Mają bagno na podwórku i wodę w domu. Obwiniają kolej
Domy i posesje pod Stargardem koło Szczecina od trzech lat są notorycznie zalewane. Bywa, że woda stoi tygodniami. Problem się zaczął, gdy PKP PLK wyremontowały sąsiadującą z domami linię kolejową Poznań-Szczecin. Poszkodowani twierdzą, że woda spływa z nasypów, ale kolejarze odcinają się od odpowiedzialności.
Posesja, szklarnia i garaż pana Henryka spod Stargardu koło Szczecina notorycznie są zalewane. Jak twierdzi właściciel, problem pojawił się trzy lata temu, od momentu modernizacji sąsiadującej z nieruchomością trasy kolejowej.
- Zalewają mnie i nikt z tym nic nie robi od trzech lat. Powodem jest przeciekanie skarpy, na skarpie jest rów rozściekowy. Nie jest izolowany - powiedział Henryk Gondzik.
- W ramach tej inwestycji wymieniono tutaj całą skarpę, podniesiono torowiska wysoko. I mamy problem z zalewaniem działek u sąsiadów. Kiedyś nasyp kolejowy nie był taki wysoki - dodał Robert Zieliński, sołtys Grzędzic.
Ich działki i budynki stoją w wodzie. Winią PKP PLK
Poszkodowanych jest znacznie więcej. Sąsiedzi pana Henryka również mają zalane posesje. U Marzeny Storożuk piwnica domu i przedpokój stoją w wodzie. Straty są olbrzymie.
- Mam zalaną całą piwnicę, dwa pomieszczenia, wilgoć wychodzi w środkowym pomieszczeniu, grzyb na ścianie. Kilka razy dziennie wypompowuję wodę, do dziesięciu razy. Moje podwórko jest pełne węży, wygląda to okropnie, ogródka nie mogę użytkować, bo jest bagno - wyliczała kobieta.
A jak sprawa wygląda pod kątem prawnym? - Strata finansowa jest: gniją schody, trzeba je wymienić, nawet istnieje niebezpieczeństwo degradowania budów i ogrodów posesji. W mojej ocenie odszkodowanie należy się od inwestora. Za inwestycję odpowiada PKP PLK - dodała adwokat Anna Wichlińska.
Poszkodowani twierdzą, że nikt nie chce im pomóc. A kolejarze umywają ręce. Razem z panem Henrykiem udaliśmy się do siedziby PKP PLK w Szczecinie. Kierownik do spraw inwestycyjnych wyrzucił naszą ekipę z gabinetu. Henryk Gondzik został zaproszony na rozmowę.
- Właśnie wyszedłem z PKP i dowiedziałem się, że dalej w mojej sprawie nic nie zostało poczynione. Kierownik rozkładał ręce i mówił, że nie wie, skąd woda jest - relacjonował.
ZOBACZ: "Interwencja". Jest wściekła na decyzję policji. Publikuje nagranie wypadku
- Zwracaliśmy się wielokrotne do kolei o interwencję w tej sprawie, żeby ten problem rozwiązać. Oni nie są zainteresowani. Mieszkam dziesięciolecia na tej ulicy i nigdy nie było wody tutaj, nie mieliśmy problemu. To powstało podczas inwestycji PKP - ocenił Robert Zieliński.
Gmina pomagała poszkodowanym przez trzy miesiące. Teraz mieszkańcy muszą radzić sobie sami. Wójt gminy Stargard, podobnie jak kolejarze, nie chciał o problemie rozmawiać przy mediach.
PKP PLK umywają ręce
Z kolei PKP PLK przysłały nagranie z oświadczeniem, w którym przekazano, że "sprawę administracyjną prowadzi wójt gminy Stargard. Przeprowadzone badania nie wskazują na winę PKP-Polskich Linii Kolejowych SA".
- Inwestor powinien odpowiadać za tę szkodę bez potrzeby udowadniania, uruchamiania wielu instytucji, bo gołym okiem widać, że cześć tych prac nie została wykonana zgodnie z zasadami budowlanymi. Przeciąganie powoduje jeszcze większą szkodę niż ta rzeczywista, bo ta powinna być już trzy lata temu naprawiona. Zwłaszcza, że spółka PKP PLK jest spółką Skarbu Państwa i jako taka powinna działać w interesie obywateli - oceniła adwokat Wichlińska.
- Oni zrobili swoje, kolej jeździ i ich nie interesuje, że człowiek tu mieszka. Postawili stację na wprost domu, wcześniej była bliżej lasu. Nawet ekranów nie zrobili - podsumował Henryk Gondzik.
Czytaj więcej