Apelacja rodziny odrzucona. Europejski Trybunał ponownie zajmie się sprawą Polaka w śpiączce

Świat
Apelacja rodziny odrzucona. Europejski Trybunał ponownie zajmie się sprawą Polaka w śpiączce
Zj. ilustracyjne/Wikimedia Commons/Rcp.basheer
Według szpitala u mężczyzny doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu

Brytyjski rząd w poniedziałek ponownie nie zgodził się na przyjęcie apelacji, złożonej przez część rodziny obywatela Polski, który od ponad dwóch miesięcy znajduje się w śpiączce. Mimo to sprawa ponownie trafi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - poinformowali jego bliscy.

To oznacza, że przynajmniej do środy wieczorem przebywającemu w szpitalu w Plymouth w południowo-zachodniej Anglii mężczyźnie podawane będą pożywienie i woda. Wcześniej w poniedziałek zostały one ponownie podłączone po tym, jak w piątek zostały odłączone - już po raz trzeci.

 

ZOBACZ: Polak w śpiączce. Dziś może zostać odłączony od aparatury, rodzina podzielona

 

Jak wyjaśnili bliscy mężczyzny, poniedziałkowa decyzja o nieprzyjęciu apelacji była spodziewana, ale daje ona możliwość do ponownego skierowania sprawy do ETPC. Za pierwszym razem Trybunał nie przyjął jej wyłącznie ze względów proceduralnych - dlatego, że pierwszą apelację do brytyjskiego sądu złożyła siostrzenica mężczyzny, zaś skargę do ETPC - jego matka i siostra. Ponieważ tę niezgodność już poprawiono, ETPC będzie musiał ponownie zdecydować, czy zajmie się sprawą.

 

Rodzina podzielona

 

Sprawa dotyczy R.S. - mężczyzny w średnim wieku (jego personalia nie mogą być publikowane ze względu na dobro rodziny), który od kilkunastu lat mieszka w Anglii i który 6 listopada 2020 roku doznał zatrzymania pracy serca na co najmniej 45 minut, w wyniku czego, według szpitala, doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu. W związku z tym szpital w Plymouth wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury podtrzymującej życie, na co zgodziły się mieszkający w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne są temu jednak mieszkające w Polsce matka i siostra, a także mieszkające w Anglii druga siostra i siostrzenica.

 

ZOBACZ: Przełomowa metoda leczenia nowotworów krwi. Jest szansa dla polskich pacjentów

 

Żona R.S. uważa, że nie chciałby on być podtrzymywany przy życiu w obecnym stanie, a druga część rodziny argumentuje, że jako praktykujący katolik opowiadał się za prawem do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, zatem nie chciałby, aby jego życie zakończyło się w ten sposób.

 

Decyzja sądu

 

15 grudnia Sąd Opiekuńczy - specjalny sąd zajmujący się wyłącznie sprawami dotyczącymi osób ubezwłasnowolnionych lub niemogących samodzielnie podejmować decyzji - uznał, że żona mężczyzny wie lepiej niż jego matka i siostry, jaka byłaby jego wola. Orzekł też, że w obecnej sytuacji podtrzymywanie życia mężczyzny nie jest w jego najlepszym interesie i w związku z tym odłączenie aparatury podtrzymującej życie będzie zgodne z prawem, zaś mężczyźnie należy zapewnić opiekę paliatywną, aby do czasu śmierci zachował jak największą godność i jak najmniej cierpiał.

 

ZOBACZ: "Wróciłam zza cienkiej czerwonej linii". Prof. Sieroń w pierwszym wywiadzie po wyzdrowieniu

 

Aparatura podtrzymująca życie była już dwukrotnie odłączana - najpierw na dwa, potem na pięć dni - ale później była z powrotem przyłączana w związku ze złożonym pierwszym wnioskiem o apelację, którego nie przyjęto, a później - w związku z nowymi dowodami przedstawianymi przez tę część rodziny, która walczy o podtrzymywanie życia. Uważa ona, że stan R.S. poprawił się zauważalnie od czasu pierwszego orzeczenia sądu. Wskazała, że po odłączeniu go od aparatury wspomagającej oddychanie oddycha on samodzielnie i nie było potrzeby jej ponownego przyłączenia; później w sporze chodziło tylko o odłączenie lub nieodłączanie rurek podających mu pożywienie i wodę. Przedstawiała też jako dowód nagranie wideo, na którym mężczyzna mruga oczami w trakcie obecności rodziny w szpitalu, a także opinię neurologa wyrażającego odmienne zdanie na temat jego szans na powrót do w miarę samodzielnego życia. Ponadto zaproponowała przetransportowanie mężczyzny do Polski, gdzie mógłby być dalej utrzymywany przy życiu. Na to jednak nie zgadza się żona mężczyzny.

 

"Płakał, ruszał głową, reagował na głos"

 

Jak mówiła wcześniej matka mężczyzny, w trakcie wizyty członków rodziny w szpitalu R.S. płakał, ruszał głową, reagował na głos, zatem nie można mówić o tym, że znajduje się on w śpiączce ani tym bardziej w stanie wegetatywnym, lecz jest to już stan minimalnej świadomości. Jej zdaniem szpital nie wykonał wszystkich badań w związku z poprawą stanu mężczyzny.

 

ZOBACZ: Leży w łóżku i walczy z bólem. Rehabilitację wyznaczono... za dwa lata

 

Na posiedzeniu w dniach 30 i 31 grudnia Sąd Opiekuńczy odrzucił te dowody, wskazując, że nagranie smartfonem wideo nie ma takiej samej wagi jak badania medyczne, mruganie oczami, według lekarzy, jest naturalnym odruchem osoby pozostającej w tym stanie i niekoniecznie jest ono reakcją na obecność kogoś z rodziny. Wskazał też, że przywołany neurolog Patrick Pullicino jest jednocześnie katolickim księdzem i aktywnym działaczem organizacji na rzecz prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, zatem jego opinia nie jest bezstronna. Ponadto nie miał on wglądu w dokumentację medyczną. Sąd nie zgodził się też na przetransportowanie R.S. do Polski, argumentując, że wiązałoby się to z dużym ryzykiem śmierci w trakcie transportu, co byłoby bardziej pozbawiające godności niż odłączenie aparatury.

dk/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie