Punkty za "trudne warunki środowiskowe" zastąpią te za "pochodzenie" w rekrutacji na studia w USA

Świat
Punkty za "trudne warunki środowiskowe" zastąpią te za "pochodzenie" w rekrutacji na studia w USA
Flickr/COD Newsroom

College Board, prywatna instytucja nadzorująca w USA testy SAT, które są sprawdzianami zdolności kandydatów na studia, zamierza oprócz poziomu ich wiedzy i zdolności oceniać także warunki życia w środowisku, w jakim dorastali.

Wyniki nadzorowanych przez The College Board testów SAT (skrót pochodzi od pierwotnej nazwy testu: Scholastic Aptitude Test - test naukowej przydatności) mają istotne znaczenie w przyjmowaniu nowych studentów na większość uczelni wyższych w USA. Test SAT ocenia zdolności matematyczne, umiejętności pojmowania tekstów i słownictwo kandydatów.

Jako pierwszy o zamiarach wprowadzenia dodatkowych kryteriów w ocenie wyników SAT poinformował "Wall Street Journal" w czwartek.

Dane o warunkach zdobywania wiedzy, nazywane przez przedstawicieli College Board "wskaźnikiem przeciwności" (Adversity Index), podawane w skali od 1 do 100 punktów (50 punktów oznacza "przeciętne" warunki kształcenia kandydata, a 100 punktów "bardzo trudne"), będą naliczane na podstawie 15 kryteriów, jak np. dochody, poziom wykształcenia mieszkańców w dzielnicy, w której dorastał kandydat, poziom przestępczości w tej dzielnicy oraz to, czy kandydat na studia był wychowywany przez dwoje rodziców czy tylko przez jedno.

 

Zastąpienie kategorii rasowych kategoriami ekonomicznymi


Punkty "za przeciwności" nie będą doliczane do wyników SAT ani udostępniane kandydatom. Wyniki wskaźnika mają być przekazywane komisjom kwalifikacyjnym wyższych uczelni jako dodatkowe narzędzie oceny kandydatów.

W tym roku takie wskaźniki zostaną przekazane razem z wynikami testu SAT komisjom kwalifikacyjnym 150 uczelni, a w roku 2020 większości uczelni.

Wprowadzenie "wskaźnika przeciwności", kolejna próba zapewnienia studentom z biedniejszych rodzin możliwości kontynuowania nauki i równego startu na uczelniach wyższych, zdaniem pomysłodawców zmierza do zastąpienia coraz bardziej anachronicznych kategorii rasowych kategoriami ekonomicznymi.

Krytycy tej koncepcji uważają natomiast, że "wskaźnik przeciwności" jest kolejnym wybiegiem, aby wprowadzić, tym razem tylnymi drzwiami, preferencje rasowe w przyjmowaniu na studia.

Obie strony zgadzają się, że wprowadzenie tego wskaźnika jest reakcją na ostatni skandal związany z oszustwami w przyjmowaniu na studia dzieci z bogatych, uprzywilejowanych i białych rodzin.

 

Miliony dolarów za przyjęcie na studia    


Afera wybuchła, gdy w marcu w toku innego śledztwa FBI wykryło, że co najmniej 50 osób - w tym dwie słynne aktorki telewizyjne - zapłaciło miliony dolarów za usługi "doradcy akademickiego" Williama "Ricka" Singera, właściciela firmy doradczej The Edge College & Career Center, aby zapewnić swym dzieciom indeksy cenionych amerykańskich uczelni wyższych.

Prokuratorzy federalni postawili w tej sprawie zarzuty kryminalne, w tym przekupstwa, oszustw finansowych i płatnej protekcji, 50 osobom. Oczekuje się, że w stan oskarżenia w tej sprawie postawieni zostaną kolejni podejrzani.

Podczas procesu w Bostonie do winy przyznała się znana z serialu "Gotowe na wszystko" Felicity Huffman, która utrzymuje, że jej córka nie wiedziała o zabiegach rodziców, by załatwić jej przyjęcie na studia. Aktorce grozi kara 10 miesięcy więzienia i grzywna w wysokości 20 tys. dolarów.

Inna znana aktorka Lori Loughlin i jej mąż, projektant mody Mossimo Giannulli zdaniem prokuratorów zapłacili Singerowi 500 tys. dol. za przyjęcie na studia ich dwóch córek. Loughlin i Giannulli utrzymują, że są niewinni.

Singer, aby załatwić dzieciom swoich klientów studia na cenionych uczelniach, nie tylko rozdawał łapówki, ale też dostarczał zaświadczenia od psychologów, że kandydaci mają wrodzone trudności z nauką.

 

Fałszowanie życiorysów


Takie zaświadczenia pozwalały kandydatom na zdawanie testu SAT w pojedynkę, często tylko pod opieką z góry opłaconego egzaminatora, z możliwością rozłożenia egzaminu na dwie części.

Rodzice płacili od 15 tys. do 75 tys. dol. za takie rozwiązania, jak podstawienie w miejsce ich dzieci innej osoby do zdawania testu, korzystanie z pomocy egzaminatora, który podpowiadał właściwe odpowiedzi, albo zapewnienie, że sprawdzający wyniki wstawi poprawne odpowiedzi.

Singer i jego współpracownicy, aby zapewnić, że dzieci klientów dostaną "punkty za pochodzenie", dopisywali w ich życiorysach fałszywe informacje o pochodzeniu z mniejszości rasowych bądź etnicznych.

Ponieważ wyniki sportowe kandydatów mają olbrzymie znaczenie dla uczelni, z reguły większe niż oceny ze szkoły średniej, Singer płacił trenerom uniwersyteckich drużyn, aby potwierdzili, że kandydaci będą wartościowymi nabytkami dla ich zespołów, a nawet za pomocą Photoshopu "doklejali" na zdjęciach do muskularnych ciał znanych akademickich sportowców twarze dzieci klientów.

dk/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie