo jakie - odpowiada.

 

Przed pierwszym wkłuciem przerwaliśmy zabieg, ujawniając, że jesteśmy dziennikarzami. Na pytanie, czy kobieta mająca przeprowadzić zabieg jest lekarzem, odpowiedziała, że jest kosmetologiem. Zaproponowała, że może pokazać certyfikaty. Następnie poprosiła o zakończenie nagrywania.

 

Ta sytuacja to tylko wierzchołek góry lodowej - takie wizyty mogą skończyć się tragicznie. Niektórych nie da się przerwać na czas.

 

- Dosłownie dwie, trzy godziny po zabiegu strasznie głowa mnie zaczęła boleć, a twarz zrobiła się calusieńka czerwona. Zrobiły mi się takie wielkie wory z płynem pod oczami. Osoba ode mnie z rodziny wysłała zdjęcie do znajomego dermatologa. Usłyszałam, żeby jak najszybciej udać się na SOR, bo za chwilę wda się sepsa, a moje godziny są policzone. Wyszło, że to nie był kwas hialuronowy, a substancja niewiadomego pochodzenia - opowiada o jednej z wizyt u kosmetyczki Marlena.

 

Takie historie nie są pojedynczymi przypadkami.

 

"Wkucia były bardzo głębokie, miejscami aż do kości"

- Umówiłam się na zabieg mezoterapii. Pani stwierdziła, że mam bardzo dużo zmarszczek wokół oczu i przydałoby się zrobić również botoks. Zabieg mezoterapii był bardzo bolesny. Mówiłam, że czuję bardzo silny ból, a pani stwierdziła, że to normalne. Jak zeszłam z fotela po zabiegu, to zamarłam z przerażenia. Twarz była bardzo spuchnięta, najbardziej prawy polik, czułam tam pod skórą ogromną grudę. Po przyjeździe do domu, twarz coraz bardziej puchła. Wzięłam leki przeciwalergiczne, tak mi zaleciła tamta pani, mówiła, że to na pewno reakcja alergiczna. Okazało się, że to bardzo silny stan zapalny. Wkucia były bardzo głębokie, miejscami aż do kości. Na USG widać było duże zbiorniki ropy - wraca do dramatycznych chwil Joanna.

 

- Większym problemem są wypełniacze. Można mieć niedokrwienie, martwicę, oślepienie. To się zdarza, to wcale nie jest tak rzadkie. (…) To są koszmarne rzeczy, nie do naprawienia - przestrze Jankowiak.

 

Kosmetyczki często podejmują ryzyko i wykonują zabiegi medyczne, bo to bardzo opłacalny biznes. Same zwykle powołują się na ukończone szkolenia i certyfikaty, tyle że takie certyfikaty nie potwierdzają niczego.

 

- Te szkolenia się pięknie nazywają, opowiadają o tym, co było na nich przeprowadzone. Często to są na przykład dwugodzinne, kilkugodzinne szkolenia online. Tam nie ma się nawet styczności z możliwością praktycznego wykonywania zabiegu. One są bezwartościowe - wyjaśnia adwokat Karolina Seidel.

Certyfikaty zamiast dyplomu z medycyny. "Botoks, pierwszy stopień to jest jeden dzień"

Środowisko kosmetyczek i kosmetologów doskonale o tym wie. Mimo to organizuje szkolenia i wystawia bezwartościowe pod względem prawa certyfikaty. W internecie bez trudno można znaleźć ich reklamy i szkolenia online. Ekipa Polsat News umówiła się w firmie, która takie kursy dla kosmetyczek i kosmetologów.

 

- Botoks pierwszy stopień to jest jeden dzień, botoks drugi stopień - jeden dzień. Można to też zrobić razem. Koszt to 5,5 tysiąca. (…) Cały dzień trzeba liczyć, przy czym teorii będzie około godzinę, półtorej. Reszta to praca na modelkach. W botoksie filozofii wielkiej nie ma - zapewnia pracowniczka firmy szkoleniowej.

 

Tłumaczy, że szkolenie z botoksu prowadzi pielęgniarka, która ma dwa swoje salony.

 

- Pielęgniarka ma swój katalog kompetencji. Większość rzeczy robi na zlecenie lekarza. Oczywiście, jest wiele leków, które może podać samodzielnie, ale nie mówimy o lekach, których w ogóle nie powinna mieć - komentuje Jankowiak.

 

- W Polsce pod względem prawnym nie ma problemu. My nie stosujemy botoksu, tylko toksynę botulinową. To nie jest to samo - słyszymy od jednej z kobiet.

 

- Botoks to toksyna botulinowa. To jest lek, więc jakość intelektualna tych ludzi jest nie za dobra - komentuje lekarz medycyny estetycznej.

 

Nagrywana przez ukrytą kamerę kobieta najpierw zapewnia, że można ze oferowanym przez jej firmę zdobytym certyfikatem wykonywać zabiegi, ale gdy drążymy temat przyznaje, że tak naprawdę… nie można. - Wie pani, jak wygląda botoks legalnie w Polsce? Żaden kosmetolog nie może tego zrobić. Trzeba być lekarzem, ale nasze kursantki jasne, że to robią - wyznaje.

 

Uzyskiwane certyfikaty trafiają do gabinetów kosmetycznych, a kosmetyczki i kosmetolodzy traktują je jak prawo do wykonywania zabiegów.

Lekarze bezradni. "Nie wiedzieli, co ze mną zrobić"

- Powiedziała, że żadnych skutków ubocznych nie ma, ponieważ każdy człowiek posiada kwas hialuronowy w organizmie. Jak pojechałam na SOR, byłam odsyłana od lekarza do lekarza. Trzech, czterech lekarzy mnie widziało i nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Dopiero na dermatologii został przepisany mi antybiotyk, ale jak go przestałam brać - skończył mi się - to z powrotem to rosło. Porobiły mi się na twarzy ziarniniaki. Na własną rękę jeździłam i szukałam lekarza, który się podejmie tego, żeby mi pomóc - opowiada pani Marlena, poszkodowana klientka jednego z salonów kosmetycznych.

 

Dlaczego kobiety decydują się na ryzykowne zabiegi medyczne, które nie są wykonywane przez lekarzy? Chodzi o pieniądze.

 

- Zapłaciłam za ten zabieg chyba 400 zł. To nie był kosmiczny koszt. Przeczytałam opinie i wydawało mi się, że trafiłam w dobre ręce, ale jednak nie - przyznaje pani Marlena.

 

Ten sam zabieg u lekarza medycyny estetycznej jest czasami kilkukrotnie droższy niż w salonie kosmetycznym.

 

- Konsultowałam takie sprawy, gdzie u pań wystąpiło zagrożenie życia. Udawały się na SOR w nocy i były ratowane, bo występowało zagrożenie sepsą, już nie mówiąc o owrzodzeniach, ropniach, które też trzeba było leczyć. O wielu przypadkach tak naprawdę nie wiemy, bo panie nie chcą się ujawniać. Wstydzą się, że podjęły taką decyzję i tego, jak wyglądają. Te kobiety często są pozostawione same sobie. De facto mamy tylko prokuratora w bardzo drastycznych przypadkach rozstroju zdrowia - stwierdza prawnik mec. Karolina Seidel.

Zawiadomienie nie oznacza konsekwencji. Luki w polskim prawie

To, że kobieta złoży zawiadomienie, wcale nie oznacza, że osoba wykonująca zabieg zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. A sprawy, które nawet kończą się wyrokami, nie likwidują samego salonu.

 

O wstrząsającej sprawie kosmetolog z Poznania już w 2020 roku pisał portal Głos Wielkopolski. Kobieta przez lata wykonywała inwazyjne zabiegi z użyciem między innymi botoksu, kwasu hialuronowego czy nici modelujących.

 

Kobieta po raz pierwszy została skazana w 2020 roku przez sąd w Pile na karę grzywny za nieumyślne uszkodzenie ciała klientki. Kwas, który został podany w jej gabinecie, był niewiadomego pochodzenia. Mimo to kobieta nadal prowadziła swoją działalność, a kolejne klientki składały zawiadomienia.

 

- Sąd Okręgowy w Poznaniu podwyższył wymierzoną karę z kary trzech miesięcy pozbawienia wolności do ośmiu miesięcy i przedłużył okres próby przy warunkowym zawieszeniu wykonania kary z jednego roku do dwóch lat - informuje rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu Aleksander Brzozowski.

 

Sąd podwyższył również wysokość nawiązki z 10 tys. do 30 tys. zł i orzekł zakaz wykonywania wszelkiej działalności związanej ze świadczeniem usług kosmetycznych i kosmetologicznych przez okres trzech lat.

 

Udajemy się do miejsca zamieszkania kosmetolog. Jem mąż w wulgarny sposób nakazuje naszej ekipie zabranie kamery. Tłumaczył, że "Agnieszka już tutaj nie mieszka" i grozi ekipie Polsat News Ujawnia.

"Szara strefa" branży beauty. Zabronione produkty kupiliśmy w kilka minut

Kosmetyczki powinny kupować tylko specjalistyczne, oryginalne, bezpieczne preparaty medyczne. Często wybiera jednak te tańsze, niewiadomego pochodzenia i o niewiadomym składzie.

 

To "szara strefa" branży beauty, byle tylko taniej i łatwiej. Za wieloma zabiegami medycznymi stoi jedynie czysty biznes. Kwestia zdrowia i bezpieczeństwa klientów jest tłem.

 

Skąd pochodzą substancje, które wstrzykuje się ludziom pod skórę? - Ciężko to ustalić, dlatego że nikt nie chce się przyznać. Czasami robimy badania histopatologiczne, próbujemy ustalić... Warto na przykład sprawdzić, czy to nie jest sylikon, bo i tak bywa. Natomiast ogólnie, to nie wiadomo, co to jest - tłumaczy dr Waldemar Jankowiak.

Kupują w Chinach, sprzedają w Polsce. Towar "sprawdzony"

W szarej strefie działają firmy, które takich produktów nie powinny sprzedawać. Nie tyle nie mają na nie zezwolenia - po prostu nie kwalifikują się do ich posiadania. A mimo to handel nimi kwitnie. Na jednym z zamkniętych forów, na które udaje się dostać naszej dziennikarce, dowiaduje się ona, gdzie złożyć zamówienie.

 

Monika Gawrońska kontaktuje się z osobą polecaną przez użytkowników. - Czy pani jest zainteresowana zakupem? - takie pytanie pada od razu po odebraniu połączenia.

 

W rozmowie pada zapewnienie że specyfik jest "sprawdzony", kupiony na koreańskiej stronie. - Ja korzystam. Jest bezpieczny - zapewnia handlarka, wyceniając go na 340 zł.

 

Dostęp do forum Gawrońska decyduje się wykorzystać szerzej. W ten sposób udaje jej się skontaktować z Koreanką, która - przewrotnie - oferowane przez siebie preparaty importuje z Chin. Po wymianie kilku wiadomości w jej "ręce" trafia cały katalog produktów dostępnych niemal od ręki.

 

"Dzień dobry! Nasza firma już od ponad 9 lat zajmuje się sprzedażą takich produktów, mamy klientów z całego świata. Produkty są z Chin. Dostawa zajmie 15 dni. W linku wysyłam dostępne produkty" - pisze Koreanka. 

 

Na pytanie, czy produkty są bezpieczne, czy mogą powodować jakieś efekty uboczne oraz czy firma poczuwa się do odpowiedzialności w przypadku niepożądanych efektów, odpowiada: 

 

"Produkty są całkowicie bezpieczne. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tego rodzaju produkty nie działają jak maszyna, która ma okres gwarancyjny, ale możemy zagwarantować, że produkty będą dobrze zapakowane. Jeśli wystąpią jakieś efekty uboczne - będziemy za to odpowiedzialni, ale prawdopodobieństwo jest bardzo niskie".

Botoks może kupić każdy. "Dzisiaj wysyłamy, jutro będzie do odbioru"

- Akurat Korea jest bardzo dobrym producentem, technologia jest naprawdę wysoka. Jeśli tylko produkty są zarejestrowane jako wyroby medyczne, to jest okej - wyjaśni dr Jankowiak, dodając, że co do Chin, nie wiadomo nic.

 

- Ale są takie toksyny, które nie bardzo wiadomo, kto wyprodukował i gdzie kupił. Są po nich straszne, naprawdę straszne powikłania - zauważa.

 

Owrzodzenia i stany zapalne to jedne z najczęściej wspominanych objawów po zabiegach medycyny estetycznej w miejscach, gdzie nie powinny być oferowane. A jednak osób skłonnych zaryzykować wcale nie brakuje. Co więcej, botoks czy kwas hialuronowy może w sieci kupić każdy. I to z gwarancją szybkiej wysyłki.

 

- Dzisiaj wysyłamy, jutro powinna być przesyłka u pani - słyszy Monika Gawrońska w rozmowie z przedstawicielką jednego ze sklepów.

Głuche prawo. Problem jest, ale nie wiadomo, komu go zgłosić

Proceder zdaje się przechodzić niezauważony przez służby.

 

Dr Jankowiak tłumaczy, że odpowiedzialności można tutaj szukać po stronie sanepidu, ale nie w każdym przypadku. Podkreśla, że bez względu na to, czy instytucja ta ma zdolności reagowania, niekoniecznie chce ich używać.

 

Warto przy tym pamiętać, że poszkodowana klientka salonu kosmetycznego nie może zgłosić się do rzecznika praw pacjenta, bo nie jest pacjentem. Nie może też złożyć skargi w izbie lekarskiej, bo zabiegu nie wykonał lekarz. - Mamy problem z tym, jak faktycznie egzekwować ten nielegalny proceder - przyznaje adwokat Karolina Seidel.

 

- Dopiero wtedy, kiedy coś bardzo poważnego się stanie, można sprawę zgłosić na policję, do prokuratura, wskazując, że doszło do narażenia utraty życia czy nawet zdrowia . Natomiast wtedy jest już późno. Musi się stać coś złego, żeby w ten sposób sprawy się potoczyły - wyjaśnia.

Ministerstwo Zdrowia nie nadzoruje branży beauty

Postanowiliśmy zatem zwrócić się w tej sprawie do Ministerstwa Zdrowia. Resort otrzymał pytania m.in. o to: czy jako państwowa instytucja ma nad tym jakąkolwiek kontrolę i czy prowadzi nadzór nad salonami kosmetycznymi, a jeśli tak, to czy dysponuje narzędziami, by weryfikować i karać osoby nieuprawnione do wykonywania zabiegów jak wstrzykiwanie botoksu, lipoliza czy powiększanie ust.

 

"Zawód kosmetologa/kosmetyczki nie jest zawodem medycznym, w związku z powyższym jego regulacja leży poza właściwością Ministerstwa Zdrowia. Próbę uregulowania zawodu kosmetologa przejęło na siebie Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Minister zdrowia ściśle współpracuje w tym zakresie (...).

 

Wykonywanie zabiegów medycyny estetyczno-naprawczej przez osoby nieuprawnione podlega odpowiedzialności zawodowej, cywilnej, karnej i skarbowej. MZ nie posiada narzędzi prawnych do karania i prowadzenia nadzoru, ponieważ salony kosmetologiczne/kosmetyczne nie są podmiotami wykonującymi działalność leczniczą" - odpowiedziało ministerstwo.

Botoks z Chin. "Wolna amerykanka"

- Należy pamiętać, że jeżeli prawo nie mówi o tym, że kosmetyczka nie może wykonywać iniekcji z zastosowaniem kwasu hiauloronowego - no to dla organów ścigania ta sytuacja nie jest klarowna właśnie pod względem ścigania i karania. Tak naprawdę istnieje wolna amerykanka - skomentowała adw. Seidel.

 

Najbardziej alarmujące jest to, że nie wiadomo, jaka jest skala powikłań po nieprawidłowo wykonanych zabiegach medycyny estetycznej. Szacuje się natomiast, że 70 proc. z nich zostało wykonanych bez uprawnień.

Jakub Pogorzelski / Patryk Idziak / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie