Kancelaria odzyskuje pieniądze z polis, ale ich nie wypłaca
Happy End 24 to kancelaria odszkodowawcza Damiana L., która pieniądze z polis odzyskuje, ale klientom ich nie wypłaca. Kancelaria zmienia kolejne nazwy i lokalizacje, a oszukani ludzie tracą nadzieję na odzyskanie pieniędzy. Okazuje się, że prezesem spółki powiązanej z Happy End 24 mógł zostać każdy, a zapłatą za to bywały drobne na alkohol. Kwota roszczeń wobec spółki sięga kilkuset tys. złotych.
Stanisława Truszczyńska ma 74 lata. Przez większość dnia korzysta z aparatu tlenowego, a lista jej schorzeń jest długa. 3 stycznia 2014 roku o mało nie straciła życia w ulicznej studzience burzowej.
- Jej połowa była odkryta i ja w nią wpadłam. 40 szwów miałam. I leżałam od 3 do 8 stycznia, dostałam jeszcze zawału – powiedziała "Interwencji" Stanisława Truszczyńska.
Za feralną studzienkę odpowiadał urząd miejski. Odesłał on panią Stanisławę do swojego ubezpieczyciela. Ten początkowo wypłaty odmówił, więc mąż i sąsiad kobiety zaczęli szukać kancelarii odszkodowawczej. Trafili na Happy End 24.
Kancelaria nie wypłaciła należnych pieniędzy
Sprawa trafiła do sądu. W lipcu 2016 roku pani Stanisława proces wygrała i towarzystwo ubezpieczeń przelało ponad 13 tys. zł na konto reprezentującej ją kancelarii. Do tej pory pieniędzy pani Stanisława nie ma.
- Zgodnie z umową mieli 7 dni na rozliczenie się z poszkodowanym – mówi Wacław Tołstik, sąsiad państwa Truszczyńskich.
Dziennikarze "Interwencji" odwiedzili z ukrytą kamerą siedzibę jednej ze spółek powiązanych z Happy End 24 – Kwedis International.
- Proszę wejść, ale to nie ma tego dziadostwa już. To było tylko… byliśmy, jak to się mówi, słupami po prostu – mówi matka jednego z fikcyjnych prezesów spółki.
Reporterka: To syn nie był prawdziwym prezesem tej firmy?
- A skąd! W życiu.
- A znał się w ogóle na tym?
- Nie miał zielonego pojęcia.
- To skąd on się tam wziął jako prezes?
- No, rodzina najbliższa.
- Nie było pracy, pięknie funkcjonował… To bydlę, to bydlę właśnie prowadziło to wszystko.
- Mówiąc bydlę ma pani na myśli pana L.?
- Tak, L. Inaczej nie powiem. Wszystko zachachmęcił, wszystko, co tylko się dało, naoszukiwał ludzi, gnojka przecież od małego znam. I naprawdę był fajny chłopak. Czy go tak pieniądz zepsuł?
To nie pierwsza sprawa "Happy Endu"
Interwencja już dwa lata temu alarmowała, że Happy End wygranych pieniędzy poszkodowanym nie przekazuje. O swojej historii opowiedzieli nam wówczas państwo Bruszczakowie, którzy przeżyli w 2014 roku wypadek.
- Jechaliśmy z Kwidzyna w stronę Prabut, a drugi kierowca z Prabut w stronę Kwidzyna i wyprzedzał na łuku pod górę. Znalazł się na naszym pasie i czołowo uderzył w nas - opowiadał Radosław Bruszczak.
Poturbowaną rodzinę jeszcze w szpitalu odwiedził Damian L. – prezes Happy End 24. Proponował pomoc w uzyskaniu odszkodowania z OC sprawcy wypadku. Pieniądze dla państwa Bruszczaków wygrał i także ich nie przekazał.
- Mamy dwie faktury, które zostały przesłane do kancelarii Happy End. Jedna jest na kwotę prawie 13 000, a druga jest na kwotę prawie 17 000 zł – powiedział Radosław Bruszczak.
Prezes kancelarii uciekł na widok samochodu Polsatu
Wraz z panem Radosławem szukaliśmy należnych pieniędzy i Damiana L. Ale prezes na widok podjeżdżającego samochodu Polsatu uciekł!
- Od ostatniego reportażu nic się nie zmieniło. Zgłosiliśmy sprawę do prokuratury, nagle zostało to jakby wstrzymane, mieli ruszyć od października i do dnia dzisiejszego żadnego pisma nie dostaliśmy. Nawet nie byliśmy przesłuchani jako poszkodowani, nic nie było zrobione w tej sprawie – mówi Radosław Bruszczak.
- Takich osób, które uzyskały w toku postępowania korzystne dla siebie rozstrzygnięcie, ale nie dostały pieniędzy od firmy jest około 50, a cała kwota w tej chwili przekracza 500 000 zł – informuje Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Udaje nam się dotrzeć do Dariusza K., kolejnego fikcyjnego prezesa spółki. Ten opowiada nam, jak łatwo on i jego znajomi zostawali szefami kolejnych firm.
Dariusz K.: Kogo on nie spotkał, nie uwierzy pani, tu przy ulicy takie żule, to słupami są. Dawał 100 - 200 zł i zapisywał spółkę. Wytransferował to wszystko na jakieś konta do Szwajcarii, do Anglii. W Walii kupę czasu mieszkał, taki cwaniak.
Reporterka: Ale wy się wszyscy zgadzaliście się, żeby być tymi prezesami. To co mieliście z tego? Jakiś zysk, rozumiem.
Dariusz K.: Też sobie tam lubiłem wypić, to tam na jakieś piwo dał, to tamto. To był taki okres w moim życiu trochę nieszczęśliwy.
- Niezależnie od kwestii tych ubezpieczeń wyjaśniane są również kwestie związane z przywłaszczeniem samochodów na szkodę firm leasingowych oraz kwestie tzw. oszustw komunikacyjnych, czyli fingowanych kolizji i wyłudzanie odszkodowań od firm ubezpieczających – informuje Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
"Każdy ma po 1000 samochodów na siebie"
- Tu każdy ma po 1000 samochodów na siebie. Stłuczki, kradzieże, cuda. Oprócz tego wiem, że oszukał ludzi na kupę pieniędzy. 2, 3 osoby przez niego "wykorkowały" - twierdzi Dariusz K., fikcyjny prezes spółki.
Sprawę Happy End 24 bardzo dobrze zna Prokuratura Rejonowa w Kwidzynie. Od miesięcy oczekuje na opinię biegłego, która ma wyjaśnić, gdzie podziały się pieniądze.
- Prokuratura prowadzi postępowanie, którego przedmiotem jest działalność podmiotów funkcjonujących pod nazwą handlową Happy End Kancelaria Odszkodowawcza. Ale to jest nazwa tylko. Pod tą nazwą funkcjonowało lub funkcjonuje szereg podmiotów. Firmy w Kwidzynie są 3, a w pobliżu miasta jeszcze 11. Dodatkowo również takie firmy zostały założone i funkcjonowały na terenie Wielkiej Brytanii. Sama dokumentacja księgowa w przypadku tych firm zajęła dosyć duży bus – mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
- On jak to wszystko rozpisał, spółki, na całą ścianę, to podobno w prokuraturze im ściany brakuje. Gdy policja tu wpadła, co była taka obława wielka, to Damian powiedział, że pieniędzy nie odda. Zawinęli mu te papiery, to potrafił w Kwidzynie zapłacić kasę i z policji w nocy przebierali te dokumenty i mu ten.., I chce pani, żeby doszli prawdy? – opowiada Dariusz K., jeden z fikcyjnych prezesów
"Księgowość prowadziła policjanta żona"
- Księgowość prowadziła policjanta żona. Koniec, kropka, bez dyskusji. O czym tu mamy mówić. Jak mogła siedzieć w tym gulaszu, jak już wiedziała, że cała Polska go poszukuje? – zwraca uwagę matka jednego z fikcyjnych prezesów.
Chociaż zarzuty w tej sprawie otrzymały dwie osoby, Damian L. wciąż jest czysty. Gdy go spotkaliśmy, nie otworzył nam drzwi. Odnaleźliśmy go za to na… liście biegłych sądowych gdańskiego Sądu Okręgowego.
Czytaj więcej
Komentarze