Warszawa. Chłopczyk mógł żyć. W tramwaju nie zadziałał hamulec awaryjny

Polska
Warszawa. Chłopczyk mógł żyć. W tramwaju nie zadziałał hamulec awaryjny
Polsat News
Pasażerowie natychmiast zaciągnęli hamulec awaryjny. Jednak nie zadziałał on, a skład zatrzymał się z opóźnieniem.

Czterolatek, który przez kilkaset metrów był ciągnięty przez tramwaj mógłby żyć, ale nie zadziałały systemy bezpieczeństwa. Nawet zaciągnięty natychmiast przez pasażerów hamulec awaryjny. Do tragicznego wypadku doszło w Warszawie. Drzwi tramwaju przycięły nogę chłopcu, kiedy wysiadał z wagonu z babcią.

W piątek około godz. 11:40 w Warszawie do szło do śmiertelnego wypadku, gdy tramwaj linii 18 przyciął drzwiami nogę czteroletniego chłopczyka. Dziecko było wleczone po torowisku za nóżkę, zablokowaną w ostatnich drzwiach dwuwagonowego składu. Na ratunek nie było żadnych szans.

"Doszło do przytrzaśnięcia drzwiami"

Chłopczyk jechał tramwajem z babcią. Gdy tramwaj znajdował się na przystanku Batalionu "Platerówek" przy ul. Jagiellońskiej, ona wysiadła pierwsza, on wysiadał za nią.

 

- Wszystko wskazuje na to, że doszło do jego przytrzaśnięcia drzwiami - powiedział Maciej Dutkiewicz, rzecznik Tramwajów Warszawskich "Wydarzeniom".

 

Babcia, gdy zobaczyła, co się dzieje - zemdlała. Motorniczy niczego nie zauważył i ruszył.

 

ZOBACZ: Poznań. Zderzenie tramwajów. Kilkanaście osób rannych, w tym kobieta w ciąży

 

Ostatnie drzwi składu w tego typu starych tramwajach są poza zasięgiem pola widzenia motorniczego. Ale każdy tramwaj ma system, który uniemożliwia motorniczemu ruszenie, gdy nie wszystkie drzwi są do końca zamknięte. Pytanie - dlaczego system pozwolił ruszyć temu składowi.

 

- Te systemy mogą mieć jakąś tolerancję, szczególnie w tych starszych tramwajach. Może rzeczywiście ugięła się uszczelka, albo ta noga wpadła, bucikiem gdzieś jeszcze w tę szczelinę pomiędzy podłogą, końcem stopnia a samym skrzydłem drzwiowym - zastanawia się Maciej Górowski z portalu transportszynowy.pl.

 

Zaciągnęli hamulec, tramwaj jechał

Chłopczyk mógłby żyć także dlatego, że pasażerowie od razu pociągnęli za hamulec, który powinien był tramwaj zatrzymać. Według prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie śmiertelnego wypadku - tak się nie stało.

 

- Reakcja pasażerów była natychmiastowa... Na to wskazują wstępne ustalenia, no ale tramwaj rzeczywiście zatrzymał się dopiero po kilkudziesięciu metrach - powiedziała "Wydarzeniom" Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

 

ZOBACZ: Jelenia Góra. Napaść na kierowcę miejskiego autobusu. Pobity, bo przewrócił się wózek z dzieckiem

 

Spółka przewozowa informowała, że tramwaj miał ważne badania techniczne. Prowadził go motorniczy z 14-letnim stażem. Wiadomo także, że był trzeźwy. Pytanie jednak, czy był dostatecznie skupiony na tym, co robił. Po przesłuchaniach pierwszych świadków prokuratorzy mają wątpliwości.

 

- Będziemy sprawdzać także, czym zajmował się kierowca tramwaju w czasie jazdy, bo to jest bardzo istotne. I ta kwestia, czy korzystał z telefonu komórkowego, czy miał jakieś inne aktywności w tym czasie będzie badana - mówi prokurator Katarzyna Skrzeczkowska.

 

Motorniczy jeszcze nie został przesłuchany. Nie pozwala na to jego stan psychiczny.

Jacek Gasiński/hlk / Polsat News / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie