"To straszne, co się dzieje". Lekarz o nowym systemie testów na COVID

Polska
"To straszne, co się dzieje". Lekarz o nowym systemie testów na COVID
PAP/EPA/David Borrat, Zdjęcie ilustracyjne
"To straszne, co się dzieje". Lekarz o nowym systemie testów na COVID

Od początku września w Polsce wprowadzany jest nowy system wykonywania testów na COVID-19. Część lekarzy uważa, że jego efektem będzie spadek wykrywalności liczby zakażonych koronawirusem. Ich zdaniem grozi to "przedłużaniem się pandemii i wprowadzaniem w błąd społeczeństwa", a także "lekceważeniem procedur bezpieczeństwa epidemiologicznego". Napisali w tej sprawie apel do ministra zdrowia.

Minister zdrowia Adam Niedzielski wprowadził zmiany w systemie testowania osób z podejrzeniem zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Priorytetem jest teraz testowanie pacjentów z objawami, mogącymi wskazywać na zakażenie, tj. gorączką, kaszel, problemy z oddychaniem. O wiele mniej testów będzie wykonywanych u osób chorujących bezobjawowo.

Zasadniczą zmianą jest również to, że w diagnozowaniu COVID-19 znacznie zwiększona została rola lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Zgodnie z wytycznymi, opieka ma zaczynać się teleporadą, a jeśli w ciągu 3-5 dni nie nastąpi poprawa stanu zdrowia pacjenta lub objawy się nasilą, lekarz powinien przeprowadzić badanie w przychodni. Po badaniu może zdecydować, czy konieczne jest przeprowadzenie testu na COVID-19.

 

ZOBACZ: Ponowne zakażenie koronawirusem w Polsce

 

- Nowy system doprowadził do dramatycznej sytuacji: lekarze zamiast leczyć ciężko chorych, utonęli w biurokracji. Zajmują się wypisywaniem skomplikowanych skierowań na testy na koronawirusa. Musimy się w tym celu logować do zupełnie nowego systemu, który nie zawsze działa. Przejęliśmy obowiązki urzędników. Dostaję w tej sprawie setki telefonów od kolegów lekarzy z całej Polski - mówi Interii Marek Twardowski, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie.

 

Testy tylko dla pacjentów z czterema objawami

 

Jego zdaniem nowy system jest nie tylko bardziej obciążający dla lekarzy, ale także gorszy z punktu widzenia pacjentów, ponieważ ogranicza ich dostępność do testów.

 

- Poprzedni system dawał możliwość wykonania większej liczby testów. Teraz w ramach teleporady lekarz może skierować na testy tylko pacjentów z czterema objawami COVID-19 występującymi łącznie. Według badań tylko jednak kilka procent osób zarażonych koronawirusem ma te cztery objawy łącznie. Pozostali więc muszą udać się do przychodni, aby dostać skierowanie na test. Przy okazji mogą pozarażać innych: w autobusach, a także w przychodni, do której przecież przychodzą głównie ludzie starsi i z chorobami przewlekłymi. To straszne, co się teraz dzieje - mówi Marek Twardowski.

 

Jego zdaniem już teraz w przychodniach tworzą się "horrendalne kolejki" pacjentów oczekujących na poradę.

 

GIS broni nowego systemu

 

Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego argumentuje, że nowy system kieruje chorych na koronawirusa do właściwych osób, czyli do lekarzy. - Do tej pory pacjenci często traktowali pracowników sanepidu jak medyków, dzwoniąc do nich z opisami swoich objawów. A przecież sanepid nie został powołany do leczenia - argumentuje Bondar.

 

Tłumaczy, że nowy system nie musi oznaczać mniejszej liczby testów na COVID-19. - Punktów badań ma być teraz więcej - zapewnia.

 

Cały artykuł na ten temat przeczytasz na portalu interia.pl

zdr/prz/ interia.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie