Komisja sprawiedliwości i praw człowieka przeciwko odwołaniu przewodniczącego Piotrowicza

Polska
Komisja sprawiedliwości i praw człowieka przeciwko odwołaniu przewodniczącego Piotrowicza
Polsat News

Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka opowiedziała się przeciwko odwołaniu jej przewodniczącego Stanisława Piotrowicza (PiS). Piotrowicz zaznaczył, że komisja nie pracowała nad zmianami w Kodeksie karnym, a zarzuty wobec niego to "kapiszony sprzed 18 lat".

W połowie maja na początku posiedzenia Sejmu posłowie PO-KO: Kamila Gasiuk-Pihowicz i Borys Budka wnioskowali o przerwę, domagając się odwołania z funkcji szef komisji sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza (PiS).

 

- Do polskiego Sejmu wpłynęła ustawa podwyższająca karę za pedofilię i ta ustawa ma być procedowana w komisji, której szefuje człowiek, który na konferencji prasowej - jak sam przyznał - jako rzecznik bagatelizował, rozmydlał winę księdza z Tylawy, który został skazany za pedofilię - podkreślała wówczas Gasiuk-Pihowicz. Jej zdaniem Piotrowicz "nie ma zdolności", aby prowadzić komisję, która ma się zająć sprawą pedofilii.

 

Poseł Bartosz Kownacki (PiS) zawnioskował w środę podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka o uzupełnienie porządku obrad nad wnioskiem posłanki Kamili Gasiuk-Pihowicz o odwołanie przewodniczącego komisji. Sprzeciwił się temu Borys Budka, uzasadniając, że nie ma na sali wnioskodawcy.

 

"Kapiszony sprzed 18 lat"

 

W sprawie oświadczenie złożył Piotrowicz. Zaznaczył, że komisja nie pracowała nad projektem dotyczącym zmian w Kodeksie karnym, a ponadto został on już zmaterializowany w postaci ustawy, a więc stricte formalne okoliczności już wygasły.

 

- Przez 18 lat są rozsiewane pod moim adresem oszczerstwa i zniesławienia. Niektóre media i niektórzy posłowie czynią to w celu zdyskredytowania mnie w oczach opinii publicznej. Po raz kolejny prostuję kłamstwa i oszczerstwa. Po pierwsze: nie prowadziłem przedmiotowego śledztwa, po drugie: nie wykonywałem żadnych czynności procesowych w tym śledztwie, po trzecie: nie byłem autorem postanowienia o umorzeniu postępowania w tej sprawie, po czwarte: śledztwo zostało przeprowadzone rzetelnie, a do sposobu jego przeprowadzenia ani do mnie jako szefa jednostki nie miały miejsca żadne zastrzeżenia ze strony jednostek nadrzędnych, mimo że akta były przedmiotem wielokrotnych kontroli inspirowanych przez niektóre ośrodki medialne - powiedział Piotrowicz.

 

Podkreślił, że poinformował wówczas media na ich życzenie o wynikach śledztwa i motywach jego umorzenia. - W prokuraturach rejonowych nie ma instytucji rzecznika prasowego. Obowiązki te pełni szef prokuratury rejonowej - zaznaczył. - W swoich wypowiedziach, dla lepszego oddania istoty sprawy, używałem również określeń, które padały z ust świadków, po prostu je cytując. Przesłuchujący prokurator jakkolwiek redaguje protokół, niemniej ma obowiązek w ściśle określonych sytuacjach dosłownie zacytować wypowiedź świadka, bo to oddaje zdolność oceny rzeczywistości, postrzegania faktów i zdolność ich odtwarzania, dlatego też prokurator użył sformułowań używanych przez świadka - powiedział.

 

- Podczas konferencji prasowej również zacytowałem dosłowne wypowiedzi świadków. Te słowa w celu zdyskredytowania mnie przypisano mnie, dopuszczając się manipulacji, jako byłyby to moje sformułowania, a ja w taki sposób oceniam rzeczywistość - mówił na posiedzeniu komisji Piotrowicz. Zaznaczył, że to nie były jego sformułowania, lecz sformułowania świadków. - Każdy, kto mnie zna, wie, że tego rodzaju terminologia nigdy nie była używana w moich ustach - podkreślił.

 

Zaznaczył, że sprawa została później na jego wniosek przekazana do innej prokuratury.

 

- Wyciąganie przeciwko mnie kapiszonów sprzed 18 lat to przejaw wyjątkowej desperacji, bezradności i frustracji - ocenił Piotrowicz.

 

Za odwołaniem przewodniczącego zagłosowało trzech posłów, przeciw było 14, jeden poseł się wstrzymał.

 

Nagranie z Piotrowiczem

 

W ubiegłym roku posłanka Joanna Scheuring-Wielgus (Teraz!) opublikowała na swoim profilu na Facebooku nagranie, w którym znalazła się informacja o tym, że Sąd Rejonowy w Krośnie 25 czerwca 2004 roku uznał proboszcza z Tylawy za winnego molestowania seksualnego sześciu dziewczynek i skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat i na 8 lat zakazu wykonywania zawodu nauczyciela. "Według sądu ksiądz Michał M. »brał je na kolana, wkładał ręce pod bluzkę i dotykał piersi, wkładał rękę do majtek i dotykał krocza, całował w usta z penetracją językiem jamy ustnej, wkładał palec do pochwy, dotykał nóg powyżej kolan«" - podano w materiale.

 

W materiale widać też Piotrowicza, który mówi: "Ksiądz w swoich zeznaniach potwierdził, że istotnie brał dzieci na kolana, a czynił to podczas lekcji religii. Dzieci spontanicznie przybiegały do niego, obejmowały go, on również dzieci przytulał do siebie, głaskał. Zdarzało się tak, że i pocałował. Zdarzało się i tak, że jednocześnie na kolanach siedziało kilkoro dzieci. Dzieci były szczęśliwe, zadowolone. Nie było w tym żadnego podtekstu seksualnego".

pgo/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie