Ukraina. "Mamo, zabierają nas siłą do Rosji". Wywieźli ich 1,5 tys. km od Mariupola

Świat
Ukraina. "Mamo, zabierają nas siłą do Rosji". Wywieźli ich 1,5 tys. km od Mariupola
PAP/Mykola Kalyeniak
Ruiny ostrzelanego budynku, zdj. ilustracyjne

Mój syn Jurij został ode mnie oddzielony. Potem dowiedziałam się, że został siłą wywieziony do Rosji - mówi Natalia, uciekinierka z oblężonego Mariupola, w reportażu ukraińskiego portalu "New Voice of Ukraine".

- Mój syn Jurij został ode mnie oddzielony. Mieszkał na lewym brzegu rzeki ze swoim ojcem, moim pierwszym mężem (...). Nie planowali opuszczać miasta, mieli nadzieję, że to szaleństwo wkrótce się skończy. Jurij nie schował się nawet w piwnicy, aż do momentu, gdy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać Mariupol z morza - wyjaśniła Natalia.

 

27 marca budynek, w którym mieszkali jej były mąż i syn został zniszczony. Rosyjska armia zabierała wszystkich, którzy przeżyli pożar, do okupowanego Nowoazowska w obwodzie donieckim. Wśród nich byli członkowie rodziny Natalii, której udało się ewakuować z Mariupola dwa dni później.

Wywiezieni 1,5 tys. km od domu

"Syn zadzwonił do mnie 2 kwietnia. Połączenie było tak słabe, że nie mogłam zrozumieć, co mówił" - przekazała kobieta. Kilka dni później otrzymała od Jurija wiadomość: "mamo, zabierają nas siłą do Rosji". Po jakimś czasie syn zdołał poinformować Natalię, że jest w pociągu.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Sztab Generalny: Rosjanie stworzyli obóz dla żołnierzy, którzy odmawiają walki

 

"Ostatnio udało mi się z nim skontaktować. Wraz z ojcem wysłano ich do Siemionowa, 24-tysięcznego miasta w obwodzie niżnonowogrodzkim, ponad 1500 km od Mariupola. Ten obwód znajduje się na skraju europejskiej części Rosji. Syn powiedział, że wokół siebie widzi tylko lasy i śnieg" - opowiedziała Natalia.

Zakwaterowani w drewnianych chatach 

Jak opisała, Rosjanie zakwaterowali jej syna i byłego męża w drewnianych chatach. Trzy razy dziennie wolontariusze dostarczają im jedzenie, ale, co podkreśla Natalia, "nikt nie dał im żadnego wyboru. Zostali tam po prostu wysłani".

 

Kobieta poszukuje sposobów na uratowanie swojego syna i byłego męża. Dowiedziała się, że Czerwony Krzyż pomaga jedynie w odnajdywaniu rannych członków rodzin i znajomych, a wolontariusze z Ukrainy mogą udzielić pomocy tylko w poszukiwaniach osób wywiezionych na terytoria kontrolowane przez Ukrainę. Rosyjskie numery alarmowe nie działają.

 

"Wszystko, czego pragnę, to aby moja rodzina znów była razem, aby żyli i byli bezpieczni" - powiedziała Natalia.

ap / PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie