Cztery dni czekała w szpitalu na poród. Dziecka nie udało się uratować

Polska
Cztery dni czekała w szpitalu na poród. Dziecka nie udało się uratować
"Interwencja"

24-latka przeleżała w szpitalu w Stalowej Woli cztery dni w oczekiwaniu na poród. Zgłaszała lekarzom, że źle się czuje, a było już po terminie. Wynik badania KTG wskazał na konieczność pilnego cesarskiego cięcia. Niestety dziecka nie udało się uratować. Materiał "Interwencji".

Pani Sara Ożga po rozstaniu z mężem wychowywała sama córkę. Postanowiła jednak ułożyć sobie życie po raz kolejny z panem Patrykiem. Oboje marzyli o dziecku. Córeczka miała urodzić się kilka tygodni temu. Niestety dziś rodzicom zamiast spełnienia marzeń, pozostała tylko rozpacz.       

 

U pani Sary ciąża przebiegała prawidłowo. Potwierdzały to wielokrotne badania. Ponieważ kobieta była już po terminie planowanego porodu i nie czuła się dobrze, 22 maja w środę pojechała do szpitala w Stalowej Woli

 

ZOBACZ: "Interwencja": Wini lekarza za śmierć córki. Szpital złożył zawiadomienie na matkę

 

- Planowali jeszcze mnie wypisać tego samego dnia lub na drugi dzień, bo nic się nie działo, nie było żadnej akcji porodowej. Jednak jak zrobili USG, okazało się, że mam mało wód płodowych i mnie zostawili - opowiada Sara Ożga.

 

- Cały czas mówili, że dzisiaj urodzi, że będzie w porządku – dodaje Patryk Lipiec, partner pani Sary.   

"Interwencja". Czekała na poród cztery dni

Podczas kolejnego dnia pobytu pani Sary w szpitalu, lekarze starali się wywołać poród. Jednak po nieudanej próbie lekarze zlecili pani Sarze czekać na rozwiązanie.      

 

Mijał kolejny dzień, a pani Sara czekała. W piątek 24 maja kolejny raz podano jej leki wywołujące poród, ale wciąż bezskutecznie.

 

- Czekałam codziennie, aż zaczną coś robić. Pytaliśmy, czy nie będzie cesarki, skoro nic się nie dzieje, czy zaczną coś robić, skoro jest po terminie. Powiedzieli, że nie wiedzą, że zobacza - rozpacza pani Sara. 

 

ZOBACZ: "Interwencja". "Zignorował wszystko, działał umyślnie". Tragiczna śmierć przy drodze

 

Pani Sara zaczęła obawiać się już o życie dziecka. W sobotę w szpitalu odbywały się dni otwarte i zdecydowano, że porodu nie będzie.  

 

- Przyszła sobota i lekarz powiedział, że nie będziemy nic robić, że mamy odpocząć. Kazali czekać, jak samo coś się zacznie dziać. Zrobili KTG i stwierdzili, że wszystko jest w porządku. Kazali czekać, choć ja zgłaszałam, że czuję bardzo słabo ruchy dziecka - wspomina.

 

Około godziny 19, po kolejnym badaniu KTG, lekarze natychmiast zdecydowali o cesarskim cięciu. Niestety, upragniona córeczka Pola już nie żyła.

Stalowa Wola. Rodzice obwiniają szpital

Rodzice zmarłej Poli za jej śmierć obwiniają szpital. Ich zdaniem o cesarskim cięciu zdecydowano zbyt późno.

 

- Po wszystkim było szukanie winnego: a może córka pali, a może pije, a że wada serca… I już było zrzucanie winy na kogoś – twierdzi Tomasz Szkutnik, ojciec pani Sary.

 

Sprawą natychmiast zajęła się prokuratura w Stalowej Woli, która zabezpieczyła dokumentację medyczną i przekazała do prokuratury w Tarnobrzegu.

 

Wideo na stronie "Interwencji"

 

- W sprawie aktualnie są wykonywane czynności dowodowe, przesłuchiwani są świadkowie, zabezpieczana dokumentacja z leczenia matki dziecka, jak i również wykonywane są inne czynności dowodowe. Do czasu zakończenia sekcji zwłok i przesłuchania świadków nie mogę udzielić bliższych informacji na temat postępowania - informuje Marcin Kurdziel z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.


- Uważam, że w tej sprawie zabrakło decyzji o cesarskim cięciu. Jeden dzień, drugi dzień i nie nastąpiła akcja porodu. Do mnie się nikt nie zgłosił i wedle mojej wiedzy do rodziców też nikt nie wystosował żadnych przeprosin, w zasadzie nie było żadnego słowa wyjaśnienia tej sytuacji – mówi Szymon Psonka, pełnomocnik pani Sary.

 

- Nie wystarczy rodzącą matkę podłączyć do urządzenia, ale trzeba też właściwie odczytywać wyniki badania – zaznacza Tymoteusz Zych z Fundacji Pomocy Ofiarom Błędów Medycznych.

"Interwencja". Prokuratura wyjaśnia sprawę

Redakcja "Interwencji" próbowała umówić się na spotkanie z dyrektorką szpitala w Stalowej Woli. Okazało się, że dyrektor została wiceprezydentem Stalowej Woli i nie wypowie się, a rzecznik prasowy przebywa na urlopie. Dziennikarze dostali jedynie odpowiedź pisemną:

 

"Dyrekcja SPZZOZ Powiatowego Szpitala Specjalistycznego w Stalowej Woli zapewnia, że pozostaje w kontakcie ze służbami w celu wyjaśnienia sprawy. Jednak ze względu na trwające postępowanie prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Tarnobrzegu, do czasu jego zakończenia Szpital nie będzie udzielał informacji dotyczących szczegółów sprawy."

 

- Chciałabym, by za to odpowiedzieli, bo każdy umywa ręce od tego, nikt w żaden sposób się nie poczuwa. Traktują to tylko tak, że zdarzyło się, taki przypadek się zdarza, a to nie miało prawa się zdarzyć - podkreśla Sara Ożga.

Anna Nicz / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie