Jest twarzą protestu "żółtych kamizelek". Od 10 lat dostaje 2,6 tys. euro za nic nierobienie
Jean-Francois Barnaba jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli protestów we Francji. Fakt, że zawsze chętnie przychodzi do programów telewizyjnych i odpowiada na pytania dziennikarzy zainteresował francuskich reporterów. Okazało się, że Barnaba ma tyle czasu, bo chociaż od 10 lat dostaje 2,6 tys. euro pensji od jednego z francuskich samorządów, to nie ma żadnych obowiązków.
"Żółte kamizelki" to nieformalny ruch, który od 17 listopada organizuje protesty w wielu miejscach we Francji. Jego uczestnicy sprzeciwiali się planowanej (a obecnie zawieszonej) podwyżce podatku od paliwa, ale wielu z nich sprzeciwia się też innym działaniom prezydenta Emmanuela Macrona. 22 i 29 listopada ich protesty przerodziły się w Paryżu w zamieszki.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych, często goszczących w mediach przedstawicieli tego ruchu jest Jean-Francois Barnaba, 62-letni urzędnik z departamentu Indre w centrum Francji.
W autobiografii, którą wydał własnym sumptem w 2016 roku przedstawia się jako "dyrygent, dyrektor szkoły muzycznej, szef centrum kultury". Media porównują go do Salomona, szofera Louisa de Funesa z filmu "Przygody rabina Jakuba", nazywają symbolem "zwykłego Francuza". Gościł m.in. w uważanym za najważniejszy program polityczny w kraju "L'Émission politique" w telewizji publicznej France 2; udzielał porannego wywiadu politycznego w publicznym radiu France-Inter; był też w telewizji informacyjnej BFMTV. Opowiada tam m.in o tworzeniu struktur "żółtych kamizelek", planach startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego
Le #giletjaune Jean-François Barnaba : "Un moratoire, ça veut dire quoi ? C'est trop ce que l'on prend actuellement aux gens" #le79inter pic.twitter.com/z8PxHsK8fv
— France Inter (@franceinter) December 4, 2018
Praca bez obowiązków
Dziennikarzy programu telewizyjnego "Quotidien" i tygodnika "L’Obs" zainteresowało, skąd Barnaba ma tyle czasu, aby gościć w mediach.
Odkryli, że od prawie 10 lat, chociaż otrzymuje od samorządu pensję w wysokości 2,6 tys. euro, to nie ma żadnych obowiązków. Ostatni projekt, przy którym pracował, zakończył się bowiem 31 grudnia 2008 roku. Od tamtego czasu ma status specjalny FMPE ("funkcjonariusz czasowo pozbawiony zatrudnienia"). Otrzymuje się go, gdy po zakończeniu projektu samorząd nie jest w stanie zaoferować urzędnikowi stanowiska odpowiadającego jego kompetencjom.
Rada Stanu tłumaczy, że jest to dla urzędników „w specjalnej, chwilowej sytuacji, czekających na nową pracę”. Barnaba jest jednak w takiej sytuacji od 10 lat. Jak wyjaśnia samorząd departamentu Indre, jest jedyną osobą z tym statusem w całym tamtejszym samorządzie.
- Mówiąc dokładnie, nie mam pracy. Od 10 lat nie dostałem żadnej oferty pracy. Mam siedmioro dzieci, z których utrzymuję trójkę. Na życie zostaje mi 800 euro - tłumaczył się Barnaba w radiu France Bleu. W rozmowie z programem Quotidien mówiłł, że wynika to z "konfliktu z przełożonymi".
WIDEO: Miliony euro strat po protestach w Paryżu
Czytaj więcej