Pierwszy w historii. Andrzej Bargiel zdobył sześciotysięcznik i zjechał z niego nartach

Polska
Pierwszy w historii. Andrzej Bargiel zdobył sześciotysięcznik i zjechał z niego nartach
Polsat News
Andrzej Bargiel jako pierwszy w historii zdobył szczyt Yawash Sar II i zjechał z niego na nartach

Jako pierwszy w historii zdobył szczyt Yawash Sar II w łańcuchu górskim Karakorum. Następnie założył narty i zjechał z wierzchołka sześciotysięcznika. W akcji pomagał mu Jędrzej Baranowski, z którym zdobył kolejny szczyt. Andrzej Bargiel opowiedział dziennikarzom "Raportu", jak to jest dokonywać niemożliwego. Powiedział, jak jeździ się na nartach na dachu świata.

Dla niego wspiąć się na ośmio- czy sześciotysięcznik to za mało. On jeszcze musi z niego zjechać. Na nartach. Andrzej Bargiel kolejny raz dokonał niemożliwego. I napisał kolejny rozdział w historii himalaizmu i narciarstwa wysokogórskiego. 
 
Po długiej pandemicznej przerwie Andrzej Bargiel postanowił wrócić w wysokie góry. 19 kwietnia wraz z zespołem wyruszył na podbój dwóch sześciotysięczników w Pakistanie w ramach "Karakoram Ski Expedition".
 
- Chodziło o to, żeby po prostu trochę poeksplorować, a też przy okazji tej wyprawy dostrzec jakieś potencjalne cele, które możemy w przyszłości zrealizować, dotrzeć w jakieś nowe, dzikie doliny. To jak najbardziej się udało - powiedział reporterowi "Raportu" Andrzej Bargiel, narciarz wysokogórski, zdobywca szczytów Laila Peak i Yawash Sar II.
 
 
- Mieliśmy superekipę, była nas piątka i byliśmy zgraną ekipą, pomimo że każdy był wtedy na innym etapie przygotowania fizycznego - wspomniał Jakub Gzela, operator kamery i drona.
 
Kolejne dni to podróż busem ze stolicy Pakistanu Islamabadu przez Gilgit aż do miejsowości Shimshal. Potem pozostał już tylko "spacerek po górach".
 
WIDEO: Materiał "Raportu" - Andrzej Bargiel opowiada, jak zjeżdża się z "dachu świata"
 
  
 

Aby dotrzeć do celu potrzebowali wielu dni 

- Trekking był dosyć wyczerpujący, ponieważ szliśmy pod Yawash Sar, pod samą ścianę pięć dni. Cztery dni szliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy bazę i jeszcze potem z bazy mieliśmy jeszcze jeden dzień trekkingu pod samą ścianę. Każdy miał ciężki plecak - powiedział "Raportowi" Jędrzej Baranowski, freerider, wspinacz, zdobywca szczytu Laila Peak.
 
Sama droga do sześciotysięczników uświadamiała polskiej ekspedycji, że poznają dziki świat, w którym natura dyktuje warunki.
 
 
 
- Przechodziliśmy przez taką przełęcz, która miała pięć tysięcy (m. n.p.m) i po przekroczeniu tej przełęczy podążaliśmy po śladach śnieżnej pantery. Robi to wrażenie, bo naprawdę widać odbite łapy i ślady takiego dużego ogona. Rozmawiałem z lokalnymi ludźmi i mówią, że nawet zdarzają się sytuacje, że pantery atakują jaki, które żyją w dolinach - dodał Jędrzej Baranowski.
 
- To było niesamowite. Zresztą, zobaczenie pantery śnieżnej to zawsze było moje marzenie i niestety się nie udało. Myślę, że nie jest to takie proste - wspomina Andrzej Bargiel.

Pierwszy w historii

30 kwietnia Andrzej Bargiel ogłosił, że zdobył - niezdobyty do tej pory - szczyt Yawash Sar II, z którego zjechał na nartach. Polski himalaista po raz pierwszy wspinał się w parze. Jego towarzysz Jędrzej Baranowski w pewnym momencie musiał zrezygnować z wejścia na szczyt. Nie była to dla niego łatwa decyzja. Ale nie chce mówić "niestety". Poczuł, że bezpieczeństwo jest dla niego ważniejsze.
 
 
- Moje tempo wspinaczki spadało. Dotarłem do takiego miejsca w ścianie, które było bezpieczne i stwierdziłem, żeby tego ryzyka nie zwiększać i nie zatrzymywać Andrzeja. Stwierdziłem, że zostanę w tym bezpiecznym miejscu - wspomina.
 
Decyzję kolegi zrozumiał zdobywca dwóch sześciotysięczników.
 
- Ten strach ogranicza nas przed robieniem jakichś szaleństw i taki mechanizm u mnie działa, że jeżeli się boję, to znaczy, że nie czuję, że nie kontroluję sytuacji i wtedy tego po prostu nie robię. Czasem mamy gorszy dzień, słabiej się czujemy, nie czujemy, że nam wszystko wychodzi i trzeba potrafić wtedy odpuścić - wyznał Andrzej Bargiel.
 
 
Mówi się, że Laila Peak to jedna z najpiękniejszych gór na świecie. Ale i jedna z najbardziej niedostępnych, nawet dla wzroku.
 
- Nawet gdzieś tam w zasięgu drona nie widzieliśmy tego najbardziej charakterystycznego szczytu, czyli tej rakiety. Dopiero podczas ataku chłopcy zobaczyli ścianę, zobaczyli swoją drogę podejścia, a my mogliśmy zobaczyć to piękno tej góry - powiedział Jakub Gzela, operator kamery i drona.

"Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem"

- Naprawdę, to jest wyjątkowe miejsce, ta ekspozycja na 2 tys. metrów przewyższenia robi niesamowite wrażenie i po prostu czuć, że jest stromo i to jest kawał góry - skomentował Andrzej Bargiel.
 
- Widok ze szczytu jest bardzo ładny. Widać kilka ośmiotysięczników, na przykład K2 i Broad Peak. Dla mnie to było superdoświadczenie, bo nigdy w życiu nie widziałem tak dużych szczytów - powiedział Jędrzej Baranowski, zdobywca szczytu Laila Peak.
 
10 maja Andrzej Bargiel i Jędrzej Baranowski jako pierwsi Polacy stanęli na wierzchołku Laila Peak. Ze względu na pogodę musieli się bardzo spieszyć.
 
- Okno (pogodowe-red.) szybkie, więc musieliśmy się szybko wspinać. Nie było czasu zakładać obozów. Ta kopuła szczytowa była oblodzona i uznałem, że tak jest bezpieczniej - skomentował Andrzej Bargiel.
 
 
- Cała wspinaczka zajęła nam około dziewięciu godzin i tak naprawdę nie robiliśmy sobie jakoś dużo przerw. Na ostatnie 150 metrów zdecydowaliśmy się zostawić narty pod szczytem i ruszymy na ten szczyt już bez nart. Raz żeby po prostu zredukować wagę, a dwa, że warunki na to nie pozwalały. Na kopule szczytowej było mało śniegu. Były takie fragmenty, że nie dałoby się zjechać na nartach - mówi Jędrzej Baranowski, zdobywca szczytu Laila Peak.

Nerwowe oczekiwanie i szczęśliwy finał

Reszta ekipy czekała na dwóch himalaistów w bazie. To były nerwowe godziny, bo w górach, może wszystko się wydarzyć. Jeden błąd może mieć fatalne konsekwencje. Ale, jak wspominają koledzy zdobywców Laila Peak, świadomość, że koledzy wracają do bazy, jest bezcenna. A chwila dotarcia to wielka radość. 
 
- Jest to zarazem duża ulga, bo wiemy, że już wracają do bazy, że są coraz niżej, że są w coraz bardziej bezpiecznych miejscach. Po zjeździe do bazy jest to niesamowita radość! Wszyscy się cieszymy! Nie zapomnę tego uczucia jak zjechali na dół. Już wiedzieliśmy, że wszystkie szczyty zaliczone i zeszło z nas ciśnienie - wspomniał Jakub Gzela, operator kamery i drona.
kmd / "Raport" Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie