Tajemnicze zaginięcie w Stargardzie. Tropem Joanny Rosiak

Polska
Tajemnicze zaginięcie w Stargardzie. Tropem Joanny Rosiak
"Interwencja"
Jeżeli rzeczywiście to mężczyzna stał za zniknięciem Joanny, tajemnicę o miejscu ukrycia jej zwłok zabrał ze sobą do grobu.

Od 16 lat śledczym nie udało się rozwiązać zagadki zniknięcia Joanny Rosiak ze Stargardu. 32-latka wyszła do pacy i po prostu zniknęła. Ktoś podobno widział jej porwanie, ale śledczy nie wykluczają zabójstwa. Przed zaginięciem w jej życiu pojawił się Albert, o trzy lata starszy mężczyzna. Materiał "Interwencji".

Joanna Rosiak miała 32 lata. Mieszkała w Stargardzie razem ze swoją matką. Pracowała jako agentka w jednej z firm pożyczkowych. Prowadziła też bar w centrum miasta.

 

Kryminalistyk: mogła wpaść w spiralę długów

 

Jak mówi były szef policyjnego Archiwum X w Krakowie główną cechą Joanny była jej wiktymność, czyli szczególna podatność na bycie ofiarą przestępstwa.

 

- Każdy, kto nosi przy sobie sporą część gotówki, a wiemy że pani Joanna taką pracę wykonywała, że tę gotówkę przy sobie posiadała, zawsze niesie to ze sobą jakieś ryzyko - tłumaczy "Interwencji" Mirosława Rudzińska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

 

Joanna jako pracownica jednej z firm pożyczkowych m.in. odbierała raty od klientów. Któryś z dłużników mógł mieć motyw, by zrobić jej krzywdę.

 

ZOBACZ: Sprowadził samochód do Polski, ale nie może go zarejestrować. "Jest sklonowany"

 

- Tutaj jeszcze istotniejszą grupą wydają się być klienci w barze, bo wydawała alkohol także na tzw. zeszyt - zwraca uwagę kryminalistyk dr Joanna Stojer-Polańska.

 

Mimo dwóch prac na koncie Joanny policja nie znalazła oszczędności.

 

- Kiedy miałam możliwość przeglądania jej rachunków, notatek, pism, które do niej przychodziły, miałam wrażenie, że wpadła w spiralę długów - dodaje Stojer-Polańska.

 

Miała przy sobie pieniądze, 2000 zł

 

Jest 7 czerwca 2005 roku. Około ósmej rano matka Joanny wychodzi do pracy. Przed wyjściem budzi córkę. Dwie godziny później Joanna również wychodzi z domu. Następnie... po prostu znika.

 

- Planowała tego dnia jechać do Szczecina, żeby zapłacić za lokal, którego była współwłaścicielką, przynajmniej tak oznajmiała swojemu otoczeniu - opowiada były szef policyjnego Archiwum X w Krakowie.

 

- Ostatnim śladem świadczącym o tym, co działo się z Asią jest SMS wysłany z jej telefonu, w którym miała powiadomić szefa, że spóźni się do pracy. To było w godzinach przedpołudniowych. Ten telefon logował się ostatni raz w okolicy Stargardu, tam gdzie były wówczas lasy i nigdy się nie odnalazł - opowiada kryminalistyk dr Joanna Stojer-Polańska.

 

ZOBACZ: Zabrano im dom pod budowę drogi. Od 10 lat walczą o odszkodowanie

 

- Policja powiedziała, że nie mają jak szukać, nie mają psów, bo by musieli je ze Szczecina ściągać, siostra nawet powiedziała, że zapłacimy za to wszystko, tylko żeby szukali. No i ponoć dwóch policjantów tam było, szukali, ale nic nie znaleźli. Asia na pewno miała przy sobie pożyczki, co tam komuś niosła albo do spłacenia raty. Jej kierownik mówił, że miała 2000 zł - tłumaczy "Interwencji" matka zaginionej Maria Rosiak.

 

- W tamtym czasie te możliwości techniczne policji były nieco inne i dostęp do nich był inny, niż dzisiaj – przekonuje Mirosława Rudzińska z policji w Szczecinie.

 

Świadek mówi o dwóch autach i porwaniu 

 

Kilka tygodni po zniknięciu pani Joanny w sprawie nastąpił pierwszy niespodziewany zwrot. Do redakcji miejscowej gazety zgłosiła się tajemnicza kobieta. Powiedziała, że na własne oczy widziała, co się stało z Joanną. Jej zdaniem, kobieta została porwana.

 

ZOBACZ: Od czterech miesięcy formalnie… nie żyje. Mężczyzna nie może normalnie pracować

 

- Zatrzymały się nagle dwa samochody, z samochodów tych wysiedli dwaj mężczyźni ubrani w kominiarki i ci mężczyźni mieli wsadzić do jednego z tych samochodów kobietę, która bardzo przypominała Joannę Rosiak. Relacjonująca to osoba sprawiała wrażenie wiarygodnej. Nie poszła na policję, bo jej styl życia był taki, że nie chciała mieć do czynienia ze śledczymi - opowiada "Interwencji" Emilia Chanczewska z "Głosu Szczecińskiego".

 

WIDEO - Od 16 lat śledczym nie udało się rozwiązać zagadki zniknięcia Joanny Rosiak ze Stargardu. "Interwencja"

  

- Jest to wersja moim zdaniem dość mało prawdopodobna, ponieważ do tego porwania doszło w ścisłym centrum Stargardu, w środku dnia, więc ciężko uwierzyć, że widziała to tylko jedna osoba, a wiele, wiele innych osób tego nie zgłosiło - ocenia Dawid Serafin z portalu Onet.pl.

 

W jej życiu pojawił się Albert

 

Sprawa zaginięcia Joanny od lat pozostaje niewyjaśniona. W 2019 roku przeanalizowali ją policjanci z krakowskiego Archiwum X. Szukając nowych tropów, prześwietlili życie prywatne kobiety. Okazało się, że przed zaginięciem w jej życiu pojawił się Albert - o trzy lata starszy mężczyzna.

 

- Pił dużo. To było trochę tak, że ja się z mężem rozstałam na jakiś czas i właśnie w tym czasie zapoznał się z tą panią, która zaginęła - mówi "Interwencji" była żona mężczyzny.

 

Joanna miała pomagać mężczyźnie finansowo.

 

ZOBACZ: Lekarz skrzywdził 14-latkę. Kary nie odsiaduje

 

- Dawała mu pieniądze, bo jej obiecywał, że rozwiedzie się z żoną, odejdzie od dotychczasowej rodziny, założy z nią nowy związek. Pojawiły się informacje, że on nadużywał alkoholu, a pod jego wpływem był człowiekiem agresywnym - opowiada były szef policyjnego Archiwum X w Krakowie.

 

- Spłacała jego długi, chciała, żeby ułożył sobie życie, pewnie widziała siebie również w jego życiu i chyba wybrała niewłaściwą osobę - dodaje dr Joanna Stojer-Polańska, kryminalistyk.

 

Siedem lat temu mężczyzna zmarł. Wcześniej na wiele lat wyprowadził się za granicę. Jeżeli rzeczywiście to on stał za zniknięciem Joanny, tajemnicę o miejscu ukrycia jej zwłok zabrał ze sobą do grobu. Nie wiadomo więc, czy matka Joanny kiedykolwiek pozna prawdę.

hlk/ Polsat News, "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie