"Interwencja": Mała Ola zmarła. Z SOR-u odesłano ją do domu
Miała wysoką gorączkę, wysypkę i ciężki oddech. Mama 15-miesięcznej Oli była z nią u lekarzy rodzinnych, a także na SOR-ze, skąd odesłano maleństwo do domu, mimo wykrycia u niego Covidu. Dziewczynka zmarła w następnej dobie. Materiał programu "Interwencja".

26 marca pani Justyna - mama 15-miesięcznej Oli - zauważyła na jej szyi niepokojącą wysypkę. Dziecko miało również wysoką gorączkę. Kobieta udała się z córką do lekarza rodzinnego.
- Wieczorem przyjechałam od rodziców, zobaczyłam u niej na szyi jakąś bańkę i podejrzewałam, że to ospa. Pojechałam 26 marca, wieczorem do Szczecinka. Przyjęła nas pani doktor, zbadała ją osłuchowo, zbadała gardło i powiedziała, że jest wszystko dobrze. Przepisała leki na opryszczkę – opowiada Justyna Wydrych, mama zmarłej Oli.
Następnego dnia rano stan dziecka nie poprawiał się.
"Podali paracetamol, zrobili testy na Covid"
- W poniedziałek rano zadzwoniłam do mamy, że coś się z Olą dzieje, a mama mówi, żebym się ubierała i pojechała na SOR. Doktor ją zbadał, powiedział, że osłuchowo jest dobrze, że gardło jest dobrze i że to faktycznie była ospa wietrzna – wspomina Justyna Wydrych.
- Miała ciężki oddech, ale jeżeli lekarz powiedział, że to jest od gorączki, no to uwierzyliśmy mu – tłumaczy Elżbieta Wydrych, mama pani Justyny.
ZOBACZ: "Interwencja": Woźni noszą dzieci po schodach. Szkoła specjalna bez wind
- Podali paracetamol, zrobili nam testy na Covid. Mi wyszedł negatywny, a jej wyszedł pozytywny. Doktor kazał nam się zgłosić do lekarza rodzinnego. Pojechaliśmy. Dziecko dosyć miało gorączkę, podejrzenie Covidu i jeszcze tę ospę, to jeszcze tam czekaliśmy ponad godzinę, żeby nas przyjęto - opowiada pani Justyna.
"Wnuczka leżała na podłodze martwa"
Czterech lekarzy zbadało małą Olę i żaden z nich nie dopatrzył się niczego niepokojącego. Pani Justyna zgodnie z zaleceniami wróciła więc z córeczką do domu.
- Po godzinie 21 jakoś położyłam synów spać, sama położyłam się spać o 22 razem z nią, to jeszcze mnie kopnęła w plecy, złapała za włosy, uśmiechnęła się i poszła spać. I właśnie o 12 w nocy obudził mnie taki straszny krzyk. Ja się obudziłam, podniosłam ją, a ona nic. Zapaliłam światło, zadzwoniłam na pogotowie, Ola była martwa - mówi pani Justyna.
ZOBACZ: "Interwencja": Poszła do szpitala na prosty zabieg. Nie żyje
- Przyjechaliśmy. Moja wnuczka leżała na podłodze martwa. Przykrywałam ją, mówiłam, żeby wstała, że babcia przyjechała, trzymałam ją za rączki i mówiłam: "Olciu, jakie masz zimne rączki, babcia cię zaraz przykryje". Ciągle widzę, jak ona tam leży na podłodze, że jest jej zimno i że ją cały czas przykrywam. Nie dotarło to wtedy do mnie. Dopiero na trzeci dzień - wspomina Elżbieta Wydrych.
Lekarze nie rozpoznali, że to śródmiąższowe zapalenie płuc
Wyjaśnieniem okoliczności śmierci małej Oli zajęła się prokuratura. Wykonano sekcję zwłok, z której wynika, iż przyczyną śmierci było nierozpoznane przez czterech lekarzy śródmiąższowe zapalenie płuc, wywołane infekcją koronawirusa.
- Ona przeszła już raz zapalenie płuc, wyszła z tego. Ona przeszła nawet tego najgorszego wirusa – RSV. Teraz też by dała radę, tylko że nikt nie powiedział, że ona ma miąższowe zapalenie płuc. Nikt mi tego po prostu nie powiedział, a moje dziecko miało wrodzoną wadę wodogłowia i brak gałek ocznych - mówi pani Justyna.
Dyrekcja szczecineckiego szpitala nie zdecydowała się na wystąpienie przed naszą kamerą. Rodzina zmarłej Oli ma nadzieję na sprawiedliwy wyrok.
Wideo reportażu "Interwencji" można zobaczyć tutaj.
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni
Czytaj więcej