W szpitalu zamieniono dzieci. Po 34 latach pani Elżbieta odnalazła biologicznego syna

Polska
W szpitalu zamieniono dzieci. Po 34 latach pani Elżbieta odnalazła biologicznego syna
Archiwum prywatne
Po kilkudziesięciu latach małżeństwo dowiedziało się, że syn, którego wychowywało nie jest jego biologicznym dzieckiem

Małżeństwo z gm. Szydłowiec na Mazowszu po 34 latach odnalazło biologicznego syna, którego szpital przez pomyłkę przekazał po porodzie innej rodzinie. Przez ten czas pani Elżbieta i jej mąż wychowywali inne dziecko. W odszukaniu biologicznego syna pomogli internauci. - Cała rodzina jest w szoku - mówi nam pani Elżbieta.

- Jesteśmy w szoku, to wielkie zaskoczenie. Ze względu na tę drugą rodzinę, która wychowywała moje biologiczne dziecko, nie mogę za wiele powiedzieć. Oni jeszcze o niczym nie wiedzą, a ustaliliśmy, że powinni dowiedzieć się od syna - powiedziała polsatnews.pl Elżbieta Zielińska. 

 

Kobieta przyznała, że osobiście nie rozmawiała jeszcze z synem, ale kontaktowała się z nim za pośrednictwem innej osoby. Bardzo chciałaby się z nim spotkać, ale w odpowiednim czasie. - To wszystko w człowieku musi się ułożyć, ukształtować - zaznaczyła. 

 

Testy DNA potwierdziły pokrewieństwo

 

Testy DNA potwierdzające pokrewieństwo wykonano w przychodni. Wynik nadszedł kilka dni temu. - Na 99,9 procent to mój syn. Na pewno będę chciała, by ktoś odpowiedział za to, co nas spotkało - dodała. 

 

W odnalezieniu syna pomogli internauci i facebookowy profil "Zaginieni przed laty". Polsatnews.pl również nagłośnił historię małżeństwa z gminy Szydłowiec. Pod koniec czerwca pisaliśmy o poszukiwaniach biologicznego dziecka.  

 

ZOBACZ: W szpitalu prawdopodobnie zamieniono dzieci. Rodzina prosi o pomoc

 

Niepokojące zachowanie dziecka

 

Wszystko zaczęło się w maju 1986 r.  w szpitalu przy ul. Tochtermana w Radomiu, gdzie Elżbieta Zielińska z Chustek przez cesarskie cięcie urodziła dziecko. Operację przeprowadzono w pełnej narkozie.

 

Kilkanaście godzin później pielęgniarka przywiozła pani Elżbiecie do karmienia chłopca. Jak relacjonowała nam w czerwcu pani Elżbieta, już wtedy zachowanie malca budziło niepokój, gdyż noworodek zanosił się płaczem i nie chciał pić mleka matki. Karmiono go butelką.

 

- Mijały dni, miesiące, a Maciej bezustannie był niespokojny, ciągle płakał, nie chciał spać, jeść - wspominała Elżbieta Zielińska w rozmowie z polsatnews.pl.

 

Z czasem okazało się, że chłopczyk nie jest podobny ani do rodziców, ani do dwóch synów państwa Zielińskich. Był - w przeciwieństwie do nich - szczupłej budowy ciała i śniadej karnacji. Często słyszeli żarty, że to nie ich dziecko. 

 

ZOBACZ: Kiedy znika dziecko. "Istotna jest każda sekunda"

 

- Wszystkich synów darzyliśmy jednakową miłością i traktowaliśmy tak samo, jednak Maciek był zawsze oziębły w stosunku do nas, nie chciał się przytulać. Nie utrzymywał też bliskich kontaktów z braćmi ani nie chciał uczestniczyć w żadnych spotkaniach rodzinnych. Po prostu od początku czuł się u nas obco… - mówiła kobieta.

 

W gimnazjum zaczęły się problemy z wagarowaniem, paleniem papierosów, piciem alkoholu, narkotykami, z łamaniem prawa. W końcu chłopak trafił na odwyk.

 

Życie na ulicy

 

Po ukończeniu 30. roku życia Maciej opuścił dom. Spał m in. w pustostanach i to właśnie w jednym z nich w 2016 roku stracił życie.

 

Do państwa Zielińskich zapukała policja. Zwłoki Macieja były tak zwęglone, że January Zieliński nie był w stanie rozpoznać ciała syna. Konieczne było wykonanie testów DNA, których wyniki okazały się zdumiewające. Wyszło na jaw, że żyjący z nimi przez 30 lat człowiek, nie jest synem żadnego z małżonków.

 

Apel rodziców

 

Do dziś nie wiadomo, jak doszło do zamiany dzieci w szpitalu przy ul. Tochtermana 25 maja 1986 roku. 

 

Zielińscy podjęli wiele desperackich prób, by odnaleźć swoje biologiczne dziecko. Najpierw zwrócili się do szpitala z prośbą o ustalenie nazwisk kobiet, które rodziły w tym samym czasie, ale dokumenty zostały zniszczone po okresie 10 lat przechowywania. Prokuratura nie mogła pomóc z uwagi na to, że minęło zbyt dużo czasu. Na nic zdała się też prośba o interwencję w Ministerstwie Sprawiedliwości.

 

Mimo wcześniejszego nagłośnienia sprawy w ogólnopolskich mediach, nie pojawił się nawet cień nadziei. - Postanowiłam się jednak nie poddawać, bo nie daje mi spokoju myśl, że gdzieś w świece żyje moje dziecko. Nie chcę burzyć jego spokoju, ani tej rodziny, chcę tylko wiedzieć, czy jest szczęśliwe - mówiła nam przed wakacjami pani Elżbieta.

 

ZOBACZ: Ostatnie pożegnanie w windzie. O umieraniu w samotności

 

Za radą przyjaciółki kobieta opublikowała kolejny apel na portalu "Zaginieni przed laty" oraz na swoim profilu facebookowym. 

 

- Zgłosiły się do mnie także osoby, które twierdzą, że wiedzą coś na ten temat. Na razie muszę zachować dyskrecję - podkreśliła wówczas. 

 

W końcu nadeszła długo wyczekiwana wiadomość. Odnaleźć biologicznego syna udało się dzięki ludziom związanym z facebookowym profilem "Zaginieni przed laty". - Nasza strona to sieć kontaktu. I faktycznie strona, która zajmowała się adopcjami i "Zaginieni przed laty" połączyły swoje kontakty. Okazało się, że prywatna osoba jest w stanie pomóc w dojściu do prawdopodobnego biologicznego syna. Oczywiście zostały sprawdzone wszystkie możliwe dzieci, które się urodziły tego dnia. Było mnóstwo teorii, ale udało się - przekazała Radiu Dla Ciebie Iga Ore-Ofe, przedstawicielka "Zaginieni przed laty".

 

Pani Elżbieta jeszcze nie wie, jak dokładnie potoczyły się losy jej biologicznego syna. - W tej chwili jest daleko od nas - przyznała w rozmowie z polsatnews.pl.

ml/luq/ polsatnews.pl, RDC
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie