Sejm zdecydował ws. stanu wyjątkowego. Nie zgodził się, by uchylić rozporządzenie

Polska
Sejm zdecydował ws. stanu wyjątkowego. Nie zgodził się, by uchylić rozporządzenie
Polsat News

Sejm nie zgodził się, by odrzucić rozporządzenie prezydenta ws. wprowadzenia stanu wyjątkowego w części Podlasia i Lubelszczyzny. Uchylenia dokumentu chciała część opozycji, która m.in. nie dostrzega przesłanek, by podejmować takie kroki. Zwracała też uwagę na ograniczoną swobodę działania mediów. Obóz rządzący przekonywał, że stan wyjątkowy jest niezbędny do zapewnienia bezpieczeństwa Polski.

Przeciw uchyleniu rozporządzenia głosowało 225 posłów PiS, ośmiu posłów Konfederacji, sześciu z Porozumienia, trzech z Kukiz'15, trzech z koła Polskie Sprawy oraz dwóch niezrzeszonych.

 

Zniesienia stanu wyjątkowego chciało 114 posłów KO, 44 z Lewicy, jeden z Konfederacji, siedmiu z Polski 2050 i dwóch niezrzeszonych. Ponadto klub PSL-Koalicja Polska wstrzymał się od głosu.

 

Choć rozporządzenie prezydenta o wprowadzeniu stanu wyjątkowego obowiązuje od czwartku, posłowie musieli niezwłocznie rozpatrzyć ten dokument. Następnie mogli też - w drodze uchwały - uchylić rozporządzenie i znieść stan wyjątkowy. Uchwałę taką Sejm przyjmuje bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.

 

ZOBACZ: Lech Wałęsa chce powtórzenia przegranych procesów. Uważa, że były nieuczciwe

 

Posłowie zebrali się więc w poniedziałek, aby pochylić się nad rozporządzeniem. Przed głosowaniami strona rządowa oraz reprezentanci kół i klubów parlamentarnych mieli czas, by przedstawić swoją opinię.

Szef BBN: poziom zagrożenia może być największy od rozpadu ZSRR

Z mównicy przemawiał na początku Paweł Soloch, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

 

- Podstawowym powodem wydania rozporządzenia jest szczególne zagrożenie bezpieczeństwa na granicy polsko-białoruskiej, spowodowane polityką państwa białoruskiego. Mamy do czynienia z kryzysem migracyjnym - przekonywał.

 

Jak dodał Soloch, rządzący są przekonani, że obecna sytuacja może eskalować "w niekorzystnym kierunku". - To wiąże się z informacjami o rozbudowie szlaku przerzutu migrantów z Bliskiego Wschodu. Mogą powstać nieprzewidywalne sytuacje kryzysowe - mówił.

 

Przypominał, iż Rosja oraz Białoruś organizują blisko naszej granicy "największe od 1991 roku" ćwiczenia Zapad. - One zawsze przybierają agresywny charakter, (są) przeciw państwom zachodnim - oceniał.

 

Ujawnił, że polskie i sojusznicze służby "dysponowały informacjami, że scenariusze związane z Zapadem obejmują destabilizację na wschodniej granicy". - Poniekąd mamy z tym do czynienia. Można zaryzykować tezę, że poziom zagrożenia może być największy od czasu rozpadu ZSRR - zauważył Soloch.

 

Prezydencki urzędnik mówił też, że stan wyjątkowy pozwoli lepiej "zabezpieczyć przestrzeń", w której pracują m.in. żołnierze czy strażnicy graniczni.

 

- (Ich pracę) utrudniały osoby postronne. Mieliśmy do czynienia z eskalacją negatywnych zdarzeń: od nieuprawnionych interwencji przez agresję słowną po niszczenie infrastruktury i groźby nielegalnego przekraczania granicy - wyliczał.

 

Zdaniem szefa BBN, Andrzej Duda "ma świadomość, z jakim bagażem emocjonalnym ze względu na konotacje historyczne jest obarczona w Polsce decyzja o stanie nadzwyczajnym". - Tym niemniej jednak mamy przekonanie, zagrożenie ma ponadstandardowy wymiar - podkreślił Soloch.

Premier: to próba naruszenia integralności Polski

Następnie na mównicę wyszedł szef rządu Mateusz Morawiecki. - Dzisiaj widzimy dokładnie, że w Moskwie, w Mińsku rozpisane są scenariusze, które zagrażają naszej suwerenności, zagrażają bezpieczeństwu państwa polskiego - przestrzegał.

 

Premier zwrócił się też do opozycji. Uznał, że jej przedstawiciele "odgrywają rolę oklaskiwaną w Moskwie i w Mińsku" na "scenie ustawionej niedaleko Usnarza Górnego" przez architektów ze wschodu. - Powinniście przeprosić - powiedział, uściślając później, że przeprosiny powinny paść także za słowa Władysława Frasyniuka, który wulgarnie mówił o żołnierzach i funkcjonariuszach Straży Granicznej.

 

ZOBACZ: Premier Mateusz Morawiecki: Haniebne, nikczemne słowa Frasyniuka. Powinny zostać odwołane

 

Morawiecki, podobnie jak Soloch, również zwrócił uwagę na rosyjsko-białoruskie manewry Zapad, które - jak ocenił - będą "tuż za naszą granicą".

 

- Wyobraźmy sobie, jak łatwo wówczas o prowokację. To nie jest tylko konflikt dyplomatyczny, lecz próba naruszenia integralności państwa polskiego, suwerenności granic i na to nie pozwolimy - zapewniał premier.

 

Zaapelował także do parlamentarzystów, aby "przychylili się do rekomendacji rządu i prezydenta", zatwierdzając wprowadzenie stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej.

 

- Dla nas strzeżenie polskiej granicy, dbałość o to, żeby nikt jej w sposób nielegalny nie przekraczała należy do podstawowych obowiązków, których będziemy strzec i zabiegać o nie poprzez użycie wszystkich możliwych sił, środków, funkcjonariuszy - oświadczył szef rządu.

 

Premier w Sejmie podkreślił, że celem wprowadzonego w pasie przygranicznym z Białorusią stanu wyjątkowego nie ma być ograniczanie wolności, ale jej zapewnienie. - Granica państwa to nie jest tylko linia na mapie. Za granicę państwa przelewały krew pokolenia Polaków. Ta granica jest świętością - powiedział.

Minister: niebezpieczeństwo jest realne, nie straszymy

Przed posłami występował także Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych i administracji. W jego ocenie obywatele oczekują od polityków, "iż w sytuacji zagrożenia zewnętrznego pokażą, że są wspólnotą i potrafią działać razem".

 

- To nie jest czas na pokrzykiwania, to nie jest czas na puste gadanie, agresywne obelgi. To jest czas na działanie, na działanie państwa polskiego. To, czego do was oczekujemy: nie przeszkadzajcie nam. Z Łukaszenką damy sobie radę, ale wy nam nie przeszkadzajcie i zróbcie to w imię lojalności państwowej, w imię lojalności wobec waszych wyborców - powiedział.

 

ZOBACZ: Stan wyjątkowy na granicy. Premier: jeśli będzie trzeba, zostanie przedłużony

 

Szef MSWiA stwierdził, że w obecnej sytuacji są "elementy zagrożenia suwerenności naszego kraju i integralności granic naszego państwa". - Niebezpieczeństwo jest realne. My nie straszymy nikogo, tylko przedstawiamy fakty - zaznaczył.

 

Kamiński wskazywał, że reżim Łukaszenki cynicznie wykorzystuje naiwność wielu ludzi na świecie i tworzy kryzys migracyjny na granicy z Polską, Litwą i Łotwą - na granicy z UE. Łukaszenka, jak mówił minister, chciałby powtórki z kryzysu migracyjnego w 2015 roku i stworzenia w północno-wschodniej Europie wielki szlak migracyjny.

 

- Dlaczego to robi? To jest odwet za wsparcie, jakie Unia Europejska, Polska, Litwa daje opozycji białoruskiej. Rok temu zobaczyliśmy prawdziwą twarz narodu białoruskiego, walczącego o wolność, o demokrację, o chleb w swoim kraju, przeciwko dyktaturze - podkreślił szef MSWiA.

Kamiński: kryzys zakończy się, jeśli polska granica będzie twarda

Kamiński przypomniał, że więzienia na Białorusi wypełnione są więźniami politycznymi. - W więzieniach siedzą nasi rodacy, liderzy polskiej mniejszości narodowej. Pani Andżelika Borys, pan Andrzej Poczobut. Domagamy się ich zwolnienia na każdym kroku w każdy sposób. Niektórych ludzi, naszych rodaków, udało nam się wyciągnąć z więzienia, ale będziemy konsekwentnie walczyć dalej - dodał.

 

Jak poinformował posłów Kamiński, polskie służby "zidentyfikowały w ostatnich tygodniach 46 samolotów z Bagdadu do Mińska, z Iraku na Białoruś". - Tymi samolotami przyleciało tam około 10 tys. mieszkańców Iraku, gdzie w tej chwili ma kryzysu politycznego, nie toczy się wojna domowa. To są ludzie, którzy szukają lepszego życia. Ja to subiektywnie rozumiem - zaznaczył.

 

Zdaniem Kamińskiego, "potencjał stworzenia wielkiego kryzysu migracyjnego wywołanego w sposób sztuczny i polityczny przez Łukaszenkę jest naprawdę wielki".

 

- To jest realne, jeśli uzna on, że ci uchodźcy wchodzą do Europy jak w masło i że polska granica jest granicą fikcyjną, że będziemy spętani polityczną poprawnością. My musimy temu przeciwdziałać - podkreślił.

 

Wskazał, że "jeśli polska granica będzie granicą twardą, to ten kryzys zakończy się, bo Łukaszence nie będzie opłacało się ściągać kolejnych tysięcy imigrantów z całego świata, jeśli oni zostaną na Białorusi". - Dlatego tak ważne jest, aby granica polska była granicą suwerennego państwa i narodu, której nikt cynicznie nie będzie rozbijał. Jej integralność jest sprawą świętą - przemawiał szef MSWiA.

Sipiera: czas polać rozpalone głowy zimną wodą

W imieniu klubu PiS głos zabrał Zdzisław Sipiera. Zadeklarował poparcie dla rządu i decyzji prezydenta. - Działania władz państwa polskiego są popierane przez Komisję Europejską, jak również większość Polaków - zaznaczył poseł.

 

Mówiąc do "szanownej opozycji" sugerował, by "odrzucić spory i waśnie w tej specyficznej i groźnej sytuacji". Proponował też "przemówienie całej klasy politycznej w Polsce jednym głosem".

 

- To nie jest walka o interesy jednej czy drugiej partii politycznej, lecz o suwerenność i integralność terytorialną i bezpieczeństwo obywateli. Może najwyższy czas polać rozpalone głowy zimną wodą i stanąć w prawdzie naprzeciw całej, zmasowanej propagandzie nieprzyjaznych nam sił. Poparcie rządu przez opozycję leży w interesie Polski - oświadczył Sipiera.

Na mównicy poseł KO, prezes PiS wyszedł z sali

Później przemawiali reprezentanci opozycyjnych. Gdy mówić zaczął Tomasz Siemoniak z KO, z sali obrad wyszedł wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński.

 

Siemoniak w swoim wystąpieniu zwrócił się do premiera Mateusza Morawieckiego, który wcześniej zabrał głos w Sejmie argumentując wniosek o wprowadzenie stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią.

 

- Po co panu ta agresja wobec opozycji? Droga między ławami rządu a opozycji jest krótsza niż się panu wydaje, o czym przekonał się pana niedawny zastępca (Jarosław Gowin - red.) - dodał poseł KO.

 

Przyznał, że po ubiegłorocznych sfałszowanych wyborach prezydenckich białoruski dyktator wkroczył na drogę konfrontacji z własnym społeczeństwem, w następnej kolejności uderzając w Zachód, przede wszystkim w kraje zaangażowane w pomoc opozycji, czyli Polskę i Litwę. - Ostatnio zaś uruchomił głęboko cyniczny proceder przerzucania przez granicę obywateli państw trzecich - mówił Siemoniak.

Siemoniak: nie ma uzasadnienia dla stanu wyjątkowego

Polityk KO przyznał, że granice Polski muszą być absolutnie szczelne, ale, jak zaznaczył, istniejące procedury umożliwiają udzielenie pomocy osobom uciekającym przed represjami. Przypomniał także, że w myśl konstytucji stan wyjątkowy może być wprowadzony przez prezydenta na wniosek Rady Ministrów "w przypadku zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego".

 

- W ocenie Koalicji Obywatelskiej brak ze strony rządzących uzasadnienia stanu wyjątkowego w oparciu o powyższe przesłanki konstytucyjne - podkreślił.

 

Jego zdaniem jedyny cel wprowadzenia stanu wyjątkowego to zablokowanie terenu przygranicznego dla przedstawicieli mediów. - Jeżeli oceniamy, że Polska ma rację w starciu z Białorusią, to dlaczego boicie się dziennikarzy na granicy? - pytał.

 

Siemoniak przypomniał, że w 2014 roku, gdy wybuchła wojna na Ukrainie, ówczesny premier Donald Tusk zaprosił do KPRM przedstawicieli opozycji, także prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. - Dlaczego teraz panie premierze i wicepremierze nie organizujecie takiego spotkania? Dlaczego prezydent nie zwołuje Rady Bezpieczeństwa Narodowego? - zauważył.

 

Według niego, także ćwiczenia Zapad, "jeżeli są jakimś zagrożeniem, powinny być powodem zwrócenia się do NATO w trybie artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego".

 

- Także sięgnięcie do zespołu ds. zwalczania zagrożeń hybrydowych NATO. Nic takiego jednak nie nastąpiło. To prawdziwy test, czy rząd poważnie traktuje zagrożenie - zaznaczył.

 

Siemoniak zapowiedział też, że KO będzie domagać się rekompensat dla wszystkich, którzy poniosą straty w związku ze stanem wyjątkowym. - Nieadekwatność rozporządzenia o stanie wyjątkowym do istniejących zagrożeń budzi podejrzenia o motywy polityczne, bo nikt nie uwierzy, że dziennikarze na granicy są zagrożeniem - mówił poseł.

 

W jego ocenie, "słusznie więc wobec rozporządzenia protestują organizacje prodemokratyczne". - Brak jest merytorycznych przesłanek do wprowadzenia stanu wyjątkowego w kształcie podpisanym przez prezydenta. Prezydent swoim zachowaniem pokazał, że akt ten nie jest poważny. To pierwszy w świecie stan wyjątkowy, ogłoszony przez rzecznika prasowego. Bo jego pryncypał zamiast orędzia wybrał zabawę na meczu piłkarskim. W związku z powyższym w imieniu klubu KO składam wniosek o uchylenie rozporządzenia - dodał poseł.

Kosiniak-Kamysz: nie będziemy nikomu podkładać nogi

Z kolei szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz zastanawiał się podczas wystąpienia, czy "pobudki wprowadzenia stanu wyjątkowego są patriotyczne, czy polityczne". - Jeżeli zagrożenie jest tak poważne, to po pierwsze w momencie powzięcia wiedzy o tym zagrożeniu, pan premier powinien w normalny sposób zadzwonić do wszystkich przedstawicieli klubów i zaprosić na spotkanie - podkreślił.

 

Dodał, że premier rok temu zrobił tak, kiedy "przyszedł do nas" koronawirus, a prezydent zwołał wówczas Radę Bezpieczeństwa Narodowego. - Nie mieliście oporów, bo wiedzieliście, że jest poważne zagrożenie. Dzisiaj takiego gestu nie wykonaliście w żaden sposób. Nie chcecie konsensusu w sprawie podejmowania decyzji, bo podjęliście ją indywidualnie - uznał lider PSL, zwracając się do polityków partii rządzącej.

 

- My będziemy robić wszystko byście zmienili swoje tory postępowania na działanie patriotyczne. I nie będziemy nikomu podkładać nogi, bo to nie o to chodzi - mówił Kosiniak-Kamysz.

 

Poinformował, że klub Koalicji Polskiej wstrzyma się od głosu w sprawie głosowania nad wnioskiem o uchylenie rozporządzenia prezydenta dot. wprowadzenia stanu wyjątkowego w granicznych powiatach.

 

Klub Lewicy złożył projekt uchwały ws. uchylenia prezydenckiego rozporządzenia. W jego uzasadnieniu podkreślono, że rząd we wniosku do prezydenta o wprowadzenie stanu wyjątkowego ani "w późniejszych komunikatach" nie uzasadnił "w sposób wyczerpujący powodów, dla których miałby zostać wprowadzony stan wyjątkowy".

 

Gawkowski uzasadniając w Sejmie ten projekt, pytał, jakie środki konstytucyjne okazały się niewystarczające w przypadku kilkudziesięciu migrantów. Jak zaznaczył, nie wie czemu rząd pierwszy raz w historii wolnej Polski zdecydował się ograniczyć część praw obywatelskich, wprowadzić cenzurę i ograniczyć prawo Polaków do dostępu do informacji.

 

Według posła, te pytania są kluczowe. - Odpowiedź jest prosta i jasna: nie było takich przesłanek i doskonale wie to minister Kamiński. W przeciwnym wypadku oznaczałoby to, że grupa 32 osób pokonała polskie państwo. To wstyd, że w 38-milionowym kraju i podległych mu służbach nie jesteście w stanie sobie poradzić z prowokacją dyktatora Łukaszenki - stwierdził.

 

Jego zdaniem "zamiast rozwiązać realny problem", rządzący "po prostu nie pozwalają mediom o tym informować". - Bo jeżeli sytuacja na naszej wschodniej granicy jest tak faktycznie zła, to dlaczego minister obrony narodowej kilka dni temu zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą, że nie potrzebujemy pomocy agencji Frontex? – stwierdził Gawkowski.

 

- Wam nie chodzi o bezpieczeństwo Polek i Polaków, tylko o cyniczne utrzymanie się przy władzy. Usnarz Górny nie spadł z nieba to rząd PiS go wykreował na spółkę z reżimem Łukaszenki. Nie ulega wątpliwości, że dyktator z Białorusi gra swoją grę, a prezes Kaczyński gra razem z nim i obu panom cała ta sytuacja jest bardzo na rękę. Gdyby było inaczej, gdybyście naprawdę chcieli zarządzić tym kryzysem, nie pozwolilibyście rozwijać się temu kryzysowi – dodał poseł Lewicy.

 

Przypomniał, że na granicy mówimy o ludziach: głodnych, spragnionych zziębniętych i zdesperowanych, przerażonych tą sytuacją, którzy spodziewali się, że w Europie prawa człowieka będą respektowane. - Wy wybieracie interes polityczny, wasz interes indywidualny - stwierdził polityk.

 

Podkreślił, że przyzwoity człowiek nakarmiłby i odział potrzebujących, a odpowiedzialny - uszczelniłby granice. Jak ocenił, politycy PiS nie są ani odpowiedzialni, ani przyzwoici. Zarzucił im nieudolność i cynizm. - Prawda jest taka, że jedyny stan wyjątkowy jaki wprowadzacie, to ten który dotyczy służby zdrowia, polityki społecznej i braku odpowiedzialności za klimat. Mówicie o bezpieczeństwie obywateli, to dlaczego niedługo będą strajkowali ratownicy medyczni, dlaczego mamy nadprogramowe zgony, których jest najwięcej w Europie? To jest prawdziwy stan wyjątkowy, za który odpowiadacie – stwierdził Gawkowski.

Protest przed Sejmem. "Powinniśmy go otoczyć"

W czwartek w pasie przygranicznym z Białorusią, czyli w części województw podlaskiego i lubelskiego, zaczął obowiązywać stan wyjątkowy. Obejmuje on 183 miejscowości.

 

Stan wyjątkowy został wprowadzony na 30 dni, tak jak chciała tego Rada Ministrów. Zgodnie konstytucją prezydent w ciągu 48 godzin od podpisania rozporządzenia ws. stanu wyjątkowego musi przesłać je do Sejmu.

 

Uzasadniając wniosek o wprowadzenie stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym, rząd argumentował to sytuacją na granicy z Białorusią, gdzie reżim Łukaszenki prowadzi "wojnę hybrydową", używając do tego migrantów, a także zbliżającymi się manewrami wojskowymi Zapad. Wskazywano, że Polska musi zapewnić bezpieczeństwo swojej wschodniej granicy, która jest jednocześnie granicą UE.

 

Od rana w poniedziałek przed Sejmem ustawiła się grupa osób, sprzeciwiająca się wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Demonstranci trzymają tabliczki z napisami "Ziemia Niczyja". Część osób owinęła się drutami, przypominającymi drut kolczasty rozstawiany na granicy z Białorusią.

 

 

- My za chwilę rozejdziemy się, pójdziemy do domów, zjemy ciepły posiłek, ogrzejemy się. Ludzie na granicy Polski nie mają takiej możliwości. Nie rozejdą się, nie pójdą do domów, nie zjedzą ciepłych posiłków. Nasz protest jest symbolicznym, niestety, protestem, bo na inny nas nie stać. Po prostu próbujemy przeciwstawić się temu, co się dzieje - mówił w rozmowie z Polsat News Tadeusz Jakrzewski z Obywateli RP, uczestnik protestu.

 

 

- Powinniśmy cały Sejm otoczyć i zabronić procedowania w tej sprawie - mówił z kolei Piotr Stańczak, uczestnik protestu. - Stan wyjątkowy jest wprowadzony zupełnie niepotrzebnie, tylko po to, żeby odsunąć od granicy dziennikarzy i osoby postronne, które są tam przetrzymywane - dodał.

 

Jak tłumaczył, owijając się drutami "odnosimy się do tego ogrodzenia, które nasi koledzy starali się częściowo odsunąć". - Nam nie są potrzebne płoty, barierki. To nie dla nas. To władza sama dla siebie robi - dodał.

kmd/wka / PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie