Śmierć rodzeństwa w Olsztynie. "Gdybyśmy wiedzieli, wsiedlibyśmy całą piątką w ten samochód"

Polska
Śmierć rodzeństwa w Olsztynie. "Gdybyśmy wiedzieli, wsiedlibyśmy całą piątką w ten samochód"
Polsat News
Tragiczny wypadek w Olsztynie

Pirat drogowy pędził przez miasto prawie 200 kilometrów na godzinę i uderzył w samochód. W poniedziałkowym "Raporcie" Polsat News Leszek Dawidowicz dotarł do brata i kuzyna rodzeństwa, które zginęło w Olsztynie. - Moje rodzeństwo uratowało mu życie - powiedział Patryk Wieczorek. Sprawca uciekł z miejsca wypadku.

Weronika i Sebastian zginęli 11 listopada w Olsztynie, po tym jak w ich samochód uderzył mężczyzna jadący prawie 200 km/h. Po wypadku zawodowy kierowca Zbigniew G, opuścił swój pojazd i zniknął w pobliskim lesie. - Powinno być normalnie przybite morderstwo z premedytacją. Nie zdziwię, jak ten facet się wymiksuje od tego wszystkiego - powiedział brat ofiar. 

 

- Wie pan, to byli młodzi ludzie, którzy mieli całe życie przed sobą. I nagle jeden wariat odbiera im to życie - powiedział Andrzej Ejma, kuzyn ofiar wypadku. Dodał, że gdyby to od niego zależało, to sprawca spędziłby resztę życia w więzieniu. 

"Gdybyśmy wiedzieli... Wsiedlibyśmy całą piątką w ten samochód"

- Całe to nasze życie rodzinne kręciło się wokół nas wszystkich. I była to taka bardzo mocno zżyta rodzina - mówił z kolei Patryk Wieczorek, którego rodzeństwo zginęło. To jest dla nas taki cios, że to się po prostu w głowie nie mieści - wyznał.   

 

- Powiem panu, że gdybyśmy wiedzieli, że to tak będzie, to chyba byśmy wsiedli całą piątką w ten samochód i... - wyznał zrozpaczony. - Niech by to się stało wszystko, byłoby nam dużo łatwiej - kontynuował.   

 

Kuzyn Weroniki wyjawił, że miała ona chłopaka, który miał się jej oświadczyć w wigilię. - Mieli zamiar niedługo pobrać się. No niestety nie dojdzie do tego - powiedział Ejma. Nie może też przeżyć widoku momentu, kiedy kierowca oddala się z miejsca wypadku.

 

- Ten facet normalnie wychodzi z samochodu, z zimną krwią się tylko spojrzał w stronę... Jeszcze tak opatulił kurtkę, wtopił się w tłum, poszedł, w ogóle nie spojrzał - mówił o chwili wypadku swojego rodzeństwa.

"Moje rodzeństwo mu życie uratowało" 

- I tak naprawdę, najgorszy paradoks tego wszystkiego jest taki, że moje rodzeństwo, które zginęło, życie mu uratowało. Bo tam zaraz był skręt, taki 90 stopni w lewo i on nie dałby rady na sto procent wyhamować - powiedział. Wieczorek stwierdził też, że jazda na tym odcinku 190 km/h "to jakaś masakra".

 

- I teraz facet chce się w ogóle z tego wszystkiego wymiksować. Uciekł do lasu. Na pewno jak uciekł, to nie był czysty. To jest dobry cwaniak - powiedział. 

Z lasu poszedł do szpitala 

Sprawca wypadku zniknął dokładnie na 27 godzin. Po tym czasie niepodziewanie znalazł się w szpitalu. Dziennikarze "Raportu" dotarli do pracownicy placówki, która zobaczyła Zbigniewa G. jako pierwsza. - Pytam go, czy w czymś mu pomóc. A on wstał bardzo powoli, stanął naprzeciwko mnie i mówi, że tak - wspomina pielęgniarka. 

 

- "Ja jestem z tego wypadku wczorajszego, szuka mnie policja i bardzo źle się czuję". Pierwsza moja reakcja, że facet sobie żartuje, bo myślałam, że szukają już trupa w tym lesie - kontynuowała.

 

- Zapytałam: czy pan wie, że muszę zadzwonić na policję? Powiedział, że tak - opowiadała pielęgniarka. - Później koleżanka do mnie doszła i próbowałyśmy: czy pan wie, ile pan jechał itd.? On mówił, że pamięta, że jechał do szwagra i on nie pamięta, co było potem - wspomina rozmowę ze sprawcą wypadku.

 

Po przyjeździe policji mężczyzna przestał mówić, a odpowiedzią na każde z pytań była cisza. 39-latek został zatrzymany. Następnego dnia kiedy dziennikarze czekali na posiedzenie aresztowe, żonie Zbigniewa G. puściły nerwy. 

 

- Posłuchaj, dla mnie to jest taka sama tragedia, jak dla nich! Rozumiesz?! - krzyczała. - Wizerunek! Jeżeli pokażesz wizerunek i zlinczujesz moje dzieci, ja zlinczuję ciebie! - zagroziła. - Tu, w sądzie! - dodała. 

 

Zbigniew G. usłyszał kilka zarzutów, za które grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności. W miejscu tragedii policja zaczęła prowadzić wzmożone kontrole prędkości.

"Siostra się za niego modli" 

Na pogrzebie 23-latki i 25-latka pojawiło się kilkaset osób. - Dlaczego tak młodzi ludzie, którzy mieli plany życiowe, żyli pełnią życia, musieli odejść i to w tak tragicznych okolicznościach? - pyta ich brat. 

 

ZOBACZ: Olsztyn. Rodzeństwo zginęło w wypadku. Kierowca jechał 190 km/h. Tymczasowy areszt

 

- Ja czuję złość, ale moja siostra powiedziała, że modli się za sprawcę. Ja nie jestem tego w stanie zrozumieć - wyznał. 

 

ap/pdb / "Raport" Polsat News / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie