"Interwencja". Operacja się udała, ale pacjentka zapadła w śpiączkę. Rodzina obwinia szpital

Polska
"Interwencja". Operacja się udała, ale pacjentka zapadła w śpiączkę. Rodzina obwinia szpital
Polsat News /arch. prywatne
Lekarze z kliniki "Budzik" walczą o powrót pani Edyty do zdrowia

Edyta Dudzik z Kętrzyna przeszła udaną operację guza mózgu. Jednak na oddziale intensywnej terapii spadła z łóżka. Konsekwencje są dramatyczne. Kobieta trafiła do kliniki „Budzik”. Rodzina wini Szpital Bródnowski w Warszawie. Jej zdaniem nie podniesiono barierek ochronnych w łóżku pani Edyty. Szpital zaprzecza. Choć sala jest monitorowana, to nagrania z wypadku nie ma. Materiał "Interwencji".

Pani Edyta z Kętrzyna na Mazurach dwa i pół roku temu dowiedziała się, że cierpi na nowotwór mózgu. Chemioterapia, radioterapia nie przyniosła rezultatu. Potrzebna była operacja. Skierowano ją do Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie. Kilkugodzinny zabieg powiódł się.

 

- Operacja się udała, odbyła się 8 marca. Zachowane zostały wszystkie nerwy. Była 4 dni na intensywnej terapii, a 14 marca miała przejść na oddział neurochirurgii, bo odzyskała przytomność. Była świadoma odpowiadała na pytania – opowiada Tomasz Dudzik, mąż pani Edyty.

 

- Pamiętam mamę pozytywnie nastawioną, że będzie wszystko dobrze. Była nastawiona, że jedzie i wraca. Mówiła, że maksymalnie dwa tygodnie i potem razem wzajemnie będziemy się pielęgnować – wspomina Nikola Dudzik, córka pani Edyty.

Wstała i upadła na podłogę. Nagrania  zmonitorowanej sali brak

14 marca ubiegłego roku na oddziale intensywnej terapii doszło do tragicznego zdarzenia. Pani Edyta upadła na podłogę, uderzając o nią głową. Jej stan dramatycznie się pogorszył.

 

- Zadzwoniła pani dyżurująca, że doszło do zdarzenia, do którego nie powinno dojść. Żona stała i upadła na głowę. Później dowiedziałem się od ordynatora, że moja żona samoczynnie wypadła z łóżka – mówi Tomasz Dudzik.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Matka z dzieckiem wynajęła dom i nie płaci. Nie wpuszczają właścicieli

 

W przesłanym przez Mazowiecki Szpital Bródnowski oświadczeniu czytamy:

 

"W sprawie Pacjentki należy zaznaczyć, że wszelkie środki bezpieczeństwa zostały zastosowane. Pacjentka była monitorowana, zabezpieczona barierkami ochronnymi.  Zespół Medyczny nie jest w stanie przewidzieć ponadstandardowych działań Pacjentów jak np. nagła decyzja o próbie wstania z łóżka".

 

- Na monitoringu nic nie widać, nie ma nagrania. Stwierdzono, że w czasie zdarzenia kamera nie nagrywała, choć sala jest monitorowana – zaznacza Tomasz Dudzik.

 

- Pokrzywdzona pacjentka leżała w określonego typu łóżku. Nie trzeba fachowców, żeby stwierdzić, że z takiego łóżka nie można samodzielnie wyskoczyć – podkreśla Marek Gawryluk, adwokat reprezentujący pana Tomasza.

"Rokowania są niepewne"

W sierpniu mąż pani Edyty nieprzytomną kobietę przewiózł karetką do kliniki Budzik przy Szpitalu Uniwersyteckim w Olsztynie. Warmińscy lekarze walczą o jej powrót do zdrowia. Mężczyzna w każdej wolnej chwili wraz z córką odwiedza żonę, pokonując prawie 90 kilometrów w jedną stronę.

 

- Pacjentka przyjechała do nas w stanie minimalnej świadomości i tak jest w tej chwili. Zmiany na lepsze nie mają stałego charakteru, rehabilitacja jest długa, żmudna. Rokowania są niepewne – przyznaje lekarz Piotr Siwik z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Usłyszała, że płód obumarł i konieczna jest aborcja. Lekarze się mylili

 

- 4-5 razy w tygodniu jestem u żony. Ze względu na sytuację rodzinną zerwałem kontrakt w Norwegii. Na chwilę obecną utrzymuję się ze świadczenia opiekuńczego na żonę – mówi Tomasz Dudzik.

 

- Opowiadam mamie wszystko, co się dzieje. Musi być na bieżąco. To nie znaczy, że skoro leży w „Budziku”, ma ją omijać to, co się dzieje w moim życiu. Bo jak będzie mogła mówić, to zarzuci mi, że nie rozmawiałam z nią – dodaje Nikola Dudzik.

Prokuratura nie stwierdziła winy szpitala. "Nieszczęśliwy wypadek"

Pani Edyta w olsztyńskiej klinice "Budzik" może przebywać najwyżej rok. Bez odszkodowania pan Tomasz nie poradzi sobie w dalszej opiece. Mężczyzna zawiadomił prokuraturę. Ta jednak nie dopatrzyła się winy warszawskiego szpitala. Odrzuciła też wnioski o powołanie biegłych czy przeprowadzenie eksperymentu procesowego.

 

- Prokurator uznała, że to zdarzenie można rozpatrywać w charakterze nieszczęśliwego wypadku. I że w postepowaniu personelu medycznego nie można dopatrywać się uchybień – informuje Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga w Warszawie.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Bił i znęcał się. Mimo nakazu eksmisji były partner wciąż nachodzi panią Monikę

 

- Jedynie fragmentarycznie przeprowadzono postępowanie dowodowe. Ustalono stan wyłącznie na podstawie zeznań osób, które mogą być w tej sprawie odpowiedzialne, co jest niedopuszczalne. Biegli powinni stwierdzić czy osoba w takim stanie zdrowia, po tak ciężkiej operacji byłaby wstanie samodzielnie zeskoczyć z łóżka, które miało barierki. My twierdzimy, że łózko prawdopodobnie nie miało podniesionych barierek – uważa Marek Gawryluk, adwokat reprezentujący pana Tomasza.

 

- Jestem zdziwiona, że jest umorzone postepowanie. Dlatego piszemy pismo do Prokuratury Krajowej, prosimy o nadzór i wszczęcie tego postepowania. Nie może być tak, że pacjent idzie do szpitala i nie ma opieki – dodaje zaangażowana w sprawę senator Lidia Staroń.

 

- Małżonka będzie do końca sierpnia w klinice. A potem nie mam pomysłów...  Rozeznanie zrobiłem w klinikach prywatnych, koszt do 30 tysięcy złotych, a zasiłek pielęgnacyjny to 2400 zł – podsumowuje Tomasz Dudzik.

 

Materiał "Interwencji" dostępny jest tutaj.

Redakcja / "Interwencja" / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie