Wybuch na białostockim pasażu. "Ukartowana próba wzbudzenia współczucia"

Do wybuchu doszło ponad rok temu, a zatrzymani w tej sprawie podejrzani obciążają się wzajemnie odpowiedzialnością. Obecnie za spowodowanie zagrożenia każdemu z nich grozi osiem lat więzienia. Śledczy już ponad rok temu nie mieli wątpliwości, kto mógł doprowadzić do eksplozji. Postawili 66 i 36-latkowi zarzut narażenia wielu osób na utratę zdrowia lub życia. Nikomu na szczęście nic się nie stało.
- Przyznaję się do winy no i oczywiście z tego tytułu wyrażam skruchę - mówił przed sądem Sylwester F.
To on skonstruował ładunek, który wybuchł w pasażu. Jak twierdzi, zrobił go na prośbę Romana L. - administratora budynku. Także na jego prośbę umieścił go w pokoju 66-latka. Klucze do pokoju miał mu dać właśnie Roman L.
300 złotych zapłacił mu za materiały do konstrukcji ładunku. Według Sylwestra F., Roman L. miał coraz gorsze relacje z właścicielami lokali i doprowadzając do eksplozji, chciał wywołać u nich współczucie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: 20-latek stanie przed sądem za strzał z wiatrówki do kierowcy
"Huknie i dostanie trochę spokoju"
- To na celu miało właśnie, że huknie i dostanie trochę spokoju - oświadczył oskarżony.
Takie też były ustalenia prokuratury. Roman L. zbyt dobrze wiedział co wybuchło u niego w pokoju. - To były petardy takie, które miały spowodować wybuch benzyny z olejem - mówił Roman L.
Obrońca Sylwestra F. domaga się uniewinnienia klienta. - Nierealne jest, żeby narażał własne życie i zdrowie - powiedział.
Twierdzi, że nie zlecał i sam nie detonował
Roman L. odpowiadał tylko na pytania swojego pełnomocnika. Twierdził, że niczego nie zlecał, nie detonował i był w pokoju, kiedy doszło do wybuchu. Z najemcami lokali w pasażu nie miał problemów i sugerował, że to nie on a Sylwester F. miał kłopoty.
- Zarząd wspólnoty i wspólnota zaczęły podejrzewać pana Sylwestra F. o wyłudzenie faktury, o fałszerstwo faktur - przyznał Roman L.
Kolejna rozprawa w listopadzie. Mężczyznom grozi do 8 lat więzienia.
Czytaj więcej