Zmiana sposobu liczenia zakażonych. "Wzrost nowych przypadków to skutek protestów"

Polska
Zmiana sposobu liczenia zakażonych. "Wzrost nowych przypadków to skutek protestów"
PAP/EPA/ANTONIO BAT
Nadchodzi zmiana w sposobie liczenia zakażonych koronwirusem osób.

Ostatnie rozporządzenie dot. związanych w epidemią ograniczeń wprowadza zmianę sposobu raportowania liczby zakażonych koronawirusem osób. Dotychczas liczbę zakażonych przedstawiano na podstawie dodatnich próbek pobranych w ramach testów finansowanych przez NFZ. Od czwartku raportowana będzie liczba zakażeń na podstawie sumy pozytywnych testów wykonanych zarówno na koszt państwa, jak i prywatnie.

Jak wynika z rozporządzenia z 9 października łączna liczba testów na obecność SARS-CoV-2 wyrażona była jako suma próbek przebadanych na koszt państwa (na podstawie zlecenia przez lekarza) i testów wykonanych prywatnie (na własny koszt). Jednak łączna liczba zakażonych (testów pozytywnych) uwzględniała tylko testy wykonane na koszt państwa. 

 

ZOBACZ: Strajk kobiet. Nie będzie postępowania wobec 14-latki z Olsztyna

 

"Medyczne laboratoria diagnostyczne wykonujące diagnostykę zakażenia wirusem SARS-CoV-2 są obowiązane przekazywać informację o liczbie wykonanych testów diagnostycznych w kierunku SARS-CoV-2 finansowanych ze środków innych niż środki publiczne, każdego dnia do godziny 10.00, za okres poprzedniej doby, do systemu teleinformatycznego, o którym mowa w ust. 3 pkt 1, a w przypadku braku dostępu do tego systemu, w postaci elektronicznej, do ministra właściwego do spraw zdrowia" - czytamy w rozporządzeniu. 

 

Zmiany od 5 listopada

 

Na mocy rozporządzenia z 23 października laboratoria nie muszą już przedstawiać informacji o liczbie wykonanych testów prywatnych. Jednak od 5 listopada będą musiały codziennie informować liczbie wykrytych zakażeń. 

 

"Medyczne laboratorium diagnostyczne wykonujące diagnostykę zakażenia wirusem SARS-CoV-2 wprowadza do systemu teleinformatycznego, o którym mowa w ust. 3 pkt 1, informację o pozytywnym wyniku testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2 finansowanego ze środków innych niż środki publiczne oraz informacje o osobie, której dotyczy badanie diagnostyczne, w tym informację o numerze telefonu do bezpośredniego kontaktu z tą osobą, w przypadku gdy informacje te nie znajdują się w tym systemie" - czytamy w rozporządzeniu z 23 października. 

 

ZOBACZ: Pytania do premiera i ministra zdrowia. Mateusz Morawiecki zaprasza na Facebooka

 

W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o potwierdzeniu zakażenia koronawirusem u kolejnych 24 tys. 692 osób. W ciągu minionej doby zmarło 373 chorych. To najwyższy dzienny bilans zakażeń i zgonów od początku epidemii.

 

Powód wzrostu zakażeń? "Protesty"

 

Rząd nie ukrywa, że wiąże wzrost zakażeń z masowymi protestami, jakie przetoczyły się przez Polskę w ciągu ostatnich dni. - W obecnej sytuacji epidemicznej, kiedy mamy dziennie 20 tys. zachorowań, przeciążoną służbę zdrowia, namawianie i udział w manifestacjach, to łamanie prawa i wyraz braku odpowiedzialności, bo na pewno nastąpi przyrost zachorowań - mówił w środę szef KPRM Michał Dworczyk.

 

Szef KPRM był też pytany, czy 11 listopada powinien odbyć się Marsz Niepodległości. Odparł, że wszystkie środki i siły powinny być skierowane na walkę z COVID-19.

 

Jednak to nie pierwszy raz od początku pandemii, kiedy ludzie masowo wychodzą na ulice. Kiedy po zabójstwie George'a Floyda przez USA przechodziła fala zamieszek przeciwko brutalności policji mówiło się, że ich efektem będzie dalsze rozprzestrzenianie się koronawirusa.

 

Późniejsze analizy nie potwierdziły tych założeń. "Nie ma dowodów na to, że protesty wywołały wzrost liczby zachorowań na COVID-19"  - pisali wówczas twórcy raportu z National Bureau of Economic Research.

 

"Krzyczą i generują większy aerozol"

 

Jednak niektórzy eksperci, pomimo krótkiej perspektywy czasowej mówią jasno: "Liczba zakażeń koronawirusem i zachorowań na COVID-19 może być już odzwierciedleniem trwających od kilkunastu dni niepokojów społecznych". To opinia kierownika Kliniki Pulmonologii Ogólnej i Onkologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi prof. Adama Antczaka.

 

- To już mogą być efekty tych niepokojów społecznych, to może być ich odzwierciedlenie - ocenił. - Pamiętajmy, tam dystansu nie ma. Wprawdzie protestujący mają na nosie i ustach maski, ale jeżeli krzyczymy, to transmisja zakażeń jest jeszcze większa - podkreślił naukowiec.

 

- Co prawda, to się odbywa na powietrzu, to jeszcze sprawę ratuje, ale podczas tego typu zgromadzeń, gdzie ludzie krzyczą i głośno mówią, to tacy ludzie generują jeszcze większy aerozol - podkreślił Antczak.

 

"Potrzebny jest lockdown"

 

Zdaniem Antczaka, wobec pandemii należy podjąć zdecydowane działania. - Od trzech tygodni mówię, że potrzebny jest lockdown - powtórzył profesor.

 

- Jeżeli zamykamy tylko część miejsc, gdzie jest dużo ludzi, a pozostawiamy otwarte inne miejsca, gdzie też jest dużo ludzi, to niestety nie przynosi to efektów - stwierdził w rozmowie z prof. Adam Antczak.

 

- Przed nami arcytrudny czas. Pandemia nasila się, więc nasza odpowiedź musi być zdecydowana. Kolejne restrykcje są potrzebne. Chronimy tym służbę zdrowia i obywateli przed tragicznymi konsekwencjami pandemii - mówił premier Mateusz Morawiecki, zapowiadając nowe obostrzenia. Szef rządu nie wykluczył "narodowej kwarantanny".

 

- Morawiecki zwrócił się także do osób, które biorą udział w manifestacjach i protestach. - Bardzo proszę też wszystkich, którzy dzisiaj nadal chcą protestować, proszę bardzo - protestujmy, ale w sieci, w sieci internetowej. Tam wyrażajmy nasze opinie - mówił.

msl/sgo/ polsatnews.pl, PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie