Zgromadził tony śmieci na działce. "To wszystko śmierdzi, kiśnie"

Polska

Janopol to niewielka wieś na Lubelszczyźnie. Dariusz i Mariusz Bichta walczą ze swoim sąsiadem o porządek. Jan B. na swojej działce gromadzi złom i odpady, które gnijąc powodują fetor oraz zaśmiecają działki sąsiadów. Mimo że mieszkańcy Janopola od lat proszą urzędników o interwencję, to ich problem do dziś nie został rozwiązany. Materiał "Interwencji".

- Co tutaj możemy znaleźć? Wszystko. Słoiki z ogórkami, z majonezem, wszystko co w sklepie. Te opakowania spożywcze, folie, latają po naszych działkach i zaśmiecają te działki. Na pole nie można dojechać, bo ten syn gazem psiuka. Mówi, że nie odjedzie, "fakera" pokazuje - mówi dziennikarzom "Interwencji" Mariusz Bichta, sąsiad Jana B.

- Jest dużo szczurów. Teraz trochę wytruł, ale wraz pojawiają się i widać ich. Urzędnicy mówią, że nie mogą nic zrobić z tym problemem. Tak odpychają: wójt na sanepid, sanepid na wójta - dodaje Dariusz Bichta, sąsiad Jana B.

 

"To wszystko śmierdzi, to wszystko kiśnie"


Jan B. do Janopola przeprowadził się w 2009 roku. Według mieszkańców na początku nic nie wskazywało na to, że kilka lat później gospodarstwo mężczyzny będzie tonąć w śmieciach. 

- Mam pralki, lodówki, samochody. Ludzie przychodzą i każdy bierze na swoją odpowiedzialność. Do swoich własnych celów. Pampersy są, podpasek obecnie nie mam, gumek też nie mam - opowiada "Interwencji" Jan B., który gromadzi również żywność.

- Co sprzeda, to sprzeda, a co zostaje to sypie na kupkę. To wszystko śmierdzi, to wszystko kiśnie - podkreśla Andrzej Sturczyk, okoliczny mieszkaniec.

- Na placu ma ze sto samochodów. Dużo leży na boku, na dachu są powywracane. Z każdego coś wycieka - dodaje Zbigniew Dąbek, również mieszkaniec Janopola.

 

"Nie bagatelizowaliśmy tego problemu"


6 lat temu urzędnicy zaczęli w końcu działać. Urząd gminy nałożył na Jana B. kilka grzywien. Niestety, to nie rozwiązało problemu. Śmieci przybyło. Wójt powiadomił także sanepid o zalegającej na działce pana żywności. Odpowiedź otrzymał, ale dopiero po trzech latach.

- W 2015 rok zobowiązaliśmy pana Jana do usunięcia odpadów. Zawiadomiliśmy wszystkie służby i inspekcje o gromadzeniu odpadów i problemie prowadzenia przeterminowanej żywności. To nie są odpady komunalne. To są odpady powstałe w wyniku prowadzenia nielegalnej działalności gospodarczej - poinformował "Interwencję" Zenon Stefanowski, wójt gminy Kłoczew.

- Nie bagatelizowaliśmy tego problemu. Zgodnie z przepisami możemy wkroczyć na prywatną posesję wówczas, gdy wpłynie podejrzenie lub zachorowanie na chorobę zakaźną - mówi dziennikarzom Grażyna Rybak z sanepidu w Rykach.

 

"To jest jego prywatna posesja"


Urzędnik przyznaje, że w ciągu ostatnich trzech lat dwa razy odwiedzali kłopotliwą posesję.

- Pojechaliśmy tam, tylko, że kwestia jest taka, że wokół tej posesji krążą dość duże psy i ze względu na obawę o własne zdrowie nie wysiedliśmy z samochodu. To jest prywatna własność tego pana i my wkroczyć nie możemy. Czyli te produkty mogą tam zalegać, gnić? To jest jego prywatna posesja i tam on ma prawo sobie to przetrzymywać  - dodaje Grażyna Rybak.

Jan B. ma czas do końca maja, by zrobić porządek z zalegającymi odpadami. W przeciwnym razie urząd gminy zapowiada wielkie sprzątanie. Jego kosztami może zostać obarczony właściciel działki. Mieszkańcy Janopola liczą, że ich gehenna w końcu się skończy.

dk/ Polsat News, Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie