Mateusz Gawron nie żyje. 39-letni strażak przechodził "najtrudniejszy moment"
W wieku 39 lat zmarł Mateusz Gawron. Były strażak z Tarnowskich Gór od dwóch lat walczył z nowotworem języka, który dał liczne przerzuty. W sieci relacjonował, jak choroba zmieniła jego życie. Gdy kilka tygodni temu pojawiła się nadzieja na leczenie, prosił o pomoc, ponieważ jego środki finansowe się wyczerpały.
"W końcu są jakieś siły coś napisać. Ostatnie trzy tygodnie to było dla mnie piekło. Stan zapalny płata płuca odebrał mi jakiekolwiek siły. (...) Zrobiła mi się przetoka, chyba najgorsze co mogło mnie spotkać na tym etapie choroby" - pisał jeszcze 13 września Mateusz Gawron pochodzący z Tarnowskich Gór.
Mateusz Gawron nie żyje. O swojej chorobie pisał w sieci
39-latek był aktywny w mediach społecznościowych. Od początku swojej choroby informował o zmianach, jakie zachodzą w jego życiu. Przed pojawianiem się nowotworu był zawodowym strażakiem, wraz z żoną prowadził firmę cateringową, a wcześniej był trenerem personalnym.
W czerwcu odszedł ze służby. Zgodnie z tradycją - jak pisał - otrzymał od kolegów tablo. "Ustaliśmy, że te tablo mi wypożyczają tylko jako tarcze, a kiedy skończę leczenie oddam im ją, by mogli mi oficjalnie wręczyć na imprezie pożegnalnej jako odejście ze służby" - żartował.
ZOBACZ: Barbara Horawianka nie żyje. Aktorka teatralna i filmowa miała 94 lata
Później przeszedł radioterapię, ale jego stan zdrowia się pogorszył. "Coraz ciężej mi się oddycha podczas poruszania się. Zwykłe czynności domowe stają się naprawdę, jakbym miał przerzucić 10 ton węgla" - pisał.
Internauci namawiali go na założenie zbiórki, która pomogłaby w leczeniu. Były strażak podkreślał jednak, że ma oszczędności i zależy mu na swobodzie. "Moja żona będzie chciała lecieć gdzieś z przyjaciółką. Pierwsze co ktoś pomyśli? Robią zbiórkę na leczenie, a mają pieniądze na podróże. Nie pozwolę, by to ograniczało naszą wolność" - informował w lipcu.
Mateusz Gawron miał nadzieję na leczenie. "Najtrudniejszy moment życia"
Później pojawiła się nadzieja na leczenie, a wraz z nią prośba o pomoc. "Badania genetyczne pokazały konkretny gen, na który można oddziaływać leczeniem celowanym. Niestety lek nie jest refundowany. Jestem już po pierwszym wlewie, ale nie dam rady opłacić kolejnych" - pisał Mateusz Gawron.
"Zwracam się do Was w najtrudniejszym momencie mojego życia. Wierzę, że leczenie jest mi w stanie pomóc. Mam dwójkę dzieci i kochającą żonę. Marzę o tym, żebym nie musiał ich zostawić, jeszcze nie teraz… Bardzo proszę o wsparcie" - apelował.
Niestety Mateusz Gawron nie doczekał końca zbiórki. Na razie nie wiadomo, kiedy odbędą się uroczystości pogrzebowe byłego strażaka. O jego odejściu poinformowali bliscy na jego profilu facebookowym. "Im jaśniej człowiek płonął za życia, tym mocniej jego gwiazda świeci w ciemności..." - czytamy w pożegnalnym wpisie.