Opieczętowana karta do głosowania na przystanku autobusowym
Opieczętowaną kartę do głosowania znaleziono w pobliżu jednego z przystanków autobusowych w Płocku. Komisje w Piszu i Olsztynie omyłkowo wydały pojedyncze strony spisu wyborców, które głosujący wrzucili do urn razem z kartami do głosowania.
Jak poinformowała rzeczniczka płockiej policji Marta Lewandowska, zawiadomienie dotyczy przestępstwa polegającego na wyniesieniu z lokalu wyborczego karty do głosowania.
- Opieczętowaną kartę do głosowania w rejonie przystanku autobusowego na osiedlu Łukasiewicza w Płocku znalazła kobieta i przekazała ją przewodniczącemu obwodowej komisji wyborczej - wyjaśniła Lewandowska.
Rzeczniczka płockiej policji przypomniała jednocześnie, że - wyniesienie karty wyborczej jest przestępstwem, za które grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch.
Do urn omyłkowo wrzucono strony spisu wyborców
Komisje w Piszu i Olsztynie omyłkowo wydały pojedyncze strony spisu wyborców, które głosujący wrzucili do urn razem z kartami do głosowania. W obu przypadkach ogłoszono krótką przerwę i spisy zostały wydobyte z urn - podała delegatura Krajowego Biura Wyborczego w Olsztynie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Para zerwała 25 plakatów, kto inny domalował wąsy. Kolejne przypadki łamania ciszy wyborczej
Dyrektor Delegatury KBW w Olsztynie Piotr Sarnacki powiedział, że w Piszu i Olsztynie komisje wydały razem z kartami do głosowania po jednej stronie spisu wyborców. Jego zdaniem, stało się tak, bo osoby wydające karty prawdopodobnie "zahaczyły" przypadkowo o stronę ze spisem, a wyborcy wzięli je i wrzucili do urn.
Jak mówił, z tego powodu komisje musiały zrobić krótkie przerwy techniczne, żeby otworzyć urny i wyjąć strony spisu wyborców. Podkreślił, że było to konieczne, ponieważ to jedyny dokument potwierdzający, kto już otrzymał karty i wziął udział w głosowaniu - na spisie są podpisy osób, które już zagłosowały.
Obie sytuacje trwały kilka minut
- Była przy tym komisja w całym składzie, zrobiła protokół i będzie wzmianka w protokole po głosowaniu, że trzeba było to zrobić. To wyjątkowe sytuacje, ale zgodne z literą prawa - zapewnił.
Według Sarnackiego członkowie komisji w Piszu deklarują, że trwało to - dosłownie dwie minuty - a w Olsztynie osiem minut.
Jak dodał, do czasu wydobycia stron spisu z urn wyborcy stali obok i musieli poczekać, bo przez te kilka minut - nie było trybu wydawania kart.
Zdaniem dyrektora, do nietypowych sytuacji dochodziło czasem również w poprzednich wyborach, ale zwykle zdarzało się, że wyborca omyłkowo wrzucał do urny razem a kartą do głosowania swój dowód osobisty. Wówczas taka osoba musiała czekać do zakończenia pracy komisji, żeby odzyskać swój dokument tożsamości.
Czytaj więcej
Komentarze