Sąd nakazał mu spłacić 240 tys. zł długu. Odda za... 400 lat

Polska
Sąd nakazał mu spłacić 240 tys. zł długu. Odda za... 400 lat
"Interwencja"

Przedsiębiorca budowlany jest winien panu Józefowi z Karkowa prawie 240 tys. zł. Po przegraniu sprawy w sądzie, zaczął spłacać dług. Przekazuje co miesiąc 50 zł. W tym tempie spłaci zobowiązanie za… czterysta lat. Mimo to sąd nie widzi w jego postępowaniu niczego niezgodnego z prawem. Materiał "Interwencji".

Pan Józef z Krakowa przez czterdzieści lat był przedsiębiorcą budowlanym. Aż do momentu, kiedy na jego drodze stanął Andrzej W.

 

- To było w marcu 2013 roku. Podpisałem z nim umowę na wykonanie w Chorzowie robót budowlanych typu tynki i docieplenie ścian. Robota miała być zapłacona miesiąc po zakończeniu. Kontaktu z tym inwestorem nie miałem już po tygodniu, ale pomyślałem, że jeszcze te 2-3 tygodnie wytrzymam, będzie ok. Chodziło o prawie 240 tys. zł - opowiada Józef Wilczyński.

 

- Mnie się nie podobał ten człowiek. Od początku mi się nie podobał. To tak zwana intuicja kobieca. Później zadaliśmy pytanie: co będzie, jak nie będzie pieniędzy do zapłaty? "To chodźcie, wybierzcie sobie mieszkanie". I ja osobiście chodziłam, wybierałam mieszkanie - wspomina Jolanta Kasicka, żona pana Józefa.

 

- I to mieszkanie sprzedał jako pierwsze, tylko nie mnie. Znam przynajmniej czterech przedsiębiorców, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji - zaznacza Józef Wilczyński.

 

Docieramy do jednej z takich osób: - Jak zaczęły się problemy, to zaczęliśmy gdzieś tam ze sobą rozmawiać. U nas skończyło się tym, że na pewnym etapie wstrzymaliśmy mu pracę. W sumie straciliśmy na tym, na tej inwestycji ponad 120 tysięcy - podkreśla przedsiębiorca.

Po sprawiedliwość do sądu. 50 zł na miesiąc

Pan Józef po sprawiedliwość poszedł do sądu. Sprawy trwały prawie dziesięć lat, ale przedsiębiorca wygrał. Andrzej W. został uznany za winnego najpierw w sądzie gospodarczym, a potem karnym. Ten drugi skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz nałożył obowiązek zwrócenia wszystkich pieniędzy.

 

- No więc od tego momentu zaczął spłacać… po 50 zł - mówi Jolanta Kasicka.

 

- Przyszły mi jakieś pieniądze z sądu, z Krakowa, z jakiejś masy upadłościowej. To było 20 000 czy 21 000 zł. I od tego momentu przychodziło mi po 50 zł co miesiąc - dodaje Józef Wilczyński.

 

Andrzej W., żeby nie trafić za kraty, zaczął spłacać pana Józefa, ale oddając jedynie po 50 złotych miesięcznie. Poszkodowany przedsiębiorca poinformował o tym sąd. Ten jednak nie uznał, że Andrzej W. lekceważy przepisy prawa.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Kulisy zbrodni w Starej Wsi. Tajemnice Tadeusza Dudy

 

- Rzeczywiście było zainicjowane postępowanie w przedmiocie zarządzenia wykonania kary skazanemu i sąd odmówił zarządzenia wykonania tej kary, stwierdzając, iż skazany nie uchyla się od wykonania tego obowiązku. Trzeba przypomnieć, że zarządzenie wykonania kary nie następuje z automatu wtedy, kiedy ktoś na przykład nie naprawia szkody, ale tylko wtedy, kiedy uchyla się od tego obowiązku - informuje Maciej Czajka z Sądu Okręgowego w Krakowie.

 

- Czyli w tym tempie spłaci 600 zł w rok. Na spłatę 6000 zł potrzeba dziesięciu lat, no to prawie czterysta lat, żeby spłacił całą kwotę - wylicza pan Józef.

 

- Obowiązek naprawienia szkody jest przez niego wykonywany rzeczywiście w niewielkim zakresie. Ale to wynika z tego faktu, jak sąd ustalił na posiedzeniu, że nie ma on możliwości wykonywania go w większym wymiarze. A więc sąd przyjął, że nie uchyla się od wykonania tego wyroku i dlatego taka decyzja zapadła - dodaje sędzia Maciej Czajka.

"Była możliwość ściągnąć od niego większy majątek"

Pan Józef uważa, że pieniądze można było odzyskać. - Była możliwość ściągnąć od niego większy majątek, gdyby te sądy nie przeciągały sprawy. A on zdążył majątek już upłynnić w Chorzowie, gdzie miał tam działki. Myśmy się procesowali, a on te działki sprzedał - uważa.

 

- Wiem, że żona ma kilka firm w Katowicach. Mieszkają gdzieś, czymś się jeździ, bo nie chodzi na piechotę. W momencie, kiedy myśmy byli oglądać tę robotę w Chorzowie, to przyjechał pięknym bmw - dodaje Jolanta Kasicka.

 

Małżeństwo wielokrotnie próbowało dodzwonić się do Andrzeja W. Niestety, bezskutecznie.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Zbudowali dom, który niszczy ich życie. Winią hydraulika

 

Od sąsiada dłużnika słyszymy, że "dawno go nie widział". Podobnie mówi brat mężczyzny:

 

- Nie wiem, gdzie go szukać. To jest brat mój, ale nie utrzymujemy w ogóle kontaktu. Ja ino tyle wiem, że po prostu, że gdzieś mu tam nie powypłacali czy coś i firma poszła… - mówi.

Rozmowa z żoną Andrzeja W. "Zakłamywana rzeczywistość"

Udaje nam się dodzwonić do żony Andrzeja W. Pytamy, dlaczego nie rozliczył się podwykonawcami, jak stanowi wyrok sądu.

 

- Szczegółów na ten temat nie znam, nie będę się wypowiadać. Ja myślę, że jeżeli pan też nie zna szczegółów, to nie powinien pan w ogóle zabierać głosu. Można zakłamywać rzeczywistość, a z tego co widzę jest ono zakłamywana. Tak więc bardzo dziękuję - odpowiada.

 

Pan Józef nie wierzy już w skuteczność wymiaru sprawiedliwości. Okazuje się jednak, że są jeszcze szanse na to, żeby mężczyzna odzyskał swoje pieniądze.

 

- W kodeksie karnym został określony nowy rodzaj przestępstwa: uchylanie się od wykonania obowiązku naprawienia szkody. Za tego rodzaju przestępstwo w tej chwili grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu. Osoba, która uchyla się od wykonania obowiązku, jeżeli w terminie do trzydziestu dni od pierwszego przesłuchania w charakterze podejrzanego spełni w całości świadczenie objęte wyrokiem sądu karnego, wtedy nie będzie ponosić odpowiedzialności. I to w zasadzie w mojej ocenie jest w tej chwili jedyna szansa dla osoby pokrzywdzonej - ocenia Janusz Krakowiak, radca prawny.

 

ZOBACZ: "Interwencja" ujawniła dramat rodziny z Warszawy. Nowe oświadczenie policji

 

- Przez tę stratę skończyłem z budowlanką. Musiałem zapłacić pracownikom, musiałem podatki zapłacić, ZUS-y, długi w składach budowlanych uregulować. No i musiałem jeszcze za coś żyć - opowiada  Józef Wilczyński.

 

- Nie wierzę, że dostaniemy jakieś pieniądze. On wyprowadził wszystko, co się dało wyprowadzić. Nie po to to robił, żeby płacić, tylko po to, żeby jemu było dobrze. Natomiast chcę tylko tyle, żeby się wstydził, żeby się wstydziły jego dzieci za niego, jego rodzice, jeżeli żyją - dodaje Jolanta Kasicka.

 

Pełny materiał "Interwencji" można zobaczyć TUTAJ.

red / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie