Wydał kilka tysięcy funtów i pojechał do Polski. Chciał odzyskać rowery
Damian Groves z Wielkiej Btyranii wydał 6 tys. funtów, wynajął prywatnego detektywa i wybrał się do Polski. Wszystko po to, by odzyskać skradzione rowery warte fortunę.
Pod koniec czerwca do mieszkania Damiana Grovesa z Newscastle-under-Lyme wdarli się włamywacze. Ich łupem padły m.in. cztery rowery o łącznej wartości 36 tys. funtów. Jak opisuje Daily Mail, zdesperowany Groves nie zamierzał się poddawać.
Początkowo Groves podejrzewał, że on i jego partnerka padli ofiarą profesjonalnych przestępców, którzy będą się domagali okupu za skradziony sprzęt. Groves i jego partnerka Emily Smith cieszą się w swojej dyscyplinie pewną rozpoznawalnością. Jak wskazało Daily Mail, oboje uprawiają kolarstwo górskie w drużynie armii brytyjskiej.
Po tym jak zaczął pytać wśród miejscowych, Groves usłyszał nazwiska potencjalnych włamywaczy, którzy mieli dokonać kradzieży. Następnie zgłosił sprawę na policję, ale jak twierdzi, zdało się to na nic. Gdy para zamieściła ogłoszenie o ukradzionych rowerach w internecie, zgłosiły się do nich osoby, które twierdziły, że mogą oddać rowery za 300 funtów. Groves zgodził się zapłacić okup, okazało się jednak, że padł ofiarą oszustwa.
Prywatny detektyw i węgierski entuzjasta rowerów
Poszkodowany postanowił zgłosić się do prywatnego detektywa. Śledczy otrzymał wskazówkę, od węgierskiego entuzjasty rowerów, który był pewien, że widział rowery na jednym z polskich portali z ogłoszeniami. Groves potwierdził, że na zdjęciach w ogłoszeniu były jego jednoślady. Prywatnemu detektywowi udało się ustalić, że ogłoszenie przygotowano w domu w Leicester.
Groves ponownie skontaktował się z policją, ale twierdzi, że między policją Staffordshire a sąsiednią policją Leicestershire doszło do przepychanek w sprawie wydania nakazu przeszukania. Sportowiec postanowił więc po raz kolejny wziąć sprawy we własne ręce.
ZOBACZ: Wielka Brytania: Walijczyk wyrzucił dysk z kryptowalutami. Planuje przekopać całe wysypisko śmieci
- Mój detektyw stworzył fałszywe konto i próbował umówić się na spotkanie w celu odebrania rowerów - relacjonował Groves. - Z mojego punktu widzenia, problemy w policji tylko oddalały perspektywę odzyskania mojego sprzętu - dodał.
Kiedy wreszcie Groves napisał do mężczyzny, który zamieścił ogłoszenie ten odpisał, że niestety rowery trafiły już do Polski. Sprzedawca zaproponował, że załatwi ich przywiezienie z powrotem, ale Groves wolał sam zająć się sprawą.
W 48 godzin do Warszawy i z powrotem
18 sierpnia wyjechał do Warszawy i po 48 godzinach, wrócił ze wszystkimi czterema skradzionymi rowerami.
- Przed północą znalazłem się z powrotem w moim domu, patrząc na moje cztery rowery i nie mogłem uwierzyć, że to już koniec. Odzyskałem swój sprzęt bez żadnej realnej pomocy ze strony policji - powiedział.
Oszacował, że cała sprawa kosztowała go około 6 tys. funtów - z czego 2,5 tys. funtów wydano na prywatnego detektywa, 300 funtów na szantażystę, 1,7 tys. funtów na agentów, którzy odebrali jego rowery w Warszawie i 1,2 tys. funtów na podróż tam i z powrotem.
Czytaj więcej