Dwuletnia walka o działkę wartą miliony
W Markach pod Warszawą od prawie dwóch lat toczy się walka między urzędem miasta, mieszkańcami jednego z osiedli a lokalnym przedsiębiorcą. Kością niezgody jest działka warta kilka milionów złotych. Według urzędników kwestia własności tego terenu jest nieuregulowana. Właściciel agencji nieruchomości twierdzi, że działka jest jego, ale nie chce przedstawić na to dokumentów. Materiał "Interwencji".
Od prawie dwóch lat w Markach pod Warszawą toczy się wojna o działkę, wartą kilka milionów złotych. Jej status prawny jest nieuregulowany, co zdaniem mieszkańców tego osiedla, sąsiadującego ze spornym terenem, próbuje wykorzystać lokalny właściciel agencji nieruchomości.
"Pan Bogdan chce przejąć działkę, która nie należy do niego"
- Mieliśmy tutaj piękny zagajnik, dzieci tutaj przychodziły, było boisko zrobione do gry w piłkę nożną. Mieliśmy teren rekreacyjny i chcielibyśmy, żeby on taki pozostał - mówi Marzena Czernowska, mieszkanka osiedla.
- Pan Bogdan chce przejąć działkę, która nie należy do niego. Również wyciął drzewa, tych drzew było ponad 40, były to stare dęby, mieliśmy tutaj bardzo ładny zagajnik. W tej chwili, jak widać, działka jest ogołocona - dodaje pani Edyta Świderska, również mieszkająca w sąsiedztwie.
- Jest to człowiek, który zaczął się rządzić na terenie obok naszego osiedla. Jak wycinał drzewa, ja osobiście zapytałam, czy ma na to pozwolenie. Usłyszałam stek wyzwisk pod moim adresem - dodaje Aleksandra Nowakowska.
- Jednemu z sąsiadów któregoś dnia ten pan podjechał pod jego płot samochodem i świecił mu prosto w okna światłami. Grał głośną muzykę i krzyczał: "zobaczysz, jak to będzie jak tu będzie plac zabaw" - dodaje pani Edyta.
- Ten pan jest bardzo osobą znaną w Markach, wszyscy wiedzą, jakimi metodami działa - dodają mieszkańcy.
"To jest moja działka"
O tym, że przedsiębiorca jest osobą znaną i sam zna wiele osób, wkrótce przekonaliśmy się sami. Podczas naszego pobytu w Markach, zanim jeszcze poprosiliśmy o wywiad, sam zainteresowany zgłosił się do redakcji "Interwencji".
Bogdan Piaścik, przedsiębiorca: To jest moja działka. Odziedziczyłem tę nieruchomość czy też otrzymałem bez księgi i zamierzam bez księgi ją przekazać swoim dzieciom czy wnukom.
Reporter: A ma pan akt własności albo ten testament, zgodnie z którym pan to przejął?
Przedsiębiorca: Ale czy ja to muszę, swoje rodzinne sprawy, okazywać każdemu?
- Ta nieruchomość jest w naszej ocenie mieniem opuszczonym. W całości podpada pod tak naprawdę we władanie gminy. Władającym jest gmina, nie jest właścicielem, ale jest tym organem, który tak naprawdę chroni ten grunt, dba o niego - tłumaczy Dariusz Pietrucha, zastępca burmistrza miasta Marki.
- Nieruchomość od jakiegoś czasu jest, tak samo jak i my w tym zakresie, nękana przez tego pana. Zostały bez żadnej zgody, zezwolenia, informacji wycięte drzewa, na które to zareagowali też mieszkańcy i zgłosili nam, my żeśmy to zgłosili na policję - dodaje zastępca burmistrza.
Asp. szt. Tomasz Sitek z Komendy Powiatowej Policji w Wołominie informuje, że w dwóch sprawach postępowanie zostało zakończone. - Jedno mandatowe, jedno ze skierowaniem wniosku do sądu, w tej chwili postępowanie trwa - dodaje.
ZOBACZ: Kuriozalna pomyłka komornika. Zlicytował działkę za 1/4 wartości
- Toczy się to drugi rok. Irytuje mnie to, natomiast też zdaję sobie sprawę z ograniczeń, jakie dają nam przepisy - tłumaczy Dariusz Pietrucha.
Bogdan Piaścik, przedsiębiorca: To jest moje. To jest moje!
Reporter: Ale nie ma pan na to dokumentów.
Przedsiębiorca: Proszę pana, nie mam zamiaru na razie tego dokumentu pokazywać, to wszystko.
WIDEO: Materiał "Interwencji"
Mieszkańcy wystąpili o dzierżawę
Mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i wystąpili do miasta o dzierżawę spornej działki. Mają też konkretny plan na to, jak zagospodarować teren.
- Później się staramy dalej, żeby miasto zorganizowało tutaj jakiś teren rekreacyjny bo naprawdę tutaj w pobliżu nic nie ma. Chcemy żeby ta zieleń wróciła i żeby ptaki, zwierzęta miały gdzie przychodzić - mówi Grzegorz Krzemiński, mieszkaniec osiedla.
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy żyli w państwie prawa, w którym jakiś człowiek, tylko dlatego że jest jakiś teren teoretycznie niczyj, zajmował ten teren i twierdził że to jest jego. W mojej głowie to się nie mieści - dodaje pani Marzena.