Chiny winią za zakażenie koronawirusem... niemiecką golonkę

Świat
Chiny winią za zakażenie koronawirusem... niemiecką golonkę
Zdjęcie ilustracyjne, fot. Pixabay/haraldheuser
Rzecznik niemieckiego Federalnego Instytutu Oceny Ryzyka przyznał, że choć "transmisja koronawirusa z mrożonego opakowania jest nieprawdopodobna, to jednak nie można jej całkowicie wykluczyć"

Chińskie władze twierdzą, że pracownik jednej z chłodni został zakażony koronawirusem po obróbce importowanej z Niemiec mrożonej wieprzowiny. Eksperci niemieccy przekonują, że jest "mało prawdopodobne". Rzecznik Federalnego Instytutu Oceny Ryzyka przyznał jednak, że choć "transmisja koronawirusa z mrożonego opakowania jest nieprawdopodobna, to jednak nie można jej całkowicie wykluczyć".

Chińskie władze poinformowały w weekend, że opakowanie mrożonej golonki importowanej z Bremy w północno-zachodnich Niemczech spowodowało nowy przypadek koronawirusa. 

 

ZOBACZ: Wirusolog: nie mamy jeszcze szczepionki, tylko jej optymistyczną zapowiedź

 

Komisja ds. zwalczania epidemii w Tiencin (jedno z czterech miast wydzielonych Chin, między Pekinem a zatoką Bohai, a także jeden z największych portów świata) stwierdziła, że pracownik jednej z chłodni zachorował na COVID-19 po kontakcie z importowaną wieprzowiną podczas jej wyładunku.

 

Koronawirus na wózku widłowym i na klamce drzwi

 

Opakowanie z golonką zostało sprowadzone z Bremy do Tiencin 19 października, a stamtąd trafiło 5 listopada do Dezhou w prowincji Shandong. Chińska gazeta państwowa "Global Times" podała, że lekarze zdiagnozowali u 38-letniego pracownika zachorowanie na COVID-19. Mężczyzna ma przebywać w wyznaczonym szpitalu, a pracujących z nim ośmiu kolegów trafiło na kwarantannę. Testy wykonano również 59 innym osobom, które miały kontakt z pracownikami, one też profilaktycznie zostały objęte kwarantanną. Na razie nie są znane wyniki ich testów na obecność koronawirusa.

 

Obecność koronawirusa komisja miała znaleźć na wózku widłowym, obsługiwanym przez zakażonego 38-latka, zanieczyszczona SARS-CoV-2 miała być również klamka drzwi w chłodni w chińsko-singapurskim Tiencin Eco-City. 

 

W tym samym czasie o wykryciu koronawirusa na opakowaniach produktów spożywczych importowanych do Tiencin poinformowały władze Taiyuan - miasta w środkowych Chinach, w prowincji Shanxi. "Global Times" poinformował również, że "wiele produktów importowanych do Chin w ostatnich miesiącach miało pozytywny wynik na obecność koronawirusa".

 

ZOBACZ: Dania miała wybić wszystkie norki z powodu mutacji koronawirusa. Zmiana decyzji

 

Władze Tiencin wprowadziły stan wyjątkowy i zaostrzyły kontrole, by zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii. 

 

Nie wiadomo, z której rzeźni pochodziła golonka  

 

Niemcy odpierają zarzuty. Twierdzą, że jest "mało prawdopodobne", by koronawirus mógł rozprzestrzenić się poprzez opakowania zamrożonych produktów. 


Wyjaśnienia sprawy nie ułatwia dodatkowo fakt, iż wciąż nie wiadomo, z której niemieckiej rzeźni pochodziła golonka. - W Bremie nie ma ubojni trzody chlewnej ani zakładu przetwórczego - wyjaśniał Lukas Fuhrmann z wydziału ds. zdrowia w Bremie.

 

ZOBACZ: Doradca premiera ds. COVID-19: powinniśmy zamknąć kraj na miesiąc

 

W Bremie nie ma również firmy zajmującej się pakowaniem części wieprzowych i posiadającej zezwolenie na eksport do Chin. Przesyłka musiała więc być zapakowana w innym landzie.

 

"To nie jest niemożliwe, ale bardzo mało prawdopodobne"

 

- Według Federalnego Instytutu Oceny Ryzyka (BfR) nadal nie są znane przypadki zakażenia SARS-CoV-2 poprzez spożycie produktów mięsnych lub kontakt z zanieczyszczonymi produktami mięsnymi lub opakowaniami - powiedział rzecznik BfR Jürgen Thier-Kundke.

 

Dodał, że choć można przypuszczać, iż koronawirus pozostaje zaraźliwy przez kilka tygodni w niskich temperaturach oraz w ciemności, to przypadek z Chin jest trudny do oceny. Przyznał jednak, że "transmisji koronawirusa jest nieprawdopodobna, to jednak nie można jej całkowicie wykluczyć".

 

ZOBACZ: Koronawirus po 100 dniach wrócił do Nowej Zelandii. Eksperci sprawdzają mrożonki

 

Wirusolog Andreas Dotzauer z Uniwersytetu w Bremie również wątpił, by chiński pracownik został zakażony poprzez kontakt z opakowaniem mięsa z Bremy. Według Dotzauera mogło w grę wchodzić kilka "niefortunnych czynników". - To nie jest niemożliwe, ale bardzo mało prawdopodobne - utrzymywał.

 

Mrożony ślad w Nowej Zelandii

 

Podobny przypadek zakażenia - prawdopodobne poprzez mrożonki - odnotowano w Nowej Zelandii. W połowie sierpnia, po 102 dniach bez stwierdzonych nowych przypadków koronawirusa, odnotowano w tym kraju cztery zakażenia SARS-CoV-2. Zainfekowali się członkowie jednej rodziny. Władze podejrzewają, że wirus mógł znajdować się właśnie na opakowaniach mrożonek, z których korzystali zarażeni.  

 

Nowozelandzki minister zdrowia Ashley Bloomfield dodała, że jedna z zainfekowanych osób pracowała w chłodni. - Wiemy, że wirus może przetrwać w lodówce przez dłuższy czas - dodał Bloomfield.

 

Sprawa mrożonego mięsa jest poważnie traktowana zarówno przez Niemców, jak i przez Chińczyków. Państwo Środka jest znaczącym importerem niemieckiej wieprzowiny. Sprowadza także te części mięsa, które w Niemczech są trudne do sprzedania, a w Chinach uchodzą za przysmak: świńskie nóżki, uszy, ogony i kości.   

grz/sgo/ "Global Times", "Deutsche Welle"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie