Miał być program "Czyste Powietrze". Są długi

Rodzina państwa Burkackich spod Działdowa chciała przystąpić do programu "Czyste Powietrze". W tym celu 73-letnia pani Irena zaciągnęła 50 tysięcy złotych kredytu na zakup i instalację paneli fotowoltaicznych. Pieniądze miały być jej zwrócone w ramach tego programu. Tak się jednak nie stało i została z długami. Materiał "Interwencji".
48-letni Rafał Burkacki spod Działdowa żyje z zasiłku z opieki społecznej, bo od lat choruje i przyjmuje leki psychotropowe. Nie może pracować. Mieszka z rodzicami. Pan Rafał chciał skorzystać z programu "Czyste Powietrze". Zależało mu przede wszystkim na piecu na pellet, bo w domu nie ma ogrzewania.
Seniorka wzięła kredyt. Rodzina chciała mieć ogrzewanie
- Dzwonili i dzwonili, setki razy było odrzucane, aż w końcu przyjęliśmy ofertę, bo nam chodziło o piec do domu na pellet, bo dwadzieścia lat żyjemy bez ogrzewania - mówi Rafał Burkacki.
- Mamy tylko w kuchni kozę taką, a reszta domu nie jest ogrzewana - dodaje mężczyzna.
ZOBACZ: Absurdalne mandaty. Nie może wjechać na swoją posesję
- Na początek miała być fotowoltaika, a później cała reszta: piec na pellet, okna, być może dach. Brzmiało nieźle. Mówił, że jest 215 tysięcy do zgarnięcia z dopłat z tego programu "Czyste Powietrze". Najpierw zrobimy fotowoltaikę, a później będzie cała reszta. W międzyczasie coś mówił, że być może ta fotowoltaika będzie na kredyt, ale żeby się nie martwić, bo w ciągu sześciu tygodni przyjdą dopłaty za nią i będzie to wyzerowane - opisuje pan Rafał.
Kredyt na sześć paneli z przyłączami zaciągnęła 73-letnia Irena Burkacka, matka pana Rafała, bo on nie miał zdolności kredytowej.
ZOBACZ: "Interwencja". Zbudowali dom, który niszczy ich życie. Winią hydraulika
- Rafał podpisywał umowę, w kuchni przy stole. Ja siedziałam, słuchałam i się nie wtrącałam. W końcu ten pan pyta, z czego Rafał się utrzymuje, to mówię, że z zasiłku z opieki społecznej. No to się okazało, że nie ma zdolności kredytowej. Zapytał, czy ja mogę pokazać dowód, to pokazałam. I ten pan mówi, że trzeba wziąć kredyt, bo od razu tych środków nie załatwimy, ale wszystko będzie zwrócone - opisuje Irena Burkacka
- A ja mówię, że nie chcę słyszeć o żadnym kredycie - dodaje kobieta.
Wzięła kredyt, chociaż nic nie podpisała
- Pan wziął od mamy dowód, telefonem zrobił zdjęcie, zeskanował i zadzwonił do jakiegoś Mariuszka w banku. Mówi: Mariuszek, sprawdź mi mamę Rafała. Po chwili mówi: gratuluję, ma pani elegancką zdolność kredytową - twierdzi Rafał Burkacki.
Kredyt wzięty na siedem i pół roku wraz z odsetkami wyniósł 50 tys. zł, chociaż pani Irena twierdzi, że nic nie podpisywała.
ZOBACZ: Niebywała licytacja. Tracą mieszkanie przez 2000 zł długu, który spłacili
Emerytka poczuła się oszukana i oddała sprawę do prokuratury, która dwa razy umorzyła dochodzenie.
- Pokrzywdzeni złożyli zażalenie na to postanowienie i akta z zażaleniem zostały przesłane do Prokuratury Okręgowej w Elblągu, która podejmie decyzję, czy nasza decyzja była słuszna - mówi Krzysztof Tyburski z Prokuratury Rejonowej w Działdowie.
- Z dokumentacji zgromadzonej w aktach wynika, że ci państwo świadomie zawarli umowę, w tym między innymi umowę kredytu. Dysponujemy taśmami, nagraniami sporządzanymi przez pracowników banku, z których jednoznaczna wynika, że pani Burkacka miała być świadoma podejmowanych decyzji, jak też zatwierdzania specjalnym kodem SMS umowy zawartej na odległość - dodaje Krzysztof Tyburski.
Raty kredytu pochłaniają emeryturę
Pani Irena musi płacić 555 zł miesięcznie, mając 1900 zł emerytury.
- Wykorzystanie nieporadności, czyli działanie wbrew zasadom współżycia społecznego, to na sto procent mamy do czynienia z postępowaniem cywilnym i od strony postępowania cywilnego te umowy nie mają racji bytu. One powinny zostać unieważnione. Pytanie jest, czy one w ogóle zostały od strony formalnej, prawnej prawidłowo zawarte - ocenia adwokat Bartosz Graś.
- Wydaje się że jest to celowe wprowadzenie w błąd w celu uzyskania korzyści finansowej - dodaje.
ZOBACZ: Dramat na wakacjach w Turcji. Nie stać ich na sprowadzenie Polki do kraju
Kredyt został przelany na konto wykonawcy fotowoltaiki po użyciu specjalnego kodu z banku. Pani Irena nie rozumie, że użycie takiego kodu jest jednoznaczne z podpisem.
Dziennikarze "Interwencji" skonstatowali się z właścicielem spółki, który twierdzi, że zrobił wszystko zgodnie z prawem, a pani Irena świadomie zaciągnęła 50 tys. zł kredytu na sześć paneli słonecznych. Nie zgodził się jednak na publikację rozmowy.
Rodzina myślała, że jest w programie "Czyste Powietrze"
Fundusz Ochrony Środowiska z Olsztyna informuje, że rodzina nie była zgłoszona do programu "Czyste Powietrze". Natomiast właściciel spółki realizuje inwestycje z tego programu, ale Fundusz nie ma zastrzeżeń do jego pracy.
- Od końca marca bardzo zmienił się ten program, jeżeli chodzi o dbałość o klienta, bo nikt nie przewidział tego, co się co się złego zadzieje na rynku. Ci klienci, którzy są najbiedniejsi, kwalifikują do najwyższego poziomu dofinansowania - mówi Małgorzata Ofierska, wiceprezes WFOŚiGW w Olsztynie.
ZOBACZ: W pułapce programu Czyste Powietrze. Muszą oddać krocie
- To jest sto procent, bądź siedemdziesiąt. Ale zainteresowani muszą się pojawić u operatora, którym jest albo gmina, jeżeli zechce, albo muszą się bezpośrednio pojawić u nas. I to oni osobiście ten wniosek muszą złożyć - tłumaczy.
- Przy najwyższym poziomie finansowanie i przy tych najbiedniejszych osobach to jest tak, że my wypłacamy zaliczkę na konto wykonawcy i później rozliczając całą tę inwestycję, sprawdzając, czy wszystko jest ok, przelewamy płatność zamykającą na konto wykonawcy - dodaje Małgorzata Ofierska.
ZOBACZ: Śmiertelne zagrożenie. Kamienica drży, nie ma gdzie przesiedlić mieszkańców
- Miała być dotacja i nie ma. Ja dzwoniłem do tego pana i zapytałem go, gdzie są nasze dotacje. On mi odpowiedział, że nie ma i nie będzie. I się rozłączył. Ten człowiek nie ma żadnych zasad moralnych - podsumowuje Rafał Burkacki.
Materiał wideo "Interwencji" dostępny TUTAJ.
Czytaj więcej