Budowlaniec znika przed zakończeniem prac. Coraz więcej poszkodowanych

Polska
Budowlaniec znika przed zakończeniem prac. Coraz więcej poszkodowanych
"Interwencja"
Kadr z materiału "Interwencji"

Proponuje korzystne ceny i szybkie terminy realizacji, a po rozpoczęciu prac znika wraz z zaliczkami. Do redakcji "Interwencji" zgłosiła się grupa poszkodowanych przez firmę budowlaną Mateusza M. z Chorzowa. Choć śledczy umarzają postępowania, blisko setka klientów połączyła siły w mediach społecznościowych i szykuje wspólny pozew. Materiał "Interwencji".

- Chciałam położyć kostkę brukową koło domu i przed domem. Po godzinie się zjawił, pooglądał ten plac i powiedział, że to wszystko będzie mnie kosztowało 45000 zł. Ja myślałam, że ja Pana Boga za pięty chwyciłam - wspomina Mirosława Guja.

 

Prace trwały dwa tygodnie.

 

- Przyjechała firma, która zaczęła układać tę kostkę. Wyłożyli może połowę placu i zabrali się. Okazało się, że nie ma już kostek, nie ma niczego. Pojechałam do tej firmy. Pan M. już nie przyjeżdżał na plac, były tylko telefony, że będzie kostka, że na drugi dzień... Potem, że nie ma brukarzy, że go brukarze wystawili - opowiada pani Mirosława.

Skargi na budowlańca z Chorzowa. Urywa kontakt przed zakończeniem prac

Katarzyna Zoń zdecydowała się na remont mieszkania.

 

- Poszukałam wykonawcy na OLX. Na początku to miała być łazienka, ale jak przyszedł, to "a może pani ma tu jeszcze coś do zrobienia? A może jeszcze tutaj ten pokoik, a ten pokoik. Ja to robię w bardzo dobrej cenie". No i też drugi atut był taki, że mógł zacząć od zaraz, "bo mu tam wypadło jedno mieszkanie" - mówi. 

 

Dodaje, że prace trwały około trzech tygodni. - Po czym nagle zniknęli. On tam miał, jak mówił, problemy z zębem, z nadciśnieniem, z samochodem, jeździł, we Wrocławiu był. No i potem były wakacje i w zasadzie przez te wakacje ktoś miał być od poniedziałku od piątku, od następnego poniedziałku. Finalnie spotkaliśmy się we wrześniu i teraz to już na pewno mieli robić. No i znowu zniknęli, tak że mniej więcej sprawa ciągnęła się do września - relacjonuje.

 

ZOBACZ: Sąd nakazał prawnikowi zwrot pieniędzy. Kobieta nie zobaczyła ani grosza

 

Kolejna poszkodowana - Żaneta Domańska również zdecydowała się na położenie kostki brukowej.

 

- W piątek mieli zjawić się wszyscy robotnicy. Mieliśmy podpisać umowę. No i faktycznie w ten piątek rano przyjechały dwie koparki. Przyjechało mnóstwo robotników. Oni się od razu wzięli za pomiary, za rozkopywanie terenu, za usuwanie wszystkiego. A pan M. mówi, że on teraz nie ma czasu podpisać umowy, że on przyjedzie wieczorem, żebym przygotowała już zaliczkę i wieczorem podpiszemy tę umowę. No i faktycznie w piątek wieczorem przyjechał. Tylko mówi, że on miał taki dzień zabiegany, że on tej umowy nie przygotował - wspomina.

 

W tym przypadku prace również nie zostały ukończone.

 

- On cały czas obiecywał, każdego dnia wysyłał SMS-y. Te SMS-y nie były żadną groźbą, jakimiś przekleństwami. On był bardzo uprzejmy, tłumaczył, że on to skończy, że on obiecuje do poniedziałku, do wtorku, do soboty, że ktoś mu nie przyjechał, ktoś coś tam. To trwało z trzy tygodnie. Co mnie zdziwiło: on cały czas odbierał telefony i odpisywał na wiadomości, ale to też było chyba spowodowane tym, że on łudził się, że mu jeszcze więcej pieniędzy wpłacę - zastanawia się pani Żaneta.

Zostawiał niedokończone budowy, brał maksymalną zaliczkę

- Wszędzie modus operandi jest ten sam: rozkopać nieodwracalnie budowę i wziąć maksymalną zaliczkę. Czy to jest instalacja, czy sieć, czy budynek, czy instalacja gazowa, rozkopać to, żeby to już było nieodwracalne. I w tym momencie osobom zaczyna zależeć, żeby jak najszybciej to skończyć - dodaje kolejny pokrzywdzony przez Mateusza M.

 

Nie chce on ujawniać swojego wizerunku. Boi się zemsty, ponieważ Mateusz M. groził mu.

 

- Jak się zorientował, że już więcej nie będę mu płacił, to był telefon z pogróżką tak silną, że wieczorem zgłosiłem to na policję - mówi.

 

To zapis tej rozmowy, dziennikarze "Interwencji" oczyścili go z wulgaryzmów używanych przez Mateusza M., by łatwiej było go zrozumieć:

 

- Śmieciu, ja ci powiedziałem, żeby cię pierwszy samochód na drodze nie minął. Pytam się: płacisz kasę czy nie? Ostatnie moje pytanie.

 

- Na jakiej podstawie mam cokolwiek teraz zapłacić?

 

- Na jakiej podstawie? Na takiej podstawie, że jest robiona robota. Nie trafiłeś na jakiegoś gnojka, co by się z tobą patyczkował, rozumiesz to? Pytam się ciebie? Chcesz mieć tę robotę zrobioną czy chcesz mieć problemy? Pytam się! Pytam się ciebie wyraźnie: płacisz tę kasę za koparkę dzisiaj i kończymy robotę czy chcesz naprawdę wojny?

 

ZOBACZ: W pułapce programu Czyste Powietrze. Muszą oddać krocie

 

Ekipa "Interwencji" również zadzwoniła do Mateusza M.

 

Reporter: Czy są takie sytuacje, w których pan ma sobie coś do zarzucenia, w takim sensie, że pan się nie wywiązał, że ludzie potracili pieniądze?

 

Mateusz M.: Chciałem po prostu tematy załatwić polubownie, a ludzie wymagali ode mnie tego, żebym po prostu wykonywał i po prostu zapłacą, jak będzie skończona. O tak powiem.

 

Reporter: Tam też jakieś były groźby karalne, pan dzwonił do jednego ze swoich usługobiorców i pan mu groził?

 

Mateusz M.: Powiem szczerze: nic takiego, ja nie mam żadnych takich… Wie pan, żadnych takich jakby informacji, że tak powiem.

Prokuratura umarza śledztwa. Pokrzywdzeni zapowiadają walkę

Prokuratorskie postępowania przeciwko Matuszowi M. są umarzane, ponieważ w pojedynczych przypadkach nie sposób udowodnić mu zamiar oszustwa.

 

- Przyszła informacja z prokuratury, że śledztwo zostaje umorzone z tego powodu, że aby stwierdzić oszustwo, trzeba stwierdzić, że osoba działa intencjonalnie. Natomiast tutaj nie można czegoś takiego stwierdzić - wyjaśnia Katarzyna Zoń.

 

ZOBACZ: Mechanik okupuje warsztat. Właściciel bezradny, został bez pieniędzy

 

Pokrzywdzeni planują ponowne zawiadomienie prokuratury, ale tym razem już zbiorowo, jako grupa licząca około stu osób.

 

- Jakby to było 1000 zł, to jeszcze bym się nawet pogodziła z tym, ale 60 000 zł to jest kosmos. Ja pracuję w Biedronce, zarabiam 3000 zł, a mąż w Anglii pracował ciężko. Chory, z rakiem. Jedynym naszym marzeniem było, żeby ten dom wyglądał jakoś, no lepiej. Po prostu lepiej... I się trafiło nam tak, jak się trafiło - podsumowuje Mirosława Guja.

 

- Państwo jest mocne dla słabych, a słabe dla silnych - dodaje jeden z poszkodowanych.

 

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

aas./ / Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie