Muszą zapłacić fortunę... za samobójstwo córki
Ok. 30-letnia kobieta o nazwisku Yang popełniła samobójstwo w wynajmowanym mieszkaniu w Tajpej, stolicy Tajwanu. Inni lokatorzy uznali śmierć kobiety za "złą wróżbę", wypowiedzieli swoje umowy najmu, a cena nieruchomości gwałtownie spadła. Właścielka budynku postanowiła pozwać... rodziców zmarłej.
Yang wynajmowała mieszkanie na strychu, za które miesięcznie płaciła 4 tys. nowych dolarów tajwańskich (ok. 500 złotych). Umowa kończyła się pod koniec grudnia 2018 r. - kobieta popełniła samobójstwo 26 grudnia, jej ciało odnaleziono na początku stycznia 2019 r.
ZOBACZ: Wygrał na loterii 6,5 mln euro i wszystko stracił, mimo że nie wydał ani centa
Wystraszeni lokatorzy uznali, że dom jest nawiedzony i zaczęli się z niego masowo wyprowadzać. Hisieh, właścicielka budynku, nie tylko straciła ewentualne zyski z tytułu najmu, ale gwałtownie spadła też wartość samej nieruchomości. Nie znalazła też chętnych na ponowne wprowadzenie się.
Hisieh postanowiła winą za poniesione straty obarczyć rodziców zmarłej, którzy nie zrzekli się spadku po swojej córce. Według wyliczeń wynajmującej wartość nieruchomości spadła o 2 mln 630 tys. NT, a straty z tytułu zerwanych umów oszacowała na 240 tys. NT. W sumie kobieta wystawiła rachunek na 2 mln 870 tys. NT (ok. 375 tys. złotych). Hisieh twierdziła, że zmarła podejmując decyzję o samobójstwie musiała zdawać sobie sprawę, że wpłynie ona na wartość budynku.
Sąd przyznał rację wynajmującej
Sprawa trafiła do sądu. Rodzice Yang przekonywali, że przestrzeń wynajęta jej córce nie była przeznaczona do zamieszkania, w wyniku czego umowa najmu traciła ważność. Argumentowali również, że samobójstwo kobiety było impulsem i na pewno nie myślała o długofalowych efektach swojej decyzji.
ZOBACZ: Nie wiedziała, że urodzi upośledzone dziecko. Sąd: kobieta dostanie odszkodowanie
Sędzia przyznał rację wynajmującej. Uznał, że fakt iż wynajmowana przestrzeń nie była sklasyfikowana jako mieszkanie, nie oznacza, że samobójstwo nie wpłynęło na wartość nieruchomości. W całości oddalił też argumenty pozwanych. Rzeczoznawca wycenił, że Hisieh należy się w sumie 2 mln 860 tys. NT - o 10 tys. mniej niż zabiegała.
Wyrok nie jest prawomocny - strony mogą złożyć apelację.
Czytaj więcej