Oficer wojska oskarżony o spoliczkowanie dwóch kobiet. "Ale to było w czasie zajęć z walki wręcz"
Kapitan Piotr K. prowadził zajęcia z kandydatami na żołnierzy sił rezerwowych. Według pokrzywdzonych kobiet, nie spodobała mu się ich reakcja na zadane ćwiczenie. Mężczyzna miał do nich podejść i obie spoliczkować. - Ale to było w czasie zajęć z walki w bliskim kontakcie. Jak można prowadzić takie zajęcia bez walki wręcz? Na slajdach? - pyta obrońca oficera. Sprawą zajmie sięe sąd garnizonowy.
Jak informuje "Gazeta Wrocławska", kapitan Piotr K. służy w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu. Prowadzi zajęcia z walki wręcz, wykorzystując elementy Krav Magi.
Na początku listopada ubiegłego roku prowadził zajęcia z grupą kandydatów na żołnierzy Narodowych Sił Rezerwowych. To ochotnicy, którzy zdecydowali się łączyć zawodową pracę w cywilu z pełnieniem wojskowej służby na wypadek na przykład klęsk żywiołowych.
Pokrzywdzone w tej sprawie kobiety, szeregowe, miały być na zajęciach w dwóch różnych grupach. Ćwiczono wtedy obronę przed próbą odebrania żołnierzowi broni. Z relacji kobiet wynika, że kapitanowi nie spodobała się ich reakcja na zadane ćwiczenie, w którym kandydaci na żołnierzy mieli wyzwolić w sobie agresję, stanąć w parach i warczeć na siebie.
"Odepchnął twarz"
Według "Gazety Wrocławskiej", relacje obu kobiet, ćwiczących w dwóch różnych grupach, są podobne. Kapitan miał podejść i spoliczkować, a do jednej z nich dodatkowo wulgarnie się odezwać. Rzekomo nie spodobało mu się to, że na zadane ćwiczenie zareagowały śmiechem.
Oskarżony przekonuje, że realizuje program i musi nauczyć kandydatów na żołnierzy walki wręcz. Twierdzi, że demonstrował ćwiczenie, w którym odgrywał rolę agresora. Jak dodał, "odepchnął twarz", a nie spoliczkował.
"Chciał pokazać, jak może się zachować osoba, która chce żołnierzowi odebrać broń" - cytuje gazeta.
Oficer przekonuje, że obie panie widział wówczas pierwszy raz. Nie miał powodu "naruszać ich nietykalność".
"Nigdy wcześniej nikt nie miał zastrzeżeń"
Obrona przekonuje, że kapitan "jest bardzo dobrze wykształconym instruktorem". Jak mówi mecenas Łukasz Kocot, "to jedna z niewielu osób w armii z takimi uprawnieniami; sam szkolił się pod okiem izraelskich instruktorów".
Według Kocota, kapitan "zawsze na zajęciach zadaje podobne ćwiczenia". - I nigdy wcześniej nikt nie miał zastrzeżeń. Również przełożeni kapitana, gdy kontrolowali, jak prowadzi zajęcia. Co więcej, kapitan wciąż prowadzi zajęcia i wciąż w taki sam sposób - dodał.
Obrońca podkreślił, że cała sytuacja miała miejsce w czasie zajęć z walki wręcz w bliskim kontakcie. - Jak można prowadzić zajęcia z walki wręcz bez walki wręcz? Na slajdach? - pytał.
Rzecznik prasowy Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych, kpt. Marek Gwóźdź nie odpowiedział dziennikarzom na pytanie, czy wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Takie informacje są niejawne.
Proces w tej sprawie prowadzi wrocławski sąd garnizonowy.
Czytaj więcej
Komentarze