Sarah Ferguson, księżna Yorku: gdy tylko ląduję w Polsce, czuję spokój. Czuję, że mogę być Sarą

Polska
Sarah Ferguson, księżna Yorku: gdy tylko ląduję w Polsce, czuję spokój. Czuję, że mogę być Sarą
Polsat News
Pochodząca z arystokratycznej rodziny Sarah Ferguson była w latach 1986-1996 żoną syna królowej Elżbiety II, Andrzeja. Para doczekała się dwojga córek. Z księżną spotkała się dziennikarka Polsat News - Agnieszka Laskowska

Naprawdę mam poczucie solidarności i bliskości z Polską. Zawsze mówię, że słucham swojego serca. I powtarzam moim córkom, że twój dom jest tam, gdzie twoje serce. A moje serce jest naprawdę głęboko zanurzone w polskie życie. Gdy tylko ląduję w Polsce, czuję spokój, czuję, że mogę być Sarą - powiedziała księżna Yorku Sarah Ferguson, z którą rozmawiała dziennikarka Polsat News Agnieszka Laskowska.

Agnieszka Laskowska, Polsat News: Byłam naprawdę wzruszona, kiedy zacytowała pani swoją córkę, która powiedziała o tej wizycie, że "wraca pani do domu".

Sarah Ferguson, księżna Yorku: Wspaniale cię poznać Agnieszko, dziękuję za spotkanie. Czy dobrze wymawiam twoje imię?

Tak, doskonale.

Naprawdę mam poczucie solidarności i bliskości z Polską. Zawsze mówię, że słucham swojego serca. I powtarzam moim córkom, że twój dom jest tam, gdzie twoje serce. A moje serce jest naprawdę głęboko zanurzone w polskie życie - Polaków i "gościnność". Nie, to nie jest dobre słowo. Hojność. Gdy tylko ląduję w Polsce, czuję spokój, czuję, że mogę być Sarą. Czuję się w Polsce naprawdę szczęśliwa. Coś jest w tutejszych drzewach, ziemi i mieszkańcach Polski. Dlatego tak bardzo cieszy mnie przyjaźń z doktor Gabrielą Mercik, bo ona wyraża te wszystkie dobrze rzeczy, które kojarzę z Polakami  - siłę, charakter, honor, uczciwość, ciężką walkę w ciężkich czasach.

Wspomniała pani dr Gabrielę Mercik, przyjechała pani otworzyć tu jej klinikę. Jesteście dobrymi przyjaciółkami. Czy uważa pani, że kobiety powinny się wspierać w działalności publicznej?

W naszych czasach nic się właściwie nie zmieniło. Ludzie lubią myśleć, że zachodzą zmiany, ale kobiety potrzebują mocniejszego wsparcia. Potrzebują też wyraźniejszego głosu. Musimy wyciągnąć rękę do każdej kobiety, czy w ogóle każdej osoby w potrzebie, ale szczególnie kobiet. Tak jak dr Gabriela, która przeszła raka, jej matka chorowała na raka i wszystkie drzwi były zamknięte, a wokół panowała ciemność. Gdzie był ktoś, żeby walczyć o nią i jej rodzinę? Podziwiam jej własną siłę, która może bierze się z jej polskiego serca. W moim życiu jest wiele kobiet, które potrzebują tego głosu. Mam 61 lat i cieszę się, ze mogę tu, Agnieszko, siedzieć z tobą i nie muszę się zastanawiać, co powiem. Nie muszę zaprzątać sobie głowy niczym, mogę po prostu z tobą rozmawiać. To wspaniałe, po 35 latach życia publicznego.

 

WIDEO: wywiad z księżną Yorku Sarą Ferguson

 

Księżno, proszę pozwolić, ze wrócę jeszcze do poranka w Zabrzu. To było wzruszające - i mówię to naprawdę poważnie - widzieć, jak klęczy pani, żeby porozmawiać z młodymi pacjentami po przeszczepach serca i płuc. To było bardzo uprzejme i skromne, w jaki sposób pani z nimi rozmawiała.

Dziękuję. Siedzę teraz z tobą i patrzę ci w oczy, okna twojego serca. Gdybyś nie mogła wstawać, była na wózku inwalidzkim, i patrzyłabym na ciebie z góry, to byłoby naprawdę niegrzeczne, to byłby brak szacunku do ciebie. Masz prawo, by do ciebie mówić prosto w oczy. Jaka jest różnica między osobą sprawną a niepełnosprawną? Czy obie nie zasługują na taki sam szacunek?

 

Zorientowałam się, że prof. Zembala i dzieci są na jednej wysokości. Zwykle w takich sytuacjach szybko biegnę po krzesło, ale tym razem nie mogłam żadnego dostrzec. Mając 61 lat nie dałabym rady kucać tak długo (śmiech). Więc usiadłam na podłodze, żeby mieć bezpośredni kontakt wzrokowy z Brunem - jednym z dzieci - z Rafim, z Sebastianem. I z niesamowitym czternastolatkiem - nie pamiętam jego imienia, nie umiałam go wymówić. Całe życie chorował na mukowiscydozę, a teraz dzięki klinice w Zabrzu jest wolny, bo miał przeszczep płuc.

 

Wiesz, co chce zrobić? Chce wejść na szczyt i oddychać czystym powietrzem. Spacerować po górach. Ty i ja możemy iść w góry, dla niego w wieku czternastu lat to marzenie. Dlatego zasługuje na szacunek. A jego mama podała mi swój sweter. I jedna połowa mnie pomyślała: nie chcę go zniszczyć, ale druga powiedziała: dziękuję, bo bolą mnie kolana. Dla mnie to był piękny dzień. Nie jestem zmęczona, nie czuję, że pracuję. Jestem zachwycona. Wsiadając do samolotu, wiedziałam, że mam ważny powód, żeby tu przyjechać. Jeszcze go do końca nie znam, ale wspaniale jest być wśród ludzi, którzy mówią: hej, cześć Sarah, dziękujemy, że przyjechałaś. Odpowiadam: witaj Polsko, dziękuję że mnie przyjmujesz.

Księżno, nie zapytam czy działalność charytatywna, jest dla pani ważna, bo to oczywiste. Proszę więc trochę opowiedzieć, co pani robi dla dzieci?

Moja babcia mówiła: kiedy masz jakieś zmartwienia, daj coś innym. Dlatego w 1991 roku wybrałam Górny Śląsk, bo z powodu kopalń powietrze było tu takie zanieczyszczone. A dzieci, jak wiesz, wdychały to zanieczyszczone powietrze. Kiedy tu przyjechałam, pomyślałam sobie: o mój Boże. I dlatego dziękuję Polsce za wskazanie mi drogi charytatywnej. Bo zeszłam ze swojej drogi. Dobroczynność jest takim zejściem ze swojej drogi. Zamiast się użalać: biedna ja, wszystko jest nie tak, czy co tam wtedy było nie tak. Pojechałam na Śląsk i zobaczyłam dzieci, które nie mogły oddychać. Pomyślałam: Boże, trzeba coś z tym zrobić.

 

Zaoferowałam wspólną działalność i w Lipnicy Wielkiej powstała Tarzańska przystań, żeby dzieci mogły wdychać czyste powietrze. 28 dni czystego powietrza daje dwa lata życia. Więc teraz, trzydzieści lat później, kiedy Fundacja Mucohelp wybrała mnie na swoją ambasadorkę, to jakbym zatoczyła koło. To nie jest działalność charytatywna, to nasze prawo - żeby być dobrym. To nie dobroczynność, to dobroć. To uczciwość, by powiedzieć -  dziękuję, świecie.

 

Sprawmy, żeby nasza planeta była lepsza. Opiekujmy się naszymi drzewami, dbajmy o klimat i dbajmy o dzieci, żeby mogły się tym cieszyć. To płynie w mojej krwi, uwielbiam to robić. Założyłam "Dzieci w Kryzysie" dzięki Polakom w 1992 roku. Potem wybudowałam 160 szkół w Afryce i innych częściach świata - głównie w regionach, gdzie były konflikty zbrojne. W czasach covidu zdałam sobie sprawę, że chcę pomagać osobom starszym, bezdomnym, służbie zdrowia - wszystkim, którzy byli na pierwszej linii. Nie mogłabym tego robić z jedną organizacją charytatywną, więc w zeszłym roku stworzyłam parasol pod nazwą "Sarah Trust". I jeśli powiesz mi, że chcesz żebym pomogła bezdomnym tam albo seniorom gdzie indziej, mogę, bo mam wolność wspierania wszystkiego co chcę. I nie ma prezesów, którzy mówią ci: nie możesz tego zrobić. Nie lubimy zbytnio słowa "nie".

Nie, nie lubimy.

Powinnam je częściej stosować sama do siebie (śmiech), ale lubię pomagać, jeśli mogę.

Księżno, wiemy, że napisała pani wiele książek dla dzieci, a teraz została pani powieściopisarką i zadedykowała książkę swoim córkom.

Tak, to dość niesamowite. Kiedy zaczęła się pandemia, pomyślałam: empatia i ciekawość to dwie naprawdę wielkie rzeczy w moim życiu. I uczciwość. Więc kiedy wybuchła pandemia, myślałam o wszystkich dzieciach w szpitalach, których nie mogą odwiedzić rodzice, które nie mogą liczyć na jakąś rozrywkę, a przeżywają takie trudne chwile, cierpią. Zdecydowałam się czytać im codziennie bajki przez 15 minut. Wybierałam najgłupsze kapelusze i je zakładałam. To wszystko jest dostępne na YouTubie. Kiedy zaczęłam, byłam sztywna: był sobie pies i tak dalej. A teraz... (śmiech) wygłupiamy się, robimy kanapki, bawimy się. Myślę, że pandemia sprawiła, że stałam się naprawdę sobą. Sprawiła też, że zaczęłam robić to, co naprawdę kocham. Więcej dawać. Wychodzić, sprawiać, że pielęgniarki i lekarze mają wszystko, czego potrzebują, gdy bola ich ręce. Przekazaliśmy im 300 tysięcy paczek. Taka jestem.

 

Ojciec nauczył mnie, żeby "być dobrym w kryzysie". Jestem silna, ruda, jestem Irlandką. I Szkotką. I po prostu jestem sobą. Tak, jestem zadziorna. I zawsze chciałam pisać. Napisać o kobiecie z 1870 roku. Ma rude włosy i jeździ konno, ale nie po damsku, ale okrakiem. I ojciec każe jej wyjść za maż za naprawdę nudnego mężczyznę. A wtedy, w tamtych czasach musiała, takie były zasady. Książka zaczyna się, kiedy ona ucieka ze swojego przyjęcia zaręczynowego prosto na londyńskie ulice. To opowieść historyczno-romantyczna

Czy poza rudymi włosami, główna bohaterka jeszcze kogoś przypomina?

Jest wiele podobieństw pomiędzy moja postacią a mną. Wzorowałam Lady Margaret na postaci z mojej rodziny, taka osoba naprawdę istniała, ale ją sfabularyzowałam. Wiec jest bliska wartościom i losom mojej rodziny. W kontekście mojego życia, które było eksperymentowaniem i doświadczaniem, ta książka jest bardzo prawdziwa. To nie autobiografia, ale każdy wers to zastanawianie się, co ja czułam, co myślałam, jak bym zareagowała.

Wspomniała pani, że pełni obowiązki publiczne od 35 lat. Pani wizyta w Polsce też wzbudza wielkie zainteresowanie mediów. Jak można przetrwać takie życie w świetle reflektorów niemal 24 godziny na dobę?

Myślę, że w 1986 roku, 23 lipca, kiedy miałam 25 lat, podjęłam zobowiązanie, które będę zawsze realizować. To był jeden z najlepszych dni w moim życiu - dzień ślubu. Kiedy podejmujesz takie zobowiązanie, decydujesz się wyjść za księcia - a ja się w nim zakochałam - był żeglarzem, jest dalej. Był pilotem helikoptera, a przy okazji był też księciem. Dochowałam zobowiązania, bez względu na wszystko. Ludzie mówili: przecież się rozwiodłaś. Rozwiodłam, nie rozwiodłam... nie wiedzą, co czuję. Rozwód to jedno, ale moje serce to moja przysięga, moje zobowiązanie. I idziesz do ołtarza czując ten zaszczyt życia publicznie. Albo nie.

 

Zawsze mówię córkom: jeśli chcesz to zrobić, to zrób, ale nikt nie chce oglądać zaciętej twarzy. Jeśli wychodzisz z domu i wiesz, że będzie prasa, uśmiechaj się. Albo nie wychodź aż zechcesz się uśmiechać. Uważam więc, że to zobowiązanie i zaszczyt, i jestem zaszczycona, kocham to, co robię. To wymaga odwagi, to prawda, ale jest tak wiele osób, których życie możemy zmienić, bo mówimy o czymś  głośno, albo tak jak ja zbieramy pieniądze, albo uświadamiamy ludzi na temat mukowiscydozy.

A więc to było w szerszym sensie - zobowiązanie na dobre i na złe. Bo jestem pewna, że było źle, kiedy prasa nie była zbyt miła i wspierająca

Jesteś urocza i dobra. Nie dopowiadasz. Cudowną rzeczą w byciu 61-latką i babcią - jestem młodą babcią - jest patrzenie wstecz. Nagłówki były bardzo, bardzo okrutne. Trolling, cyberprzemoc teraz, media społecznościowe - są odrażające. To wojownicy klawiatur. Nie chcą być widoczni. Czemu anonimowo atakują ludzi? Diana i ja doświadczyłyśmy wiele, naprawdę wiele okropnych nagłówków. Mnie kosztowało to wiele psychoterapii, mentalnego cierpienia, żebym mogła dziś z tobą rozmawiać. Bo czasem w to wszystko wierzysz. Wtedy się załamujesz, jesz albo nie jesz, robisz coś. Ale jesteś człowiekiem. A kiedy jesteś, to różne rzeczy ranią. A ja jestem bardzo wrażliwa, więc łatwo mnie zranić. Ten wywiad zatoczył teraz koło: kiedy czujesz się źle, daj coś innym - jak mówiła babcia.

Czy teraz, gdy są media społecznościowe, jest łatwiej? Bo ma się jakąś kontrolę nad tym, co się mówi ludziom?

Nie, nie jest łatwiej. To jest tylko ten balans. Ale on nie jest łatwy. Możesz mówić, ale wciąż spotyka cię trolling. Co jest dziś prawdą? Każdy ma opinię, więc jest trudno.

Wspomniała pani, że jest babcią. Czy to będzie jakaś inspiracja do kolejnej książki, że ma pani małego wnuka, a kolejny jest w drodze?

Napisałam siedemdziesiąt książek, wyprodukowałam film: "Młoda Wiktoria" z Emily Blunt. Widziałaś? Musisz go zobaczyć. Teraz robię kolejny film, pisze kolejną powieść. A teraz piszę książkę dla dzieci pod tytułem "Babciu, co masz pod kapeluszem?". 

I co tam jest?

Wiele mądrych słów babci. Także te, które dziś ci przekazałam. Jednym ze zdań będzie: jeśli ci źle, daj coś innym. To będzie książka dla 3-5-latków. Mój wnuk ma pięć, nie - pomyłka. Ma siedem miesięcy. Prawie. A Beatrice urodzi dziecko za miesiąc.

To ciekawy moment.


Ciekawy. A mnie pozwala być babcią w każdym kraju, do którego jadę. Mówią: jedź i bądź babcią. Kiedyś mówili: jedź i bądź tam mamą. Więc mogę być polską babcią.

O, to na pewno. Zapewne wie pani, jak gotować, bo polska babcia umie ugotować rosół i sernik na niedzielę.

W takim razie, kiedy przyjadę tu następnym razem, zamierzam zrobić program telewizyjny, w którym będę się uczyć, jak gotować rosół i zrobić sernik.

To dobry pomysł na szoł.

Świetny. To będzie wyzwanie, bo ja nawet nie umiem przeliterować słowa kuchnia. Ale to byłoby wspaniałe postawić mi takie wyzwanie, jak ugotowanie najlepszego rosołu.

Mam nadzieję, że moi szefowie to słyszą.

... i sernik.

Księżno, wiemy wiele o pani życiu publicznym, ale kiedy wraca pani do domu, to co lubi robić w swoim wolnym czasie, jeśli taki w ogóle ma?  

Po pierwsze, pisanie to mój wolny czas. Przeskakuję myślami między książka dla dzieci a powieścią. Jak się jest bardzo kreatywnym, to naturalne. Teraz myślę o waszych drzewach i jak je wykorzystam. I rosół.

Cieszę się, ze mogę być inspiracją przynajmniej dla jednego wersu pani książki.

Prawda? "Pij swój rosół na drzewie". No tak. W domu, mam pięć małych terierów. Dwa są czarne z brązowymi nogami, więc wyglądają jakby założyły płaszcz przeciwdeszczowy. Wyobraź też sobie karmelka na czterech nogach, to są własnie terriery. No więc mam psy. Uwielbiam tez oglądać filmy i telewizję, żeby znaleźć inspirację. Więc oglądam mnóstwo Netflixa. Dużo ćwiczę, nie chodzę do siłowni, ale dużo chodzę, lubię jeździć na rowerze a czasem po prostu chodzę po schodach w górę i w dół. Nie ma wymówki, że nie idzie się do siłowni. Rób to przez godzinę i będziesz spływać potem. Po 15 minutach zechcesz mnie zabić.

Nazwę to "wyzwaniem księżnej Sarah".

Tak jest, a potem wejdź na drzewo i wypij zupę.

Dziękuję bardzo za tę rozmowę.

To ja ci dziękuję, że spędziłaś ze mną czas. Muszę też podziękować klinice w Zabrzu i za wszystkie moje wspaniałe wspomnienia.

kmd/pdb / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie